Miałem nie odnosić się do obecnych dramatycznych wydarzeń za naszą wschodnią granicą, bo właściwie jeśli o mnie idzie temat wyczerpałem już dawno. Dlatego mogę jedynie przypomnieć com pisał choćby ostatnio, lub jeśli kto nie ma ochoty na dłuższą lekturę odsyłam do tekstu Krzysztofa Wojczala, jaki popełnił on na tę okazję. W pełni zgadzam się z jego konkluzją, iż los Polski obecnie rozstrzyga się na Ukrainie [ a nie ''w'' jak chcieliby tego politpoprawni debile ], sam też powtórzę moją tezę, że to nie kwestia żadnych sympatii czy antypatii do chachłów, lecz jeśli kacapy im wpierdolą i my będziemy mieć przesrane. Bowiem skoro z najwyższym trudem udało nam się obronić przed napuszczonymi przez Ruskich paroma tysiącami nachodźców, angażując w tym celu niemal wszystkie swe rezerwy, to co dopiero myśleć o odparciu regularnych sił obcego agresora, rozlokowanych wzdłuż całej naszej wschodniej granicy! Nie łudźmy się, że ''NATO nas wybroni'' ani tym bardziej skurwysyny z UE, które nawet teraz chcą nam dojebać rzekomym ''brakiem praworządności''. I tu właśnie kryje się powód niniejszego tekstu, że jednak zmuszony zostałem poniekąd do zabrania głosu, gdym obaczył fotorelację z demonstracji ''solidarności z walczącą Ukrainą'', jaka miała miejsce dopiero co na kieleckim rynku. Krew mnie normalnie zalała, bowiem zgromadziła ona niemal całą lokalną ''tęczawo-unijną'' menażerię, która jeszcze niedawno ochoczo brała udział w ohydnej nagonce na polskich żołnierzy, broniących naszych granic przed inspirowaną przez Moskwę inwazją nachodźców. A teraz te wynarodowione kurwy mają czelność pomstować na ''agresję Putina na Ukrainę''?!? Niech jeszcze wezmą kredki i coś namalują na chodniku w proteście, Ruscy na pewno się przerażą. Oczywiście jak za parę miesięcy czy najdalej rok, gdy opadnie bitewny kurz Niemcy sfinalizują Nord Stream, wtedy ta sama kanalia równie gorliwie będzie ględzić o ''pojednaniu polsko-rosyjskim'' jak już bywało za Tuska, nie mam co do tego najmniejszych złudzeń. Pierdolę stąd takie gadanie, iż nie czas jakoby wypominać teraz nie tak dawnych przecież przewin, bośmy wszyscy zjednoczeni w obliczu rosyjskiej inwazji na sąsiedni kraj bla bla bla. Nie kurwa!!! - życzę im właśnie, aby gówno jakim obrzucali naszych obrońców kraju wylądowało im na twarzy. Wielce żałuję, iż obecna broń mimo tak oszałamiającego postępu technologicznego, wciąż nie jest na tyle prezycyjna, aby odjebywać wyłącznie podobne ścierwo. Inaczej wypadałoby wręcz życzyć sobie, aby ruskie pociski kierowane wymiotły ten śmieć z naszego terytorium, skoro nie potrafimy sami tego dokonać. Co gorsza, te unijne jełopy nawet gdy kacapskie nuki zaczną spadać im na łeb, nadal będą pierdolić o ''praworządności'' i pedałach, to właśnie przez takich bezmózgich tumanów jesteśmy obecnie jako Polska w przysłowiowej czarnej dupie: bez należytej armii, tajnych służb itp. [ co rzecz jasna nie zdejmuje winy za to również z rządów PiS ]. Jak tylko zajdzie taka potrzeba, to samo towarzycho demonstrujące dziś w obronie Ukrainy, za niedługo zachwalać nam będzie porozumienie Berlina z Moskwą i nasz w nim udział w ramach ''trójkąta kalingradzkiego'' a la Sykulski. Mimo, iż jedyny ''trójkąt'' na jaki możemy jako Polska liczyć wespół z Niemcami i Rosją, to zerżnięcie nas przez oba państwa ''na dwa baty'' i to koncertowo! Co do mnie nie mam najmniejszej ochoty na takowe ''eksperymenty'' z własną obyczajnością, chapiąc ruską knagę jednocześnie z parówą niemieckiego transa w tyłku, wolę już pozostać polityczną ''cnotką-niewyjebką''. Przejdźmy stąd do konkretów, aby nie zarzucono mi gołosłowności, zaznaczę tylko dla porządku, że nie ujawniam tu niczyich prywatnych danych, mowa bowiem o osobach publicznych i znanych nie tylko wśród lokalsów. Oto więc Agata Wojda - obecna ''wiceprezydentynii'' Kielc z ramienia PO, która jako rzeczniczka wojewodziny w okresie pierwszej inwazji nachodźców, beształa miejscową ludność za ''nietolerancję'' z jaką przeciwstawiała się wciskaniu jej przez takich jak ona migrantów z Syrii [ a tak naprawdę połowy świata, w tym krajów nieobjętych konfliktami zbrojnymi ]. Na poniższym zdjęciu - blondi w szarym płaszczyku, krótko obcięta na ''babochłopa'' jakim w istocie jest, dzierży flagę Ukrainy choć z polską uświadczyć jej trudno, stoi obok Biskupowej z zielonym czubem, jednej z trójcy kieleckich nastojaszczych lesb:
Do kompletu ''frakcji nieheteronormatywnej'' w miejscowym PO nie mogło więc zbraknąć Kachny Zapały - karlica w okularach, z szalikiem w kolorach nie pozostawiających złudzeń co do jej orientacji polityczno-seksualnej. Niepokoi tylko, że stoi oddzielnie z Biskupową, a przecież nawet w lokalnej prasie pisano niedawno, iż obie stanowią parę - ? Gejowskie rozwody to prawdziwa plaga społeczna, Ordo Iuris powinno je zakazać:
Czy może więc dziwić obecność na tej paradzie pajaców promotora w PO tak Wojdy jak i Zapały, błazna Artura Gierady? Bowiem typ wygrzewając kadencjami tyłek w Sejmie, zajmował się tak ważkimi dla kraju sprawami jak dopierdalanie się do niegdysiejszej minister edukacji, czy aby poprawnie użyła słów ''polec'' i ''poległy'' w wypowiedzi publicznej, pisząc nawet w tym celu interpelację poselską wraz z podobnymi mu ''geniuszami'' Nitrasem i Pomaską. Nie żartuję bynajmniej, a to i tak nic w porównaniu ze zwalczaniem przezeń ''dyskryminacji religijnej baptystów'', tudzież ''prawicowej indoktrynacji uczniów'', oczywiście nie mogło zbraknąć w zestawie ''mowy nienawiści'' wobec penisosceptyczek jak pomienione wyżej, wreszcie praw rolkarzy. Wszakże blednie to mym zdaniem wobec jego interpelacji sejmowej ws. barszczu Sosnowskiego, normalnie cudo - to ten kermit drugi od lewej patrząc, z flagą Ukrainy a jakże:
Skoro ''lepsiejsze towarzystwo'' się zebrało, takie unijne i otwarte jak odbyt gwiazdy porno, to i musiał ''się'' polansować wraz z nim Marcin Chłodnicki z Lewycy - gogo w płaszczu żigolaka drugi od prawej z kolei, stoi między typem w czapce z ryjem jak ubek, a rurkowcem w bordowej kurtce:
Tutaj zaś z telefonem przy uchu nadaje Arkadiusz Stawicki, wieczny ''człowiek III sektora'' i prounijny oczywiście do rzygu. Na pierwszym planie tuż przed nim, o ile się nie mylę w czapce Bogdan Białek, także pasożyt wypasiony na grantozie, tyle że ten z kolei od ponad 30 lat pieprzy o rzekomym ''pogromie kieleckim'', taki se znalazł szkodnik pomysł na życie:
Do tego jeszcze postępowe ''mohery'' od Hołowni, z logo jego formacji na szalikach i flagach:
Wszystkim zaś dyryguje [?] jakiś leśny dziadyga:
...i mamy właściwie niemal pełen zestaw lokalnych przegrywów politycznych. Do całości obrazu brakuje jeszcze tylko Maxa Materny, feministy z wyrokiem za znęcanie się nad partnerką, oraz przesławnego antyfiarza Kundzia, o jakim popełniłem onegdaj tekst. Nie chce mi się jednak sprawdzać, czy ten ostatni także potępia gromko Putina, lub na odwrót cieszy zjeba, że Rusek daje odpór wrażym ''imperialistom z NATO''. Zwracam tylko uwagę na marginalną obecność polskich flag w porównaniu z ukraińskimi, a nawet znalazła się jakaś Paktu Północnoatlantyckiego. Obsadzony tym ''tęczawym'' robactwem kielecki ratusz parę miesięcy temu został przez nie podświetlony na zielono, w ramach ''solidarności z matkami i dziećmi'' nachodźców koczujących na polskiej granicy, mimo iż zdecydowana większość z nich to przecież agresywne skurwysyny, nasłane przez Łukaszenkę a de facto Putina. Teraz zaś też same gnidy odstawiają podobny cyrk w barwach narodowych Ukrainy, by zmazać niedawną hańbę jawnego aktu zdrady narodowej i państwowej, jakim w istocie była powyższa akcja, w sytuacji gdy zmagaliśmy się z inspirowanym przez Moskwę atakiem bronią masowej migracji, bo z tym faktycznie mamy tu do czynienia. Moja wściekłość na bezczelność i głupotę miejscowych wynarodowionych kanalii powinna więc być zrozumiała, obelżywe słowa są w tym wypadku jak najbardziej na miejscu, gdyż ordynarność stanowi jedyny adekwatny sposób należytego określenia podobnej bezmyślności. Jeśli któreś z pomienionych bydląt pozwie mnie za to, com tu napisał dowiedzie tym samym, że uderzyłem w sedno, inaczej swołocz nie poczułaby się tak dotkniętą do żywego właściwym jej nazwaniem. W swoim prounijnym zjebstwie oni wszyscy są bowiem co do zasady dokładnie tacy sami jak Putin, podobnie jak tamci dążący do wyrugowania z sąsiedniego kraju nacjonalistów, by zlikwidować sam naród ukraiński jako osobną wobec Rosji zbiorowość w obrębie ''ruskiego miru''. Jedynie dokonuje tego innymi metodami, za pomocą bomb i karabinów a nie promocji pedalstwa i gadaniny o ''wspólnym europejskim domu'', de facto zaś niemieckim. Tarczyński nigdy nie był moim bohaterem i to bardzo, ale to bardzo oględnie zowiąc, świnia miała jednak rację przyznaję wypominając niemieckie obywatelstwo Wencie, obecnemu prezydentowi Kielc. Niczego też nie zmieni, jeśli zastąpi go Wojda, podwieszona pod Czaskosky'ego stojącego na czele proamerykańskiej wprawdzie frakcji w PO, ale LGBTariańskiej na modłę Bidena, Killary czy Obamy. Stawiam jednak, że następcą Wenty na stanowisku włodarza miasta ostanie się Suchański ksywa ''bezpartyjny'', syn PZPR-owca i byłego prezydenta Kielc z ramienia SLD. Bynajmniej nie idzie o brzydkie faktycznie wypominanie mu pochodzenia, lecz wskazanie na jego polityczne i biznesowe zaplecze, jeśli powyższy scenariusz spełni się będziemy mieć już pewność, że Kielce to ''ubeków'' a nie żaden tam ''kleryków'' jak się do dziś bredzi. Zresztą kto powiedział, że ksiądz nie może być wzorcowym ''resortowym patriotą'' PRL-u, jak choćby pederasta w sutannie Jankowski? Przy czym przejęcie ratusza przez Suchańskiego juniora wcale nie musi oznaczać przywrócenia miana honorowych obywateli Kielc ''sowieckim wyzwolicielom'', która to hańba dopiero niedawno została wymazana przez lokalnych radnych. Bowiem w oficjalnej rosyjskiej narracji Putin nie tylko ''denacjonalizuje'' zbrojnie Ukrainę, ale i ją obecnie ''dekomunizuje'' usuwając ''poroniony twór Lenina'', jakim miała być poradziecka ''bratnia'' republika, formalnie tylko odrębna wobec Moskwy. Jak tam będzie tak będzie, w każdym razie obojętnie czy na czele miasta stanie LGBTariańska Wojda, czy też ''bezpartyjny'' jako ''kieleccoki'' mamy przej... No chyba, iż rywalizację o samorządową prezydenturę wygra Mariusz Gosek od Ziobry, albo Marcin Stępniewski z PiS, ale na to bym raczej nie liczył, nie w tak ''czerwonym'' mieście jak Kielce przemalowanym tylko zgodnie z obowiązującą modą na ''tęczawo'', lub w barwach ''jewropejskiego sojuza''. Na pewno alternatywą dla lokalnego układu nie będzie pajac Lewicki, jakiego zapewne wystawi w miejskich wyborach Kucfederacja, typ bowiem robi jedynie za jądro prezesa Janusza, drugim zaś jest Berkovitz i obaj zdolni tylko by klepać bezmyślnie po Korwinie jego wolnorynkowe farmazony, ale bez psychopatycznej charyzmy obleśnego starucha.
Cóż więcej rzec mogę? Wszystkim pedałolibkom z PO, Kucfederacji, od Hołowni czy rozwolnościowego antysystemowego planktonu, jednako dedykuję niniejsze uwagi wypowiedziane nie przez jakowegoś ''czarnosecińca'', lecz rosyjskiego arcyliberała Piotra Struve, członka pierwszego Rządu Tymczasowego po obaleniu caratu. W przeciwieństwie do wielkoruskich nacjonalistów upatrujących głównego wroga w polskiej irredencie, za śmiertelne zagrożenie dla ''ruskiego miru'' uznawał on właśnie ukraiński ruch niepodległościowy. Jak pisał jeszcze w 1912 roku, tuż przed wybuchem I wojny światowej:
''Jeśli ''ukraińska'' myśl inteligencka uderzy w plebejski grunt i rozpali go swą ''ukraińskością,'', doprowadzi to do wielkiego i bezprecedensowego rozbicia narodu rosyjskiego. Wszystkie nasze problemy ''kresowe'' okażą się fraszką w porównaniu z perspektywą takiego rozdwojenia - a jeśli za Małorusami podążą Białorusini - ''roztrojenia'' kultury rosyjskiej''.
- to tak jakby ktoś żywił złudzenia, że liberalna a najlepiej wprost LGBTariańska Rosja będzie dla nas czymś lepszym, niż obecny putinowski reżim otwarcie odwołujący się do imperialnej, szowinistycznej tradycji. Nie, tylko butna gęba Moskala zyska nowe kolory, przemalowana na ''tęczawo'' pozwoli jedynie duraczyć takie bezmyślne bydlęta, jak wyżej opisane. Widać, gdzie Wielkorusów boli najbardziej i o co tak naprawdę walczą - bez Ukrainy a tym bardziej jeszcze Białorusi na powrót staną się peryferią Europy. Bowiem powtórzmy co zostało tu już obszernie opisane: zarówno rodzimi rusofile jak i -fobi jednako nie pojmują czym w istocie jest Rosja. Wrodzy jej posądzają ją jak Koneczny o rzekomą ''azjatyckość'', przed którą mamy jakoby bronić Europy jako jej urojone ''przedmurze''. Z kolei życzliwi Moskalom podkreślają naszą łączność z nimi, a to na gruncie chrześcijaństwa, tudzież słowiańskiego pochodzenia naszych narodów, wreszcie kultury lub postkomunistycznych resentymentów, wedle uznania. Tymczasem jedni jak i drudzy ślepi są na fakt, że Rosja stanowi śmiertelne zagrożenie dla Polski właśnie dlatego, że jest częścią Europy a nie Azji, i to ona a nie my pełni rolę ''przedmurza Zachodu''! Moskwa narodziła się bowiem jako państwo na wschodniej rubieży Okcydentu, dążąc od początku do przebicia się ku jego centrum, wyzbywając swego peryferyjnego statusu. Sęk w tym, że na drodze do upragnionego celu stała jej nade wszystko wielonarodowa Rzeczpospolita, której zwornikiem była Polska. Dlatego jak kapitalnie ujął to nasz polityczny narodowy geniusz Mochnacki: ''póki Moskwa w Europie, nie masz Polski całej i niepodległej'' - otóż to! Dziś agresja moskiewska nie zagraża nam jak dotąd tyle przez tradycyjny zabór terytorialny, co całkowite ubezwłasnowolnienie polityczne i nade wszystko gospodarcze, gdzie presja militarna jest tylko środkiem do tego celu. Jeśli dojdzie do realizacji takowego fatalnego dla nas scenariusza, naprawdę staniemy się ''niemiecko-rosyjskim kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym'', a te wynarodowione głupie dziwki pomstujące dziś na Putina, będą równie gorliwie piać peany na cześć pospólnego dymania nas przez Berlin i Moskwę. Dlatego sram na nich i mogę być w ich oczach ''ruskim agentem'', proszę bardzo - ze strony takich kanalii inwektywa to jak komplement. Szpionem stałby się w ich oczach na pewno Piłsudski, który dosadnie jak to on podsumowywał podobną swołocz, że ''potrafi jedynie włazić w dupę Zachodowi a nawet Murzynom i być w ich dupach obsrywaną''. Tymczasem trzeźwo perorował, że nasza Polaków siła jest na Wschodzie, tym najbliższym nam przede wszystkim obejmującym Ukrainę właśnie, Białoruś i Bałtów, ale sięgając też wgłąb Eurazji aż po jej kraniec. Patrz choćby jego owocną współpracę z japońskim wywiadem wojskowym, czy udział wielu Tatarów i ''Kaukazczyków'' w ruchu prometejskim, któremu patronował a jakiego współczesną postacią stałby się postulowany przeze mnie od dawna rzeczywiście polski eurazjatyzm. Nie pojmą wszakże jego potrzeby polityczni kastraci, wyżywający się w groteskowych protestach jak powyższy, potrafiący jedynie wieszać się u cudzych klamek a to Berlina, Brukseli, Waszyngtonu czy Tel Awiwu, gdyby zaś przyszło co do czego to i bez większego trudu również Moskwy. Niech no tylko przyjdzie odpowiedni prikaz wraz z sutym przelewem od ''centrum organizacji pozarządowych'', a będą ujadać równie głośno za tym, przeciwko czemu dopiero co gardłowali, czegóż się jednak spodziewać po urodzonych dziwkach, skoro taka już ich sucza natura. I nie idzie w kontrze o żaden wyimaginowany ''polski imperializm'', bowiem jakeśmy tu już onegdaj wykazywali za polskimi historykami H. Litwinem i Z. Anusikiem, przed wybuchem powstania Chmielnickiego na Kijowszczyźnie, obszarze rdzeniowym obecnej Ukrainy, polski szlachcic bywał co najwyżej klientem rusińskiego kniazia, taki to ''kolonializm'' odchodził w dawnej Rzeczpospolitej. Podobnie postawa dystansu do teraźniejszego Okcydentu i jego cichego sojuszu z Rosją, nie oznacza zaraz totalnego odrzucenia Ameryki, nie kiedy dziś dominujący w niej dotąd element zachodnioeuropejski słabnie wyraźnie na rzecz latynoamerykańskiego i azjatyckiego, w mniejszym stopniu afrykańskiego. Przytoczyć wypada dłuższy cytat z pracy Wojciecha Zajączkowskiego ''Rosja i narody'', z której to zaczerpnąłem powyższą wypowiedź Struvego. I to właśnie dlatego, że jej autor był doradcą Tuska, a dziś pełni funkcję ambasadora RP w Chinach z mianowania PiS, choć pewnie ani PO ani też Kaczyński nie mieli wiele do gadania, jeśli idzie o jego nominację... Facet bowiem wyznaje się na rzeczy przyznajmy, gdy opisując Rosję z perspektywy podbitych przez nią pozaeropejskich ludów i ras, czyni następujące trzeźwe uwagi:
''O powodzeniu Rosjan zadecydowała nie pojedyncza bitwa czy nawet wojna, ale przewaga cywilizacyjna nad tradycyjnymi konkurentami stepowymi, ta zaś wynikała ze związków Rosji z Europą. Nie ma w tym momencie znaczenia, jak będziemy owe związki określać - ''obecność w Europie'', na jej ''peryferiach'' czy jako ''bliskie sąsiedztwo'' - istotne jest to, że Moskwa systematycznie korzystała ze zdobyczy technicznych świata zachodniego, które dały Europie poczynając od XVI wieku pozycję uprzywilejowaną wobec wszystkich społeczeństw nieeuropejskich. Muszkiety, armaty, nowoczesne statki, sztuka fortyfikacyjna, kolej żelazna i wiele innych wynalazków umożliwiły pierwsze w dziejach, trwałe scalenie stepowej i niestepowej części Eurazji. Sprzężone to było z eksploatacją bogactw naturalnych, jakimi hojnie została ona obdarzona przez naturę. Kopalnie węgla i rud metali, zakłady metalurgiczne - stały się trwałym elementem ekspansji rosyjskiej aż po czasy sowieckie. Takimi narzędziami nie dysponował na tak duża skalę żaden z carskich poprzedników - ani Czyngiz Chan, ani Tamerlan, nie wspominając o wcześniejszych władcach. Bez Europy powstanie Imperium Rosyjskiego nie byłoby możliwe. Paradoksalnie jednak potęga państwa rosyjskiego powstałego przy zastosowaniu wynalazków europejskich była tak duża, a jego położenie geograficzne i tradycje tak różnorodne, że pełne zrośnięcie z Zachodem okazało się nierealne. Owo wewnętrzne rozdarcie miało stać się jedną z cech Imperium, początkowo nieuświadamianą, później - szeroko dyskutowaną, wręcz jako jeden z symbolicznych toposów kultury rosyjskiej.''
- i o to właśnie Rosja tak dziko obecnie walczy: o dostęp do nowoczesnych technologii. Bez nich bowiem nie może pełnić podstawowej dla siebie roli - potęgi kolonizatorskiej wobec nieeuropejskich ludów Eurazji. Te zaś choć ujarzmiane przez nią, samą swą obecnością w takiej masie oddziaływały siłą rzeczy na agresorów, choć nie w sposób jaki zwykle to nad Wisłą postrzegamy. Niezależnie nawet od tego, że Moskwa podlegała wcześniej bezwzględnie Mongołom, fakt ich wpływu na nią jest niewątpliwy, czy raczej pozostających w służbie Czyngizydów chińskich urzędników, bowiem to oni opracowali tak naprawdę system podatkowej eksploatacji ziem ruskich i nadawania władającym nimi książętom chańskiego ''jarłyku''. Jednak jak przyznawał to liberalny rosyjski imperialista Puszkin: ''Tatarzy [ tj. Mongołowie ] nie byli podobni do Maurów. Zdobywszy Rosję, nie podarowali jej ani algebry, ani Arystotelesa.'' Dlatego z braku alternatywy cywilizacyjnej, Moskwa zachowała swe związki z Europą poprzez prawosławne Bizancjum [ wiem, że Koneczny uważał inaczej, ale właśnie dlatego chuj z nim ], co po nawróceniu na islam chanów Złotej Ordy nabrało z czasem charakteru starcia władców Rosji z ''orientalnym barbarzyństwem''. Takie w istocie piętno nosiły podboje Iwana Groźnego i jego następców z perspektywy Azji, możliwe dzięki protekcji caratu dla licznie napływających z Zachodu od co najmniej XVI wieku do kraju najemników, kupców i wnoszonych przez nich kapitałów oraz technologii, by wymienić wspomnianych w poprzednim wpisie Holendrów. Czynnik zachodni więc nadał Rosji imperialnego rozmachu, uosabiając jej agresywny ekspansjonizm, a nie mongolskie dziedzictwo jak zwykliśmy to w Polsce mniemać. Do dziś stąd biorą się nasze złudzenia co do ''liberalnej, proeuropejskiej Rosji'', doskonale znać je po micie dekabrystów wśród polskich romantyków, uległ mu nawet tak trzeźwy politycznie Mochnacki. Tymczasem jak przypomina Zajączkowski, czołowy przedstawiciel tejże antycarskiej konspiracji:
''pułkownik Paweł Pestel, syn generał-gubernatora syberyjskiego, utalentowany oficer i demokrata, jeden z przywódców Związku Południowego, tajnej organizacji spiskowej stawiającej sobie za cel zmianę ustroju Rosji. W swej Rosyjskiej prawdzie, będącej czymś pomiędzy wizją polityczną przyszłej Rosji a projektem jej konstytucji, nakreślił obraz państwa scentralizowanego i unitarnego, republiki [ a tak naprawdę totalitarnej demokracji ] w której religią panującą byłoby prawosławie, językiem urzędowym zaś rosyjski, gdzie Żydzi musieliby zasymilować się lub emigrować, natomiast górali kaukaskich czekałaby deportacja na rosyjskie równiny.''
Gdyby więc obalenie caratu w jego wykonaniu powiodło się, ten zapatrzony w jakobińską Francję rewolucjonista urządziłby polskim powstańcom drugą rzeź wandejską, krwawe ludobójstwo przekraczające okrucieństwem wszystkie bestialstwa wyrządzone nam w dziejach przez ''mongolskie'' jakoby samodzierżawie. Warto pamiętać o tym, gdyby kremlowskie elity władzy wymieniły kiedy Putina na Nawalnego czy co nie daj inszą Ksenię Sobczak, bo wtedy dopiero mielibyśmy problem, jeśli LGBTarianie dorwaliby się do władzy w Rosji... Żadną miarą nie można by o nich mówić jako o błaznach, w typie pomienionej na wstępie ''frakcji nieheteronormatywnej'' w kieleckim PO, czy pajacach od Hołowni, nie wspominając już o korwinowych Kucfederatach.
Teraz mogę to już rzec na spokojnie, bo jak na wojnie, bez obawy nazwania z tego tytułu ''szaleńcem'' i ''podżegaczem wojennym'', że istotą postulowanego przeze mnie od ponad dekady polskiego eurazjatyzmu, od samego początku była konfrontacja z Rosją. W tym właśnie biorą początek moje ataki na liberalizm, który swym indywidualizmem osłabia wydatnie możliwości zbrojnej mobilizacji narodu i państwa polskiego, wobec agresji Moskwy. Ruskie nuki mają bowiem gdzieś to, za co się pojedynczy mieszkaniec naszego kraju uważa, obojętnie czy ''obywatela świata'', ''unijczyka'' czy inszego ''bezpaństwowca''. Oczywiście to bardzo wygodne dla tych, którzy będą je nam posyłać na łeb o ile Ukraińcy przegrają sromotnie obecną konfrontację, bowiem oszczędzi im zachodu i to dosłownie. Tylko bez pieprzenia w kontrze liberalnych farmazonów, że Korwin przecież zawsze opowiadał się za silną armią z naszych podatków, a nie marnowaniem ich na ''socjalne rozdawnictwo'', zaś nie kto inny co sam Mises popierał przymusowy pobór do wojska, czego dowiedliśmy w poprzednim tekście przytaczając na koniec odpowiedni ustęp z ''Ludzkiego działania''. Nie ma to żadnego znaczenia, gdyż w liberalnym paradygmacie armia stanowi tak naprawdę ''ciało obce'', by nie rzec wprost wrzód na organizmie społeczeństwa, którego byt opierać się ma na rzekomo ''pokojowej'' wymianie rynkowej. Pasuje on znakomicie anglosaskim mocarstwom morskim, których wojskowość ograniczona jest zwykle do sił ekspedycyjnych, ale nie państwom jak Polska zmuszonym sąsiadować na lądzie z takim monstrum jak Rosja, gdzie wojna mobilizuje całe społeczeństwo, nie tylko armię i tajne służby, lecz także cywilną administrację i ogół narodu. Moskwa bowiem, choć z zasady stanowi europejskie i okcydentalne imperium, przejęła jednak w konfrontacji ze stepowymi ludami ich znakomitą logistykę, gdyż to tylko nam jako osiadłym społecznościom koczownicy kojarzą się zwykle z prymitywnymi bandytami i pasożytami, snującymi się chaotycznie po pustkowiach. Tymczasem podstawowy dla poruszania się po nich środek transportu jakim jest koń, nie przetrwa na dłuższą metę bez wody, tym bardziej stada zwierząt z hodowli których ci rzekomi barbarzyńcy żyją, wymaga to więc od nich intuicyjnej niemalże znajomości położenia możliwie blisko źródeł, oraz karmy dla bydląt. Wobec rzadkości potrzebnych dla utrzymania się w tych surowych warunkach zasobów, nie dziwi brutalność konkurencji o nie jaką rodzi pomiędzy poszczególnymi klanami i plemionami, zamieszkującymi do dziś tereny Wielkiego Stepu. Narzuca im ona brutalnie wymóg militarnej struktury społecznej, iście ''totalnej mobilizacji'' i podporządkowania władzy obranych przez siebie chanów, jakby stepowych dyktatorów ustanowionych dla pokonania swych wrogów. Rzecz więc nie w prymitywnym kulcie siły, a logistyce, strategii i organizacji powtarzam. Scalenie w jedno instynktownego zmysłu kompleksowego porządkowania ogromnych przestrzeni, z ''dzikim'' jedynie z pozoru agresywnym ekspansjonizmem, dało w efekcie fenomen imperiów Czyngiz-chana a później i Tamerlana. Nade wszystko zaś triumf Rosji łączącej technologiczne osiągnięcia zachodnioeuropejskiej cywilizacji z azjatycką strategią, dalekosiężnym planowaniem tak charakterystycznym dla ludów stepowych, bo wymuszonym poniekąd przez same okoliczności w jakich przyszło im żyć. Jedynie w tym sensie można mówić o Moskwie jako ''mongolskim imperium'', a nie ględzić wciąż za Konecznym o ''turańskiej dziczy'' i podobne brednie. Tym bardziej więc dziwi dotychczasowy przebieg kampanii wojennej na Ukrainie, sprawiającej nieodparte wrażenie jakby robionej od niechcenia co słusznie zauważył Fox, by nie rzec wprost ''na odp***dol się''. Daleki jestem od peanów na cześć rzekomo ''niezwyciężonych'' krasnoarmiejsców, niemniej Rosjanie nieraz udowodniali w przeszłości jak i dość niedawno, że potrafią całkiem sprawnie organizować sobie pole walki. Tymczasem póki co na szczęście dla Ukraińców, wojna wytoczona im przez Moskwę przypomina bardziej makabryczny spektakl na żywo, z autentycznymi ofiarami dla nadania mu dramatyzmu, wszakże daleko mu do pełnoskalowej inwazji. Nie mówię tu bynajmniej o ''nuklearnej apokalipsie'' jaką idiotycznie nas się straszy, tylko użyciu wszystkich potrzebnych do tego sił wojskowych, uderzenie z całym impetem a nie militarną fuszerkę jaką na razie odstawiają Rosjanie. Bardzo dobrze zresztą, o co jednak idzie naprawdę dowiemy się dopiero wraz z rozwojem wydarzeń, o ile w ogóle stąd mamy jeszcze czas, by zająć się na poważnie sobą, a przynajmniej o tym pomyśleć jak należy.
Postawmy więc sprawę jasno: jeśli Polska nie stanie się jedną wielką eurazjatycką ordą, nie ma najmniejszych szans w konfrontacji z Rosją. Liberalne farmazony jakie zwykle jej przeciwstawiamy, działają tylko demobilizująco na i tak już rozbite mocno społeczeństwo. Organizację bowiem można pokonać jedynie inną organizacją, opartą na konkurencyjnym modelu republikańskiej, wolnościowej przeto dyktatury. Niestety nie dostrzegam niczego takiego w naszym spedalonym na ''tęczawo'' społeczeństwie, gremialnie zapatrzonym ślepo w urojony przez nie Zachód. Nie idzie o to, by w kontrze rzucać się w objęcia ''matuszki Rassiji'', w istocie potwornej wprost kostuchy, tylko przestać wreszcie powielać tępo rozwiązania ustrojowe rodem z krajów Okcydentu, które tam może i pasują, lecz w naszych warunkach okazują się wręcz zabójcze. Przekreślają bowiem jakiekolwiek szanse w starciu z sąsiednim mocarstwem, wrogim żywotnym polskim interesom. Żałość wprost ogarnia przy lekturze zalewających krajowy internet komentarzy na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wyziera z nich bowiem totalne niezrozumienie polityki prowadzonej przez Putina, czego wyrazem te wszystkie durne opinie jakoby on ''zwariował''. Znać po tym mentalność umysłowych karłów, niestety dość typową dla nas Polaków, kolejny raz odbierających dziejową lekcję pokory, jak zwykle bezskutecznie. Nie mówię o skompromitowanym całkiem [nie]''realizmie'' a la Studnicki czy Cat-Mackiewicz i tym podobne polityczne przegrywy, tylko cholernym zdziwieniu matołów robiących tu za ''ekspertów'' i ''geostrategów'', że nie liczą się frazesy o ''wolności'' i ''europejskich wartościach'', ale kto z kim prowadzi interesy a także ile ma dywizji oraz banków. Jedyne co mają do zaproponowania w kontrze to jałowe oburzenie i histerie, tudzież patriotyczne wzmożenie u co poniektórych, albo liberalne ''prawoczłowiecze'' farmazony. Dugin jest stanowczo przeceniany w Polsce jak to onegdaj już opisałem, niemniej w sprawie rosyjskiej inwazji mówi całkiem do rzeczy, rzecz jasna z perspektywy własnego kraju. Otóż wedle niego, dla dobra ''ruskiego miru'' trzeba skończyć wreszcie z fikcją ukraińskiej państwowości, która za przywódców obiera sobie tylko jakichś błaznów. Przy czym niczego nie zmienia w ogólnym obrazie rzeczy, czy mamy do czynienia z autentyczną wojną na całego, albo raczej potężną dezinformacją dla której uwiarygodnienia naprawdę zabija się ludzi, bo tak czy siak mowa o agresji na obce państwo, by położyć mu kres w imię wielkoruskiej manii wielkości. Niech nas nie zmyli jednak, co ten stary moskiewski agent prawi na temat wsparcia polityki Kremla ze strony Chin czy Iranu, stawką w grze jest bowiem status Rosji jako mocarstwa europejskiego i to nawet jeśli główne jej zasoby tkwią w Azji. Wszakże występuje ona tam jako potęga kolonizatorska na modłę okcydentalną, a nie rzeczywiście rodzimy gracz, owszem przyswajając strategiczny geniusz stepowych koczowników, lecz zachowując swoją europejską z ducha odmienność. Dramatycznym tego wyrazem było prawdziwe ludobójstwo, jakiego stalinowskie ZSRR dopuściło się na kazachskich nomadach w trakcie przymusowej ich kolektywizacji, nie pierwszy zresztą raz Kreml brał w ten sposób surowy odwet na niegdysiejszych azjatyckich najeźdźcach. Znamienne, że w opinii Dugina i podobnych mu Moskali, Ukraińcy to duże dzieci jakie ''nie umieją w państwo'' - dobrze, byśmy także wzięli sobie to do serca, gdy przyjdzie im ochota i nas brutalnie przetestować na okoliczność posiadania własnego o nazwie III RP. Nie trzeba na to zaboru terytorium, wystarczy zaprowadzić na jego terenie totalny chaos, rozstrój społeczny i polityczny nie mówiąc już o ekonomii, elementarnej infrastrukturze usługowej etc. Jako ''ruski agent'' wpływu opowiadam się stąd za dogadaniem zawczasu z Putinem, dlatego wielce ubolewam, iż nie posiadamy odpowiednich narzędzi dialogu z Rosją takich jak rakiety balistyczne... Tudzież odpowiednia ilość czołgów, samolotów i helikopterów bojowych, dział przeciwpancernych itd., bo tylko z takim przekazem można dotrzeć do kacapów, innego języka jak siły oni nie pojmują. Nie mam złudzeń wszakże, iż polska opinia publiczna zamiast otrzeźwieć, po staremu sadzić będzie liberalne lub lewicowe farmazony o ''praworządności'', czy też ''ograniczonym rządzie'' nie wspominając już o ''niebinarnych płciowo osobowiszczach''. Nawet kiedy moskiewskie nuki poczną w końcu spadać naszym mądralom na ich zakute łby, aż im je urwą i bez żalu z mej strony - doprawdy nie płakałbym, gdyby ruska rakieta pierdolnęła w sam środek towarzystwa zgromadzonego na kieleckim rynku, którego to facjaty umieściłem na wstępie. Przynajmniej trochę by wywietrzało od ideologicznego smrodu, wytwarzanego przez ''unijczyków'' i LGBTarian nad Wisłą. Dlatego nie ma racji niestety Tomasz Teluk, gdy pisze na TT skądinąd słusznie, że ''gdy wybucha wojna wycofują się wirusy, klimat się wyrównuje [i] wszyscy znowu mają dwie płcie''. Tudzież kiedy szydzi, iż ''UE domaga się od donieckich ''respublik'' natychmiastowego przestrzegania limitów emisji, zaprowadzenia paszportów covidowych oraz możliwości wyboru płci w przedszkolach - w przeciwnym wypadku będzie wielce niepocieszona''. Owszem, to wszystko prawda i trafnie konstatuje, że ''światowi przywódcy i wszyscy liderzy opinii, którzy przekonywali, iż największe zagrożenie to nie Rosja, Chiny, a globalne ocieplenie, transfobia, katar i misgenderowanie, właśnie zbankrutowali''. Tyle że to niczego tych idiotów nie uczy i nadal pieprzą jak nakręceni o ''walce z ociepleniem klimatu'', będzie tak nawet kiedy Putin lub ktoś w podobie wyciągnie im stołek spod tyłka!
Pora więc byśmy w Polsce uświadomili sobie w kontrze, że orientalne dziedzictwo jest też naszym, bowiem dalecy prehistoryczni jeszcze przodkowie Polaków przywędrowali nad Wisłę właśnie z tychże bezkresnych stepów, jak okazują to dowodnie najnowsze badania genetyczne rodzimej populacji. Trzonem jej są Bałto-Słowianie, którzy stanowią rasę wschodnią tak więc można bez przesady rzec, iż eurazjatyzm mamy dosłownie we krwi. Dlatego pewnie polska kawaleria tak dobrze radziła sobie na polu walki podczas hitlerowskiej agresji we wrześniu '39 roku, wbrew popularnemu niestety do dziś mitowi. Nikt z ułanów bowiem nie szedł z ''szabelkami na czołgi'', tylko zachodząc je od tyłu strzelał z lekkich dział i ciężkich karabinów Niemcom w plecy. Tak, polska kawaleria walczyła ''niehonorowo'' iście tatarskim sposobem, i przeto skutecznie, to tylko komuna później dorobiła jej gębę wielkopańskich idiotów, powielając wymysły goebbelsowskiej propagandy. Zamiast rzekomych szarż tuż pod lufy czołgów, wrześniowi ułani woleli urządzać nocne zasadzki na śpiących Szkopów, masakrując ich znienacka ogniem karabinów maszynowych i dopiero później szlachtując spanikowanych szablami, tudzież nadziewając na lance. Oczywiście samo to bez wsparcia lotnictwa i odpowiedniej liczby broni pancernej nie mogło wiele zdziałać, zmieniając stan ogólnej klęski, niemniej jednak niech nikt mi nie pieprzy o ''wymachiwaniu szabelką'' bo zajebę! Tylko autentyczny cuchnący ruski onuc, lub folksdojcz może tak pierdolić, lepiej wpierw douczy się toto czegoś o sztuce walki polską szablą, żywego symbolu rodzimego eurazjatyzmu łączącego w sobie elementy zachodnioeuropejskie ze wschodnimi. Jeśli i my dziś nie dokonamy podobnej fuzji kulturowej i technologicznej, cywilizacyjnej wręcz, nie przetrwamy na dłuższą metę, o perspektywach rozwoju już nie wspominając. Rzeczpospolita musi więc pojednać swój łaciński republikanizm i jego ''wolnościowy autorytaryzm'', z logistycznymi uzdolnieniami koczowniczych nacji do których należymy nie mając o tym zwykle pojęcia i wypierając histerycznie ten fakt. Mowa tu o pewnym modelu politycznymi i społecznym, a nie pozowaniu na jakowyś sarmacki ''czerep rubaszny'' a la Komuda, co jako cham z urodzenia dumny ze swych plebejskich korzeni serdecznie chromolę. Dla ''unijczyków'' jak opisani na wstępie jestem eurazjatyckim barbarzyńcą, istnym ''Hunem'' i bardzo dobrze, rzecz jasna nie oznacza to również, iż zamiaruję w kontrze pajacować na koniku, bo spadłbym natychmiast z siodła na mordę:))). Nie marzę bynajmniej, aby gnać po stepie szerokim na co mam głęboko wyjebane, idzie mi o samą esencję nomadyzmu jak i łacińskiego republikanizmu, obu istotowych dla polskiego ''Króla Ducha'', dlatego też nie żywię ochoty stroić się w togę rzymskiego obywatela. Tak to tutaj zostawiam jako mój ''testament polityczny'', co nie oznacza wcale abym zamierzał umierać, a jedynie jest zamknięciem z mej strony tematu palącej potrzeby rodzimego eurazjatyzmu. Bez głębszej też wiary na zrozumienie, a tym bardziej wcielenie takowego projektu w życie, choć przyjemnie byłoby się rozczarować jeśli o to idzie. Właściwie jedyny sens publikowania tego jaki widzę, to wydatne ukazanie w jakim szambie tkwimy, gdy mowa o stanie państwa oraz narodu, zamiast nędznego oszukiwania się jak pomienione na początku kieleckie szkodniki, ''tęczawe'' i prounijne ludzkie robactwo, chociaż tyle. Nie znajduję równie obelżywych słów, by oddać bezmiar post-człowieczej nędzy jaką sobą reprezentuje ta hołota o miedzianych czołach i brązowych od wtykania w cudzą dupę nosach. Trzeba mieć zawartość koszarowej latryny zamiast mózgu, by jak oni po tym, gdy dopiero co faktycznie wspierali chcąc czy nie ruską inwazję nachodźcami na Polskę, teraz pomstować gromko na zbrojny zabór Ukrainy przez Moskwę! Nie żywię więc złudzeń powtarzam, że gdy tylko przyjdzie odpowiedni prikaz z brukselskiej centrali, wraz z przelewem na konto ''fundacji'' zwalczającej ''wykluczenie menstruacyjne'' itp. bzdury, cała ferajna równie gorliwie zachwalać będzie niemiecko-rosyjskie partnerstwo, w ramach jednego wielkiego sojuza ''od Atlantyku po Pacyfik'' [ skądinąd ulubiony koncept ojca premiera Morawieckiego, tak przypominam ]. Jakie to jednak szczęście, że nie zaliczam się do stada podobnych bydląt, ani nigdy mnie w nim nie uświadczysz, czego i życzę czytelnikom, o ile w ogóle jacyś tutaj dotrwali.