''W ubiegły piątek i sobotę gościliśmy trzech przedstawicieli największej amerykańskiej centrali związkowej A.F.L.C.I.O. Panowie Bayard Rustin, Charles Bloomstein i Adrian Karatnycky przyjechali do Polski na zaproszenie naszej organizacji regionalnej, przesłane jeszcze w grudniu ub.r. Głównym punktem wizyty - poza rozmowami w Zarządzie Regionu - było spotkanie z przewodniczącymi komisji zakładowych w Polmo-SHL". Całe spotkanie było nagrywane i niebawem pełny jego zapis wydrukujemy w specjalnym wydawnictwie. Trudno w kilku zdaniach oddać wiernie atmosferę tego niecodziennego zdarzenia; było bardzo spontaniczne - p. Rustin zaśpiewał nawet song jaki od trzystu lat śpiewali w Stanach jego czarni przodkowie, były improwizowane przemówienia i wiele, wiele pytań i odpowiedzi z obu stron. Goście mówili dużo o olbrzymim zainteresowaniu na Zachodzie naszym ruchem, o swoim zaskoczeniu, że w Polsce jest tak spokojnie mimo całego dramatyzmu sytuacji, że "Solidarność" otwiera przed związkami zachodnimi nowe perspektywy działania, zdobywa dla wszystkich ludzi pracy na całym świecie nowe doświadczenia, budząc wszędzie podziw dla naszej walki. Było to serdeczne i podniosłe spotkanie.''
http://sbc.wbp.kielce.pl/Content/39860/Echo_Dnia_1981_nr_81ocr.pdf
Bardziej szczegółowo okoliczności tego zaiste niezwykłego wydarzenia omówiono w monumentalnej, godnej polecenia pracy Pawła Zyzaka pt. ''Efekt domina'' traktującej o wsparciu antykomunistycznych amerykańskich związkowców dla ''Solidarności'' :
''W maju 1981 r. do Polski wyprawiła się delegacja A. Philip Randolph Educational Fund [ Fundusz Edukacyjny im. A. Philipa Randolpha ]. Wyprawa miała pomóc AFL-CIO w rozeznaniu sytuacji w Polsce. W delegacji znalazł się czarnoskóry bojownik o prawa obywatelskie Bayard Rustin, któremu towarzyszyli sekretarz Charles Bloomstein oraz Research Director [ dyr. działu badawczego ] Adrian Karatnycky. Największe zainteresowanie wzbudzała sylwetka Rustina, postaci już wówczas historycznej. Amerykanie skorzystali z zaproszenia Mirosława Domińczyka, szefa MKZ Regionu Świętokrzyskiego. Jak widać wystosowała je do AFL-CIO lokalna placówka ''Solidarności'', nie zaś krajowa centrala. Wynikało to ze splotu wydarzeń i zbiegów okoliczności, lecz przeważyło wymykające się przyjętym konwencjom postępowanie Domińczyka. Szef kieleckiej ''Solidarności'' nie miał kompleksów ani względem władz PRL, ani tym bardziej wobec przywództwa ''Solidarności''. O tym, że to akurat Domińczyk wystosował zaproszenie do AFL-CIO zadecydowała wewnątrzzwiązkowa rywalizacja, ale bynajmniej nie o względy amerykańskiej centrali. Więcej o kulisach tej wewnątrzzwiązkowej gry mówi sam Domińczyk :
''Gdańsk łapał maszyny.'' - wspomina - ''Mieli swoje kontakty. Warszawa, Bujak i Kuroń mieli francuskie związki. Kielce się nie liczyły. [...] Ale oni [ Warszawa, Gdańsk - P.Z. ] mieli związki francuskie, szwedzkie, włoskie. Wszystkie socjalistyczne. My nie mieliśmy takich kontaktów. Dowiedziałem się, że związki amerykańskie bardzo chcą wspierać ''Solidarność'' i są do wzięcia. Zrobiłem zebranie i zapytałem czy ktoś ma kogoś w AFL-CIO. Zgłosił się do nas Stanisław Żak, późniejszy senator. On miał kontakt z [ Waldemarem ] Włodarczykiem, działaczem związkowym z Chicago [ i członkiem grupy ''POMOST'' - P.Z. ]. Przez tego Włodarczyka nawiązaliśmy kontakt z AFL-CIO. Nastąpiła wymiana listów i w końcu poszło nasze zaproszenie. Przyjechali do Kielc : Bayard Rustin, asystent Rustina i Adrian Karatnycky, który znał język polski ale i rosyjski [ myślał, że my wszyscy mówimy też po rosyjsku ]. Najpierw więc przyjechali do Kielc. W Kielcach podpisaliśmy umowę, że jako Region Świętokrzyski współpracujemy z AFL-CIO. Byłem demokratą, więc myślę sobie : niech Warszawa skorzysta, bo to duży region [ -:))) ].''
Ale zanim Amerykanie pojechali do stolicy Rustin zabawił jeszcze przez jakiś czas w Kielcach. Wystąpił z prelekcją w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Wykład przyciągnął rzeszę młodych ludzi. Rustin wyjaśniał studentom paralele między tym co się dzieje aktualnie w Polsce a walką amerykańskich Murzynów o równouprawnienie. Studenci wypytywali go o Martina Luthera Kinga z którym gość się przyjaźnił. Dowiedzieli się odeń także, że 24-krotnie siedział w więzieniu. [...] Rozmowa musiała zejść na współczesne problemy Amerykanów, na ''konik'' reżimowej propagandy czyli kwestie bezrobocia oraz inne problemy natury ekonomicznej. Młodzi Polacy - przyznał potem w rozmowach z Ireną Lasotą Rustin - byli znakomicie poinformowani o wszystkim co się działo aktualnie na świecie. Wyjawili mu skąd to wiedzieli - z RWE oraz Voice of America. [...] Rustin spotkał się także z przedstawicielami ''Solidarności'' rolniczej. Był ''wstrząśnięty wysoką świadomością'' polskich chłopów. Nie omieszkał zaznaczyć, że wszędzie gdzie się pojawił traktowano go po ''królewsku''. Uwagę gości z USA przykuła - jak podaje raport, który po sobie zostawili - determinacja, brak strachu i cicha pewność siebie polskich związkowców. Otwarcie krytykowali oni system komunistyczny oraz ZSRR. Grupa Rustina próbowała zgłębić fenomen polskiego buntu. Wyliczyli cztery, zgodne ich zdaniem z polską tradycją, wyznane przez związkowców zasady : chrześcijaństwo, demokrację, socjalizm, egalitaryzm. Działacze ''Solidarności'' również zrobili na nich pozytywne wrażenie. Okazali głód informacji o strukturze i sposobie funkcjonowania AFL-CIO. Interesowały ich różne formy strajków i inne formy wywierania nacisku na władzę. Źródłem nieprzekłamanych informacji dla polskiego społeczeństwa - wnioskowali Amerykanie - jest Radio Wolna Europa, które pozwoliło fali strajkowej w sierpniu i wrześniu 1980 r. rozlać się na cały kraj. Stało się to niejako wbrew intencjom właściciela RWE. Jak wiemy, ówczesne władze USA starały się raczej zatamować z pomocą rozgłośni strajkowy pożar... W raporcie znalazło się wiele ciekawych spostrzeżeń. Wizyta papieża w 1979 r. podniosła poczucie dumy i osłabiła poczucie izolacji. [...] Autorzy raportu podkreślili, że ''nie odnotowali uczuć antysemickich w szeregach związku'' a przyjazny stosunek do Rustina był dowodem braku jakichkolwiek uprzedzeń rasowych. Amerykanie skonfrontowali własne obserwacje ze stale podnoszonymi przez propagandę sowiecką i lewicową, jak też część środowisk liberalnych i żydowskich w USA sugestiami, jakoby Polacy cierpieli na przypadłość ''antysemityzmu'' [ tak w oryg. - przyp. mój ]. ''Karnawał ''Solidarności" generalnie stworzył Polakom okazję do przezwyciężenia tego, utkanego między innymi przez sowiecką propagandę, stereotypu. [...] Do Gdańska delegację zawiózł Mirosław Domińczyk. Jak wspomina po latach, Wałęsa i jego współpracownicy, głównie ''doradcy'' [ z Geremkiem i Mazowieckim na czele - przyp. mój ], słysząc hasło współpracy z Amerykanami zareagowali alergicznie. [...] Pierwszorzędne znaczenie, podobnie jak w dyplomacji, miały kontakty bilateralne. W tym wypadku jednak otoczenie Wałęsy konsekwentnie stawiało na dystans, kierując przywództwo AFL-CIO do... kieleckiego regionu Domińczyka. Mirosław Domińczyk nie miał nic przeciwko. [...] Nie żałował, że ma być pośrednikiem, ale czy AFL-CIO chciała być dalekim kuzynem, którego należy się wstydzić ? W każdym razie podtrzymała swe relacje z Regionem Świętokrzyskim.
''Sprawa stanęła na Krajowej Komisji Porozumiewawczej - wspomina Domińczyk - Uchwalono, że skoro mam już nawiązane kontakty z AFL-CIO będę odpowiadał za nie w imieniu całej ''Solidarności''. Potem Amerykanie przyjechali jeszcze trzy albo cztery razy. [...] Nie przyjeżdżali jako AFL-CIO, więc wysyłali organizacje np. walczące o prawa Murzynów.'' [ - poniekąd słusznie, bo polscy robole, szczególnie ci z kieleckiego, byli i są ''białymi czarnuchami'', tak są traktowani - przyp. mój ]
[...] Mirosław Domińczyk próbuje jednak zrozumieć wewnątrzzwiązkowy opór, który napotkał w ''Solidarności''. Utrzymywał swe kontakty z AFL-CIO, ale wbrew silnym trendom panującym na szczytach polskiego związku. Opór ten, jak twierdzi, narastał. Krótko po wspomnianej uchwale KKP dotyczącej współpracy z amerykańską centralą związkową, Wałęsa został wezwany do MSZ.
''Wziął mnie Wałęsa ze sobą na ten ''dywanik'' do ministerstwa'' - wspomina Domińczyk - ''Józef Wiejacz, pracownik MSZ, pytał dlaczego ''Solidarność'' współpracuje z takim strasznym związkiem jak AFL-CIO. Wałęsa się wyparł. Powiedział, że ja nawiązałem kontakty i ja odpowiadam za tę uchwałę.
''Jak to towarzyszu - powiedział do mnie minister - przecież oni z CIA współpracują ? To są nasi wrogowie.''
''Sam pan sobie odpowiedział, dlaczego współpracujemy. Skoro to są wasi wrogowie, to nasi przyjaciele. I tyle.''
Wałęsa na te słowa ponoć osłupiał. Nie wystąpił jednak otwarcie przeciw Domińczykowi, tym bardziej, że przed chwilą zrzucił na niego odpowiedzialność za współpracę z amerykańskimi związkowcami.''
[ wybór cytatów ze stron 295-302 t. I ]
- nie dziwota więc, że na jednej z podkieleckich wsi, uroczej skądinąd, gdzie obecnie pomieszkuje Domińczyk mieszkańcy nazywają go ''Mirek Amerykaniec'':)))
W uzupełnieniu informacji sięgnijmy jeszcze do niemal równie sążnistej pracy historyka Patryka Pleskota ''Za naszą i waszą Solidarność. Inicjatywy solidarnościowe z udziałem Polonii podejmowane na świecie (1980–1989)'' t. 2 :
''Trudno rozstrzygnąć, czyja pomoc i zaangażowanie były ważniejsze, czy ta dla samego ruchu „Solidarność”, czy ta dla wzmocnienia widoczności w USA działań podejmowanych przez środowiska polonijne. Zdaniem autora o sukcesie niektórych przedsięwzięć, w szczególności protestów i manifestacji oraz zbiórek pieniędzy, zadecydowała przede wszystkim pomoc amerykańskich związkowców. Ruch „Solidarność” cieszył się poparciem wielu przywódców AFL-CIO, wśród których kluczową rolę odegrali m.in.: Lane Kirkland, Tom Kahn, Tom Donahue, Albert Shanker. Wszyscy oni nie tylko przemawiali podczas wieców czy innych solidarnościowych manifestacji (których najczęściej byli zresztą współorganizatorami), lecz także dbali o to, by nadać akcjom pomocy dla „Solidarności” odpowiednie ramy organizacyjne i instytucjonalne. 4 września 1980 r. jednomyślną decyzją kierownictwa AFL-CIO powołano do życia Polish Workers Aid Fund (Fundusz Pomocy dla Polskich Robotników, PWAF) o kapitale wyjściowym 25 tys. dolarów. O powstaniu tego typu funduszu marzył już w 1970 r. (po tragedii grudniowej) redaktor Jerzy Giedroyć. Na początku 1981 r. na koncie funduszu było już ponad 160 tys. dolarów. Środki te pochodziły z wpłat dokonanych przez poszczególne organizacje związkowe, ze zbiórek oraz ze sprzedaży koszulek i innych solidarnościowych gadżetów. W tym samym okresie pomoc materialna ze strony zachodnioeuropejskich związkowców była zdecydowanie mniejsza. W przekazywanie pieniędzy dla „Solidarności” od samego początku zaangażował się A. Philip Randolph Institute, którego przedstawiciel rozmawiał w połowie września 1980 r. z Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem. Kierujący Instytutem Bayard Rustin odwiedził Polskę po raz pierwszy jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych. Kolejny raz przyleciał do Polski wiosną 1981 r., kiedy podczas dziesięciodniowej wizyty rozmawiał z wieloma osobami, w tym także z Lechem Wałęsą. Zaplanowana początkowo na 15 minut rozmowa przeciągnęła się na kolejną godzinę podczas wspólnego obiadu. Po 13 grudnia 1981 r. charyzmatyczny, czarnoskóry Bayard Rustin (kiedyś prawa ręka Martina Luthera Kinga) wielokrotnie przemawiał na prosolidarnościowych manifestacjach w miastach na Wschodnim Wybrzeżu. Po ogłoszeniu stanu wojennego, 21 grudnia 1981 r., przy sekretariacie AFL-CIO po-wołano „Grupę Roboczą ds. Polski” (Task Force Poland), w której skład weszli nie tylko związkowcy, ale również: Jan Nowak-Jeziorański, Zdzisław Dziekoński, przedstawiciele działających w Waszyngtonie organizacji Poland Watch i Towarzystwa Przyjaciół „Solidarności”. Całością prac kierował wspomniany Tom Kahn.''
[ str. 159-60
]
- aby nie było
tak słodko przytoczmy informacje zawarte parę stron dalej :
''Z czasem wsparcie ze strony AFL-CIO stało się mniej widoczne. Do naturalnego procesu zmęczenia i „zużycia materiału” dochodził także problem natury politycznej i ideologicznej. Amerykańskie związki zawodowe w naturalny sposób walczyły z (często anty-związkową) polityką prowadzoną przez administrację Ronalda Reagana. Tymczasem dla wielu działaczy polonijnych, ale przede wszystkim dla wielu działaczy „Solidarności”,którzy po 13 grudnia 1981 r. przyjechali do USA jako „polityczni uchodźcy”, prezydent USA był symbolem zdecydowanej antykomunistycznej postawy. Na tym tle zaczęło dochodzić coraz częściej do nieporozumień. Ich wymownym przykładem był incydent podczas manifestacji związkowej z okazji Labour Day (Dnia Pracy) 3 maja 1984 r. w Nowym Jorku: „Brian McLauglin z Federacji Związków Zawodowych w Nowym Jorku, który przyjął zgłoszenie Polaków do udziału w defiladzie, zapewnił ich, że treść transparentów nie będzie cenzurowana. W istocie nie była. Ale stało się o wiele gorzej, niż gdyby była. Polacy biorący udział w pochodzie w koszulkach z napisem »Solidarność«, niosący transparent wyrażający wdzięczność nie tylko związkom zawodowym Stanów ale również i prezydentowi Reaganowi, zostali zaatakowani przez tzw. milicję porządkową AFL-CIO. Transparent został zniszczony, a kilku polskich uczestników pochodu zostało tak pobitych, że wymagali pomocy ambulatoryjnej''. Podobny incydent powtórzył się dwa lata później, podczas manifestacji 1 maja 1986 r.: „byli internowani, członkowie »Solidarności« włączyli się do parady. […] Przygotowane przez nich plansze, tworzące napis »Dziękujemy Ronaldowi Reaganowi i AFL-CIO za ich pomoc dla »Solidarności« i narodu polskiego«,zostały im odebrane siłą przez amerykańskch działaczy związkowych. Znów doszło do rękoczynów”. Pomimo tych nieporozumień centrala AFL-CIO (za pośrednictwem AFL--CIO Free Trade Union Institute) nadal pośredniczyła w przekazywaniu przyznawanych co roku przez NED dotacji dla Biura Koordynacyjnego NSZZ „Solidarność” za Granicą w Brukseli (300 tys. dolarów w 1984 r., 540 tys. – w 1985 r., 304 tys. – w 1986 r., 412 tys. – w 1987 r.,375 tys. – w 1988 r.), a także w wielu innych działaniach na rzecz ruchu „Solidarność”.''
[ str. 162-3 ]
http://www.academia.edu/36920918/29._P._Pleskot_red._Za_nasz%C4%85_i_wasz%C4%85_Solidarno%C5%9B%C4%87._Inicjatywy_solidarno%C5%9Bciowe_z_udzia%C5%82em_Polonii_podejmowane_na_%C5%9Bwiecie_1980_1989_t._2_Pa%C5%84stwa_europejskie_Warszawa_2018_ss._784
''Kolorytem'' całej sprawy jest, iż wspomniany Rustin i Tom Kahn byli homoseksualistami tworząc przez pewien czas nawet parę... A więc tak : z inicjatywy działaczy lokalnej ''S'' z Mirosławem Domińczykiem na czele zupełnie niezależnie od wałęsowo-geremkowo-kuroniowej ''centrali'' zjeżdża zza oceanu do Kielc i zapyziałej komuny dwóch żydowskich związkowców i czarny bojownik o równouprawnienie ''Afroamerykanów'' a nie dość, że Murzyn to jeszcze pedał przy tym, wygłasza on żarliwą mowę ubarwioną wykonaniem ''negro spirituals'' na miejscowej ubeckiej de facto uczelni dla nastawionych antysowiecko słuchaczy i wszędzie jest wraz z resztą delegacji serdecznie przez nich goszczony - czyż to nie piękne ? Endokomuna zapewne znajdzie w tym potwierdzenie swoich mokrych fantazji na temat genezy ''Solidarności'' w żydo-trockistowskiej i homoseksualnej międzynarodówce, z kolei dla lewaków jest to bardzo kłopotliwy raczej kamień do zgryzienia - jakże to tak, lewicowi geje przeciw komunie, jeden w dodatku ''afroafrykanin'' z otoczenia samego Kinga, wspierający pogardzanych białych roboli, polskich wąsatych dżanusów ? Niemożebne - a jednak, i satysfakcji z całego obrotu spraw nie psuje mi nawet fakt, iż pośrednik dzięki któremu nawiązano z Kielc kontakt z centralą związkową w USA czyli Stanisław Żak był kapusiem miejscowej komendy MO oraz SB o ksywie ''Piotr'' [ cytuję za Zyzakiem ] a więc cała rzecz przebiegała pod kontrolą wiadomych służb, bo też i w ówczesnej rzeczywistości ustrojowej raczej nie mogło być inaczej. Niemniej i tak bomba jak dla mnie bowiem rozpierdala schematy w obie strony, zadaje kłam rzekomemu monopolowi lewactwa na reprezentowanie tak praw robotników jak i wszelkich ''uciskanych mniejszości'', tu z murzyńską i homoseksualną włącznie, z kolei dostaje się też kurwinowej kucerii głoszącej bezmyślnie za Dżanusem jakoby związki zawodowe i walka o godne warunki pracy oznaczały z automatu ''socjalizm'' i prokomunistyczne ciągoty - taki ch... pani Jolu. Owszem, to właśnie wielki biznes amerykański i finansjera z Wall Street umoczona w kredytowanie komunistycznych reżimów, a nawet wielu przedstawicieli tamtejszej klasy średniej i small businessu kręcących z czerwonymi interesiki było z tej racji bardziej skłonnych zajmować koncyliacyjną, ''odprężeniową'' postawę w toczącej się wówczas ''zimnej wojnie'' niż nieprzejednanie antysowiecka od początku większość amerykańskich związkowców, choć i w tamtejszym ruchu robotniczym mieliśmy rzecz jasna do czynienia z komunistyczną infiltracją, tyle że problem ten równie o ile nie większym stopniu dotyczył także stricte wolnorynkowych liberałów i prawicy, stąd żadną miarą nie należy utożsamiać walki o poprawę warunków pracy z filosowietyzmem, wręcz agenturalnością na rzecz ZSRR czy maoistowskich Chin - dowodem najpotężniejsza wtedy centrala związkowa w USA, wspomniana AFL-CIO czy nasza ''Solidarność'' [ po szczegóły odsyłam do monumentalnej jako się rzekło książki ''Efekt domina'' Zyzaka, któremu wprawdzie ostatnio przytrafia się wygadywać niemożebne farmazony na temat rzekomej ''ruskiej agenturalności'' Trumpa - być może niebagatelny wpływ na kolportowanie przezeń bzdetów sfrustrowanych neokoszerwatystów ma fakt, iż jego małżonka ma na imię Estera:))) - niemniej należy mu się szacunek za ogrom pracy jaki wykonał przy kompilacji materiału, żmudnej kwerendy niezbędnej dla rzetelności badań na których oparł swe ustalenia, dlatego warto przebrnąć przez oba tomiszcza ]. I jeszcze ten obsrany Wałęsa oraz popłoch jego ówczesnych dworaków z Geremkiem na czele przerażonych niezależną inicjatywą kieleckich ''solidarnościowców'', którzy pokazali im wała nawiązując samodzielnie kontakty z wrażymi imperialistami zza oceanu - wyborne ! A jeśli przyjmiemy nawet, że operacja ta nie tylko była kontrolowana przez komunistyczną bezpiekę co wręcz stanowiła jej inicjatywę znaczy jedynie, że ubecki grajdół jakim jawią się Kielce, robiący obecnie wraz z całym regionem Świętokrzyskiego za rezerwuar białych Murzynów na budowy Krakowa i połowy Europy, odgrywa o wiele ważniejszą rolę na nieformalnej mapie kraju niż by się na pierwszy rzut oka zdawało...
Przy czym mój entuzjazm nie jest podyktowany specjalną admiracją dla ''walki o prawa pracownicze'' a uznaniem dla samej strategii zwalczania podobnego podobnym - nie było lepszego sposobu ugodzenia w samo serce i obnażenia hipokryzji reżimów roszczących sobie pretensje do sprawowania ''dyktatury proletariatu'' niż wykorzystanie mającego realne podstawy buntu robotników wobec swych komunistycznych nadzorców i wyzyskiwaczy. Podobnie dziś, gdy o ironio środki rzekomej ''emancypacji'' okazują się narzędziami realnej ''reakcji'' - ''tęczowi'' geje homofaszystami, ''wyzwolone'' kobiety mniej lub bardziej dobrowolnymi niewolnicami [ kapitału, mężczyzn, innych kobiet ] a ubóstwiany Inny, którego rzecznikiem samowolnie mianowała się lewica rasistą, seksistą, ''homofobem'', fanatykiem religijnym etc. z czego trafne wnioski wyciągnęła tzw. ''alt-prawica'', ale o tym może inną razą.