Niedawno natknąłem się na śliczny nowy wierszyk Świetlickiego :
Wiersz doraźny
Wkurwić lewaka, obśmiać mentalnego pedała:
całe moje zadanie. A wieczność natychmiast
pyta: „A co ze mną?”. Poczekaj, kochana.
Bo przyjdzie czas na wieczność,
lecz najpierw koniecznie
obśmiać lewaka, wkurwić mentalnego pedała,
niska poezja, niewielkie zadania.
- i kilka cytatów z ''mistrza'' zaczerpniętych z artykułu w ''Przekroju'' : „Nie ma to związku z preferencjami seksualnymi. Ja tym brzydkim sformułowaniem nazywam ludzi o lepkich umysłach. O zniewolonych umysłach. Czasy się zmieniły, więc nie piszę »wkurwić zniewolonego umysła«, tylko tak”. [...] „Mój problem polega na tym, że ci prawicowcy, których spotykam, są ludźmi oczytanymi, sympatycznymi, kulturalnymi, bez agresji. Jakoś mam szczęście do prawicowców, nie spotykam oszołomów prawicowych. Nie spotykam takich, co mnie denerwują. Natomiast z tymi lewakami to jest tak, że ani ich lektury mi się nie podobają, ani poglądy na życie, ani roszczeniowość. Denerwują mnie strasznie”. - Ciekawe... [ całość do przeczytania tutaj , natomiast odpowiedź ''Krytyki Politycznej'' - bo o nich, i środowisku ''Ha-artu'' mowa - tuuu ].
...a jak już jesteśmy przy temacie ''KP'' to ostatnio miałem w moich peregrynacjach internetowych dość intensywny okres lewacko-prawacki - bo jeśli się ma mocno ugruntowany światopogląd uważam, że odwiedzanie takichże stron niczym nie szkodzi - poglądy, byle pewne i ''organiczne'', stanowią pancerz chroniący przed ewentualnymi trującymi miazmatami mentalnymi zawartymi na nich - natomiast pozwala zapoznać się z tematami nie poruszanymi raczej przez media ''gó-wnego nurtu'', a jedynie przez takie ''niszowe'' portale np. przejebaną politykę Izraela, czy mroczne strony historii Żydów, którzy jak każda nacja lub wspólnota ludzka mają różne brzydkie sprawki na koncie [ na których żerowanie antysemitów i zbrodniarzy nie pozwala dzisiaj głośno o nich mówić, co jednak tworzy fałszywy obraz jakiejś anielskiej niemalże społeczności bez skazy ], lub też przykłady krzyczącej niesprawiedliwości, bo jakoś tak się utarło nie wiedzieć czemu, że jeśli np. nie podoba ci się ''plan Balcerowicza'' czy kwestionujesz wysokość tzw. ''kosztów społecznych'' będących jakoby ''niezbędną ceną'' [ czyżby ? ] wprowadzanych reform, to jesteś zaraz jakimś oszołomem, faszystą, lewakiem albo komuchem [ a także ''frustratem żyjącym negacją'' ] - brednia, ale ''Wyborczej'' [ a teraz TVN-owi ] udało się jak widać wmówić to całkiem sporej grupie ludzi... Dlatego postanowiłem w ramach tej skromniutkiej kontrabandy, jaką tu uprawiam, powołać na tym blogu nowy dział : ''lewo<>prawo'' - gdzie umieszczam zarówno ''Krytykę Polityczną'' [ na marginesie muszę zauważyć, że z satysfakcją obserwuję dokonującą się od jakiegoś czasu ewolucję hasła ''Balcerowicz musi odejść'', które w latach 90-ych było synonimem ''buractwa'', a dzisiaj staje się w lekko tylko zmodyfikowanej postaci zawołaniem... wykształconych, wielkomiejskich, młodych inteligentów o radykalnie lewicowym nastawieniu ! mam kupę złośliwej radochy, gdy widzę jak Jacek Żakowski na łamach tejże ''Krytyki'' pisze dziś takie rzeczy, za które 10-15 lat temu wyzywał głoszących je ludzi od ''oszołomów'' - ''buraki'', co ? no tak - są czerwoni... gwoli sprawiedliwości dodam tylko, choć pewnie zdziwi to ''gazetowybiórczych liberałów'', że można znaleźć sporo osób krytykujących też rzekomo wspaniałe reformy Balcerowicza z pozycji jak najbardziej liberalnych ], ''Lewą nogą'' [ w ostatnim numerze czytałem ciekawe artykuły min. o kolonialnej polityce XIX-wiecznej Francji w Algierze, która cieszyła się poparciem wszystkich praktycznie ówczesnych stronnictw politycznych, nie tylko prawicowych i nacjonalistycznych, ale też lewicowych i liberalnych - autor przytacza słowa wybitnego intelektualisty liberalnego Alexisa de Tocqueville'a, twórcy słynnej do dziś ''Demokracji w Ameryce'' otwarcie popierającego brutalne pacyfikacje zbuntowanej arabskiej ludności ; a także tekst neomarksistowskiego filozofa Etienne Balibara o ''freudomarksiźmie'' traktujący min. o niezdolności marksizmu do prawidłowej interpretacji zwycięstwa narodowych socjalistów w Niemczech, a konkretniej autentycznego poparcia, jakim cieszyli się tam wśród ''proletariatu'' - każdy kto choć pobieżnie interesuje się tymi rzeczami wie jakim ciosem dla tej doktryny było zwycięstwo Hitlera w samym sercu, ''ojczyźnie proletariatu'' i entuzjazm mas dla jego nacjonalistycznej i rasistowskiej ideologii, co godziło w jej podstawowe dogmaty, stąd jej bezradność wobec tego zjawiska ; co zaś tyczy się wspomnianego tekstu ciekawa teza wyjściowa ginie niestety w zawiłej, typowej dla francuskiej ''post-humanistyki'' analizie, w neomarksistowsko-postnietzche'ańskiej retoryce doprawionej popłuczynami po ''psychoanalnizie'' od której zwoje mózgowe się filcują - to też przypadek innego pomieszczonego w tymże numerze obszernego artykułu Przemysława Wielgosza rojącego się od charakterystycznych dla marksistowskich mądrali pokracznych zwrotów w rodzaju : ''odsłonił związek owych gier z mechanizmem reprodukcji rozszerzonej kapitału pojmowanego jako bezpośredni wyraz określonej formy antagonistycznego uspołecznienia (a więc Althusserowski mechanizm skutku, w którym objawia się charakter społecznej struktury)'' - k..., o co chodzi ?!? ale i tam, gdy przebije się przez skorupę tego bełkotu można znaleźć wiele ciekawych informacji np. Wielgosz pokazuje pułapki tak modnej obecnie ( wciąż ) na lewicy polityki ''multikulti'' na przykładzie Nowej Zelandii, której władze po długiej walce prowadzonej przez tamtejszych autochtonów, czyli Maorysów, postanowiły w latach 90-ych w końcu jakoś zadośćuczynić wyrządzonym im przez białych kolonistów krzywdom poprzez oddanie zagrabionych ziem, czy przyznając lukratywne kontrakty w takich dziedzinach jak np. rybołówstwo, co bynajmniej jednak nie polepszyło ich statusu en masse, a jedynie nielicznej starszyzny poszczególnych plemion, wręcz zwiększając brutalnie ich wyzysk ponieważ odbywa się on teraz w ramach umocnionej wspomnianymi koncesjami barbarzyńskiej, rodowo-plemiennej struktury, i to rękami ich lepiej usytuowanych w tejże hierarchii rodaków ! ] oraz ''Le monde diplomatique'', jak i ''Frondę'' czy ''Falangę'' - na tej ostatniej czytałem jakiś czas temu ciekawy artykuł o programie przedwojennego ONR-u Piaseckiego, który dał mi sporo do myślenia i kazał inaczej spojrzeć na jego powojenne wybory : chodzi o to, że do dziś jego zdradę, pójście na kolaborację z komunistami, zaangażowanie w PAX i inne tego typu sprawy przedstawia się jako wymuszone przez pobyt w celi śmierci i przesłuchania NKWD, gdy tymczasem w świetle wyżej wspomnianego programu nie musiała to być decyzja aż tak dramatyczna, raczej powzięta pod naciskiem okoliczności wprawdzie, ale ewolucja a nie jakiś radykalny przełom - ostatecznie Polska jaką wyobrażali sobie przedwojenni falangiści nie odbiegała tak bardzo od PRL [ władza monopartii, centralne planowanie w gospodarce etc. ] zwłaszcza od czasu, gdy ''chamokomuna'' rozprawiła się z ''żydokomuną'' torując tym samym drogę do ustanowienia już prawdziwie ''narodowej'' władzy, co znalazło swe ukoronowanie w nieprzypadkowo jak widać tak hołubionym przez spadkobierców Piaseckiego reżimie gen. Jaruzelskiego : po prostu uznali, że jedyną skuteczną metodą powstrzymania komunistów i ich wpływu na masy jest przejęcie ich programu i jego interpretacja w duchu nacjonalistycznym, dlatego doktrynę ówczesnego ONR [ jak i ich dzisiejszych pogrobowców ! ] można bez przesady określić mianem ''narodowego komunizmu'' [ o tym intrygującym fenomenie i perwersyjnym, nieczystym związku łączącym nacjonalizm z komunizmem jeszcze kiedy indziej ]. Na koniec dorzucam coś ''dwa w jednym'' : blog ''nazbolski'', gdzie można przeczytać min. polskie tłumaczenia tekstów Ulrike Meinhof, słynnej terrorystki niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii [ ach jak ja uwielbiam te nazwy ! ] czy Ernsta Niekitscha, czołowego przedstawiciela ''narodowego bolszewizmu'' pod którego wielkim wpływem był Goebbels.
Pozostając w temacie, kto ciekaw niech sięgnie po świeżą dość krytykę ''Krytyki Politycznej'' pióra Ziemkiewicza, i odpowiedź ze strony tejże poczynioną przez Tomasza Piątka, muszę też przyznać, że jestem pod wrażeniem iście bolszewickiej dezynwoltury z jaką przeczołgał starszych panów z Łodzi Kaliskiej w pomieszczonym na jej łamach felietonie Igor Stokfiszewski. No i świeża ''sensacja'' - Cezary Michalski zaczął się produkować na portalu ''Krytyki'' z czego się cieszę, bo ten facet za co się nie weźmie, to zaraz to sp...li [ sam zresztą to przyznaje : patrz zakończenie ] - tak było z przesławnymi prawicowymi [ ? ] ''pampersami'', tak samo z ''Dziennikiem'', mam nadzieję, że i tym razem zadziała jego ''fatum'' [ skądinąd dziwne, że wiedząc to zaordynowali sobie takie ''kukułcze jajo'' - co jak co, ale inteligencji nie można im odmówić - ? ] : najśmieszniejsze, że ten facet wciąż uważa się za prawicowca... ale nie o nim tu chciałem - w przydługim, nudnym i durnym skądinąd tekście inaugurującym jego obecność tamże zwróciło jednak moją uwagę takie intrygujące spostrzeżenie, cytuję :
Każdy z dziennikarzy, polityków, inteligentów, który miał okazję uczestniczyć w nieco bardziej prywatnej (o ile w stosunku do człowieka politycznego pojęcie prywatności ma jakikolwiek sens) rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim, usłyszał od niego zawsze tę samą, gorzką deklarację: kiedy mówiłem, co myślę, o polskim status quo, o polskim Kościele, o polskiej tradycji, o polskich stosunkach społecznych i obyczajowych, kiedy w sposób jawny byłem jeszcze „żoliborskim konserwatystą”, moja partia w tym kraju zbierała 4,5 proc. głosów i nie wchodziła do parlamentu. Kiedy mówię moim obecnym językiem, kiedy stałem się tym, kim jestem dzisiaj, moja partia zbiera 20, 30 i więcej procent. I nie tylko wchodzę do parlamentu, ale mogę walczyć o władzę.
- niby żadna sensacja dla mnie, ale już dla medialnego mutanta karmionego paszą z ''GW'' i TVN-u, pozbawionego zmysłu samodzielnego myślenia, zapewne tak !
p.s. tym, których dziwić może fakt, że powołuję nowy dział zamiast umieścić wspomniane wyżej strony w już istniejących wyjaśniam, że przez ich jednak ''obcość ideową'' nie chcę wstawiać ich obok tych do których mi mniej lub bardziej bliżej w dziedzinie ''polityki'' czy ''idei'', zarazem są to rzeczy o takiej wadze, że nie sposób już zbyć ich mianem ''osobliwości''.