Zanim przejdę do zapowiedzianego opisu genezy Doliny Krzemowej, trzeba dopowiedzieć wpierw pewne rzeczy do końca. Otóż sami Amerykanie rozwiązali właśnie dylemat, postawiony na wstępie poprzedniego wpisu tj. liberalizmu jako domeny wpływów anglosaskich. Zarazem jednak faktycznej hegemonii ekonomicznej posowieckiej nomenklatury resortowej oraz jej agentury, uwłaszczonych na sprywatyzowanym przez nie majątku publicznym komunistycznych quasi-państw w Europie Wschodniej i krajach b. ZSRR. A to przez zanegowanie na dniach ''świętego prawa własności'', jednej z kardynalnych zasad liberalnej myśli ekonomicznej, zajmując ot tak majątki putinowskich oligarchów na Zachodzie, oraz blokadą aktywów finansowych samego państwa rosyjskiego. Okazali tym samym jak instrumentalnie traktują głoszone przez się gromko ''wolnościowe'' zasady, nie pierwszy zresztą raz w dziejach: przypominam, że Wojna Secesyjna oznaczała w praktyce gigantyczne wyzucie klasy plantatorów z ich prywatnej własności, jaką byli czarni niewolnicy. Ludzie ci jakby nie było, mieli określoną cenę i stanowili przedmiot rynkowej wymiany, wprawdzie ówczesny rząd USA dokonał wywłaszczenia za odszkodowaniem, jednak pod przymusem, stąd właściwie pryncypialni libertarianie powinni domagać się dziś głośno restytucji tegoż ''czarnego mienia'':). Podobnie Wlk. Brytania, ojczyzna ''wolnorynkowej'' myśli ekonomicznej, która gdy tylko poczęła tracić dotychczasową hegemonię gospodarczą na rzecz Amerykanów a zwłaszcza Niemiec, prędko nawróciła się na ''socjalizm fabiański''. W trakcie Wielkiego Kryzysu zaś nałożyła blokadę na wywóz kapitału z kraju, na co nie poważyły się niestety sanacyjne rządy w Polsce, prowadzące zbyt liberalną politykę ekonomiczną z fatalnym dla II RP skutkiem. Tak więc Anglosasi traktują równie lekceważąco własne głoszone dla picu liberalne brednie, co obecna Rosja duraczenie frajerów na Zachodzie swym ''konserwatyzmem obyczajowym''. Zdaję sobie sprawę, że to przysłowiowe ''odkrycie Ameryki'', powiedzcie to jednak Kurwinowi i jego kucerzom, którzy właśnie jojczą za Ozjaszem, że aj waj bo zabiera się luksusowe wille i jachty rosyjskim złodziejom. To samo tyczy Warzechy, jaki w iście ciotowskiej już histerii nie waha się porównywać tego z nazistowską sekwestracją żydowskich majątków. Potężny ból zadu jaki mają z tym resortowi liberałowie, świadczy o prawdziwej panice co nie kryję bardzo mnie cieszy, nawet jeśli nie mam złudzeń, że taki Baal-cerowicz stanie pod publicznym pręgierzem za swe zbrodnie, jak należałoby. Bowiem był tylko bandytą do wynajęcia, służącym na miejscu anglosaskiej banksterce, wtedy ugadanej z nomenklaturą poradzieckich tajnych służb i partii komunistycznych, a dziś właśnie kontrakt ten uległ zerwaniu. Oznacza to polityczne bankructwo resortowego liberalizmu w całej posowieckiej zonie, tak byłych ''demoludach'' jak Polska co i nade wszystko b. radzieckich republikach d. ZSRR. Pojęła to w porę ukraińska oligarchia rządząca, w swej masie nadal sowieckiego chowu, stąd tak zaciekle przeciwstawia się zbankrutowanej całkiem Moskwie. Nie skumali zaś nasi libertarianie jak Sośnierz, który dopiero poniewczasie zbiegł z tonącej już korwinowej krypy jak szczur. Nie uwierzę w jego przemianę, dopóty nie pokaja się publicznie za swe skandaliczne słowa wypowiedziane onegdaj na sejmowej komisji ws. CPK, o kolei jako rzekomo ''przestarzałej'' i ''etatystycznej'' technice, która uniemożliwia panu pszedsiembiorcy wynajęcie sobie ''prywatnego pociążka''. A to i tak lepiej niż przysłowiowo już durny Berkovitz czy nawet Mentzen, przy całym swym cwaniackim sprycie stawiający nadal na totalnego już przegrywa Korwina. Bowiem ten pozorował jedynie ''antysystemową'' przystawkę do zasadniczo liberalnego dyskursu hegemonicznego nad Wisłą, uosabiając zradykalizowaną wersję przekazu lansowanego na łamach ''GW''na, którego eksponentami z kolei byli pomieniony już Baal-cerowicz czy Janusz Lewandowski i tego typu liberały-aferały. Oczywiście sekta wyznawców Ozjasza jak i domorośli misesolodzy, jednako uprawiający ekonomiczną kabałę, wbrew faktom uparcie będą pierniczyć, że stanowili realną alternatywę w takim układzie, zupełnie jak trockiści wobec stalinistów. Nie ma więc co tracić czasu na dysputy z nimi, a jedynie skonstatować mocno całą ich nędzę intelektualną oraz polityczny przegrywizm, co niniejszym staram się czynić.
Oto bieżące wydarzenia potwierdziły com tu pisał niedawno, że jedynym prawdziwym właścicielem waluty jest jej emitent, ten co zarządza jej podażą i popytem, reszta zaś robi tylko za jej mniej lub bardziej czasowych użytkowników. I to nawet kiedy obraca miliardami, o czym boleśnie przekonuje się na własnej skórze rosyjska oligarchia. Dlatego rzuciła się w panice na bitcoiny jako jedyne pozostałe jeszcze ''wolne'' aktywo, co w gruncie rzeczy stanowi klasyczne zapędzenie przeciwnika w kozi róg. Bowiem ono również jest kontrolowane przez tychże Anglosasów, no chyba iż serio wierzycie, że np. ''cyfrowa E-stonia'' i jej sławetny już wśród libków PIT, nie ma kompletnie nic wspólnego z siedzibą akurat w stolicy tegoż kraju centrum cyberobrony krajów NATO. W świecie anglosaskiej finansjery nie jest żadnym dziwem, iż bankier może być generałem armii i to prawdziwym wojskowym, a nie takim jak Szojgu, zaś funkcjonariusz wywiadu z powodzeniem spekulować na giełdzie. Libertariańskie farmazony zaś robią dla nich za propagandowy odpowiednik owej ''mgły wojny'', zaciemniającej przeciwnikowi obraz rzeczy, zupełnie tak samo jak rosyjskie brednie o ''katechonie'' i ''konserwatyzmie'' putinowskiego reżimu. W obu wypadkach nabierają się na to jedynie kompletne leszcze, jakich w realnym świecie bez liku, bez pojęcia o czymkolwiek a zadufane strasznie niczym Warzecha, najmądrzejszy w całej wsi. Bardzo dobrze, iż libki całkiem już odchodzą od zmysłów, znać po tym bowiem, iż tracą ostatki gruntu pod nogami jak Ozjasz i jego wyznawcy, szerujący bzdury o ''ustawce globalistów'' na Ukrainie. Jeśli bowiem żadnej wojny jakoby tam nie ma, to nie tylko potwierdza to wersję Rosji ale i Niemiec oraz Francji, które praktycznie nie dostarczyły Kijowowi żadnego wsparcia militarnego. Nade wszystko jednak godzi w Anglosasów z USA na czele, którzy firmowaliby chucpę swym zaangażowaniem wojskowym w naszej części Europy, bo po co w takim razie przysyłają tutaj armię? Chyba, że zamiast Bidena do Polski przyleciał jego hologram, zaś amerykańscy żołnierze z jakimi się spotkał, byli najętymi do tej roboty aktorami przebranymi w mundury... Ludzie, którzy wierzą w ''niebiańską Jerozolimę'' na Krymie, łykną to niczym przysłowiowego już dubajskiego ''kasztana''. Wracając zaś do kwestii pieniądza: zwracałem uwagę też, że Glapa zawdzięcza swą funkcję szefa NBP nie tyle nominacji Kaczyńskiego, co zaakceptowaniu jego kandydatury przez globalistyczną, w praktyce głównie anglosaską finansjerę. I wygląda na to, że inaczej się nie da o czym świadczy zesRana od nałożonych przez nią sankcji rosyjska ekonomika, znaczniejsza jakby nie było od naszej. W tej sytuacji wiązanie się jak chciałby tego Gwiazdorski, z idącą pod wodę dziurawą krypą jaką jest euro i cała UE, zakrawa na obłęd i samobójstwo. Lepsza już niechby licha, ale własna waluta powiązana jakoś z perspektywicznymi nadal gospodarkami mocarstw morskich, niż ten nieudany twór francuskich masonów i postnazistowskich paneuropeistów, stowarzyszonych w dodatku z mafią rosyjskich przegrywów. Jednym słowem chuj z IV Rzeszą od Lizbony po Władywostok, skądinąd ulubionym konceptem Kornela Morawieckiego... Oczywiście nie można winić synów za grzechy ojców, niemniej przyjdzie nam kiedy bliżej przyjrzeć się resortowym powiązaniom i rodzica obecnego premiera, uprzedzam wyborcy Konfederacji mogą być niepocieszeni:). W każdym razie brak realnej alternatywy dla hegemonii Anglosasów, bo uzurpujące sobie do tego prawo Chiny a nade wszystko Rosja dowodnie okazują, że jej nie posiadają, nie oznacza zaraz ślepego powielania każdej LGBTariańskiej bzdury serwowanej nam przez Jankesów, których to sami jak widać nie traktują oni poważnie i tym podobnych. Zresztą w obliczu zaprzedania tylu krajów ''wolnego świata'' z Niemcami na czele, gotowych poświęcić Ukrainę a w dalszej perspektywie i Polskę dla interesów z kremlowskimi bandytami, odraza do szeroko pojętego Zachodu w żadnym razie nie może oznaczać ''ruskiej agenturalności''. Tyczy to również w pewnym stopniu USA, których nowy ambasador w Polsce udziela ostentacyjnie audiencji skompromitowanemu aferzyście Gówinowi. Oby tylko nie przyszło mu do łba realizować testamentu politycznego tatuśka o jakowejś ''EuRosji'' w zjednoczeniu z Ameryką północną, czego niestety nie można całkiem wykluczyć znając jego wcześniejszy serwilizm wobec chińskich komunistów. Na szczęście większość anglosaskich elit politycznych zdaje się jednak pojmować, że triumf Rosji kosztem Ukrainy, ośmieliłby Chiny do inwazji na Tajwan, inaczej rychło poczulibyśmy w Polsce żelazny uchwyt na gardle rosyjsko-niemieckiej hydry.
Mam bowiem poważny problem z propozycją red. Kożuszka, aby uznać za bliższą obecnej pozycji Polski sytuację ''zimnowojennej'' RFN jako ''państwa frontowego'' NATO, niźli II RP w przededniu II wojny światowej. Generalnie zgadzam się z nim wprawdzie, iż ''zychowszyzna'' jest plagą polskiego życia publicznego, wzniecając niepotrzebne histerie wywołane anachronicznymi resentymentami historycznymi Polaków, naszym zwierzęcym wprost strachem przed powtórką z tragedii wrześniowej klęski i ludobójczej okupacji kraju. Skądinąd dowodnie to okazuje, że wciąż jako naród nie przerobiliśmy należycie wynikłej stąd zbiorowej traumy i pora, by w końcu coś nas z niej wyleczyło, oby stały się tym obecne wydarzenia dziejowe w których bierzemy udział, czy to nam się podoba lub nie. Nie pozbędziemy się paraliżującej nas obawy, jeśli poprzestaniemy jak dotąd na reaktywnej tylko obronie polityki Becka, bo wciąż przez to pozostawać będziemy w kręgu przebrzmiałych dylematów, stąd próba porzucenia jałowych w istocie dyskusji i zaproponowanie zupełnie nowych analogii historycznych jest zasadniczo słuszna. Tym bardziej, że faktycznie wraz z rosnącym zaangażowaniem wojskowym Zachodu w naszym kraju, wielu krytyków przejdzie płynnie od wyrzekania na jego ''zdradę'' do pomstowania na rzekomych ''okupantów''. Mam jednak poważne wątpliwości, czy aby porównania naszej obecnej sytuacji z ''zimnowojenną'' RFN są zasadne, bo w takim razie jaką rolę pełnią dziś same Niemcy? Wprawdzie można rzec, iż przypominają Francję de Gaulle'a wierzgającą przeciwko ''anglosaskiemu ościeniowi'' i próbującą kombinować własną strefę bezpieczeństwa poza strukturami NATO. Obawiam się jednak, że bliżej im do Republiki Weimarskiej prowadzącej agresywną, jawnie wrogą przedwojennej Polsce politykę rewizjonistyczną, dążąc do jej zmiażdżenia wespół z sowiecką Rosją. Trzeba bowiem jasno powiedzieć, że obecna wojna toczy się tak naprawdę na dwóch frontach i obok rosyjskiej napaści zbrojnej na Ukrainę, mamy też bezprecedensową presję polityczną i nade wszystko finansową na nasz kraj ze strony Berlina, poprzez posłuszną mu Brukselę. Co do mnie nie wierzę więc w żaden ''zwrot'' w polityce Niemiec wobec Rosji, poczekam na ile przedsięwzięte przez UE sankcje rzeczywiście uderzą w Moskwę, choć rzecz jasna przyjemnie byłoby się rozczarować, póki co jednak pozostanę sceptyczny. Jeśli Ukraińcy nie pogromią należycie agresorów ze Wschodu, cały nasz rejon Europy zostanie zdominowany kapitałowo i politycznie przez Niemców, korzystających z ''parasola bezpieczeństwa'' zapewnianego przez Rosję. Anglosasi jak będą grzeczni też dostaną jakieś koncesje, a może nawet powstanie ''rozszerzony Zachód od Vancouver po Władywostok'' ze ''strategicznej wizji'' Brzezińskiego seniora, bo niestety zaślepienie Rosją w USA to nie jest tylko problem takich ''niedorealistów'' jak Mearsheimer. Póki co na szczęście dla nas rozwój wydarzeń temu nie sprzyja, ale obaczymy jak dalej to wszystko się potoczy.
Nade wszystko zaś analogia obecnej sytuacji Polski z Niemcami Zachodnimi epoki ''zimnej wojny'' jest o tyle myląca, że nie rozgrywał się wówczas u ich granic żaden regularny konflikt wojenny. Na to trzeba było poczekać do zakończenia rywalizacji między USA i ZSRR upadkiem tego ostatniego, mowa rzecz jasna o wojnie domowej w b. Jugosławii. Ponieważ jednak nie było w nią bezpośrednio zaangażowane żadne z mocarstw [ do czasu amerykańskiej interwencji oczywiście ], a i pozycja Chin zupełnie inna niż dziś, podobnie jak skala toczonych wtedy walk, więc trudno to porównywać. Jedyne co może nas łączyć z ówczesną pozycją RFN to status ''państwa frontowego'' NATO, ale z tym ważnym zastrzeżeniem, że wojna w jakiej już bierzemy udział czy to nam się podoba lub nie, ma zupełnie inny - przede wszystkim nie tak ''zimny'' jak tamta - bardziej bezpośredni charakter. Niemcy Zachodnie nie musiały też zmagać się z tak wrogim podejściem bliskich krajów jak Francja na ten przykład, jakie same dziś po wchłonięciu d. NRD okazują Polsce. Fundamentalnie za to nie zgadzam się z red. Kożuszkiem w ocenie postawy amerykańskich ''neokoszerwatystów'' - cóż z tego, że w sprawie Ukrainy zachowali się przyzwoicie, skoro fanatycznie popierają Izrael. A właściwie należałoby rzec już IZSRRael, biorąc pod uwagę jakie stanowisko przyjął on wobec rosyjskiej agresji. Nie obchodzi mnie, że każą mu tak czynić względy bezpieczeństwa państwowego, przyjmujemy pryncypialną postawę jeśli idzie o Ukrainę, albo nie. Toż samo tyczy stawiania przezeń niemal znaku równości między alt-prawicą a robieniem za ''pożytecznego idiotę'' Putina, równie dobrze można by posądzać o to samo lewactwo, bo tacy ruscy agenci jak towrzysz Michał czy Jill Stein o jakiej wkrótce pomówimy, także poparli zbrojną napaść Moskwy na Kijów. Wybory w USA na 100% były ukradzione i doprawdy nie wiem jak zaślepionym trzeba być, aby tego nie pojmować, uznanie tegoż faktu w żadnym razie nie czyni mnie miłośnikiem ''katechona'' z podanych przed chwilą powodów. Zresztą nawet samo tylko zbanowanie prezydenta Stanów Zjednoczonych jakby nie było, stanowiło faktyczny zamach stanu ze strony cyberkorpo, jaka w tym niby ''teoria spiskowa''? A że realna polityka, gdy trzeba wymaga układania się choćby ze złodziejem i degeneratem jak Biden, to nie pojmuję skąd to oburzenie i sarkazm z tego tytułu szczególnie u ''niedorealistów'' - w końcu liczą się interesy, a nie żadne tam ''wartości''! Oby więc do Berlina i Paryża, nie mówiąc już o prorosyjskiej Italii dotarło w końcu, że jeśli wojna na Ukrainie nie zostanie wkrótce pomyślnie rozstrzygnięta po jej myśli, całe południe Europy rychło zapłonie ponownie od kolejnej inwazji nachodźców. Bowiem ludność Afryki jest uzależniona w dużej mierze od importu zbóż znad Dniepru jak i dostarczanych przez rosyjskie czarnoziemy, widmo głodu zaś jakie wywoła przerwa w dostawach żywności zrewoltuje ją tak samo jak przed dekadą.
Tak czy siak przez agresję Rosji na Ukrainę Polska stała się faktycznie państwem frontowym jakowegoś pół-NATO, a więc już nie tak bezpiecznym dla inwestorów jak dotychczas. Nie straszę bynajmniej wizją jakoby zapaści ekonomicznej z tego tytułu, wręcz przeciwnie: dla pewnych gałęzi krajowego przemysłu np. traktowanej dotąd po macoszemu zbrojeniówki, nastaną zapewne czasy prawdziwej koniunktury. Jeśli Anglosasi z USA na czele udzielą nam też pewnych koncesji technologicznych, może wreszcie pozbędziemy się modelu januszerki byznesowej, na którym żeruje PO jak i korwinowa wciąż ekonomicznie Kucfederacja. Wątpię bowiem, aby ukraińska migracja napływająca nad Wisłę w takiej sile, godziła się wciąż na status ''taniego pracownika''. Zwłaszcza ludzie, którzy nauczyli się walczyć o swoje prawa w zorganizowany sposób i to z bronią w ręku, czeka nas więc przestawienie gospodarki na wojenny tryb, być może nawet z reglamentacją niektórych towarów żywnościowych w całkiem bliskiej perspektywie czasowej. Zastrzegam, że nie idzie zaraz o masowy głód, aby nie siać paniki, tylko nową organizację dystrybucji strategicznie ważnych towarów, stąd wzrośnie rola odgrywana przez państwo w krajowej ekonomii, a także kształtowaniu przezeń życia społecznego. Każdy więc, kto ośmieli się wówczas bredzić jeszcze o ''socjalistycznym rozdawnictwie'' powinien być traktowany jak dywersant, z wszystkimi tegoż dla się konsekwencjami prawnymi. Zwyczajnie dyscyplina panująca w zmilitaryzowanym z konieczności państwie frontowym będzie tego wymagać, a więc czas przypomnieć sobie wreszcie pierwotny, prawdziwie wolnościowy sens republikańskiej dyktatury, o co wołam już od dłuższego czasu. Tym bardziej, że Rosja nie ma nam jak powiadam nic sensownego do zaproponowania w kontrze, jej bankructwo stało się jawne nawet dla elit tego upadłego kraju, które już nie kryją, że trzeba im pogodzić się z rolą zaplecza surowcowego i politycznego wasala Chin. Owszem, Zachód z USA na czele jest zgniły, ale Moskwa jeszcze bardziej zdeprawowana, podobnie co i Pekin. Rozpatrzmy choćby status mężczyzny: tu i tam jest on obecnie niski, szczególnie przedstawiciel rasy białej jest w świecie Okcydentu obwiniany o wszelkie niemal zło, co wszakże nie przeszkadza takim degeneratom jak synalek Bidena używać na całego. Przeciętny facet ma jednak przejebane, jest odczłowieczany w politpoprawnych mediach i sprowadzany do statusu godnego pogardy zwierzęcia rządzonego popędami. Sęk w tym, że pod rządami kamaryli Putina rzeczy mają się jeszcze gorzej - otóż w Rosji życie zwykłego mężczyzny tradycyjnie nic nie znaczy, zwłaszcza na prowincji jego nędzny żywot jest zazwyczaj krótki, wyniszczany alkoholem, biedą i ogromną przestępczością. Mało który z nich stąd ma w ogóle szansę dożyć i tak marnej emerytury, a po zapowiedzianym przez władze podwyższeniu jej progu wiekowego, stanie się to praktycznie niemożliwe dla zdecydowanej większości Rosjan. Do tego znacznej części przeznaczony jest los mięsa armatniego na bezsensownych wojnach, jak ta wypowiedziana właśnie przez Moskwę Ukrainie, gdzie rosyjskiej armii po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej przyszło mierzyć się z regularnym wojskiem, a nie cywilbandą jak powstańcy węgierscy w '56 czy protesty czechosłowackie '68, a nawet partyzantka afgańska czy czeczeńska. Aczkolwiek w tym ostatnim wypadku Rosjanie walczyli de facto ze swymi niedawnymi kolegami z wojska, jak sowiecki generał Dudajew czy radziecki dowódca artylerii Maschadow. W tym sensie wojny czeczeńskie podobne były obecnej na Ukrainie, gdzie tak naprawdę trafił swój na swego, bowiem przypomnijmy sztab armii naszego wschodniego sąsiada zaciekle zmagającej się z kacapską agresją, stoi wyszkolonymi jeszcze w czasach trwania ZSRR lub na poradzieckich akademiach wojskowych dowódcami, a nie żadnymi ''banderowcami'' jak pierdoli Putin. I tak jest ze wszystkim np. rzekomo większą ''obyczajnością'' Rosjan niż na bez dwóch zdań pogrążonym w rozpuście Zachodzie, o czym najlepiej świadczą wskaźniki zachorowalności na HIV w Rosji, dorównujące niemal krajom Czarnej Afryki. Mniej znaną, traktowaną po macoszemu zresztą i w Polsce niestety, plagą społeczną jest trzykrotny ponad wzrost zapadalności na choroby psychiczne wśród Rosjan od upadku ZSRR. Szczególnie widać to jeśli idzie o dzieci, a jest to oczywiście skutek rozpadu ładu społecznego, utraty stabilności ekonomicznej, szerzenia się alkoholizmu i narkomanii, ale też prostytucji i ''dewiacji obyczajowych'' tak to oględnie nazwijmy, wreszcie gwałtownego starzenia społeczeństwa. Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku szacunki mówiły o ponad 500 tysiącach schizofreników w Rosji i blisko 2 milionach osób korzystających z leczenia psychiatrycznego, ówczesne prognozy zaś przewidywały powiększenie liczby chorych do 3 i pół miliona nawet w 2020 roku, przy stale malejącej ludności podkreślmy.
O tym wszystkim pisał otwarcie obecny wicepremier Rosji ds. ''transformacji energetycznej'' kraju Andriej Biełousow, w swym raporcie rządowym jeszcze z 2006 roku. Polecam jego lekturę, podobnie jak innych wypowiedzi publicznych tego niewątpliwie kompetentnego rosyjskiego czynownika. Przydałoby się to szczególnie tępym kucom śmieszkującym tak z ekozjebstwa, lecz umyka im jakoś, że ''koszerna'' kandydatka amerykańskich ''zielonych'' na prezydenta Jill Stein, niby potępiając agresję Putina [ ale już nie samej Rosji ] na Ukrainę, w gruncie rzeczy usprawiedliwia ją rzekomymi ''prowokacjami NATO'', zupełnie jak Korwin. Pozornie dziwny sojusz ''łubiankowej prawicy'' z eko-lewactwem stanie się bardziej zrozumiały, gdy sięgniemy do wywiadów z pomienionym przed chwilą rosyjskim wicepremierem. Otóż Biełousow nie kryje, iż Rosja z poparciem Putina zamierza realizować globalistyczną agendę klimatyczną, przy pełnej współpracy z UE a więc w praktyce Niemcami głównie. Idzie przede wszystkim o rozwijanie technologii wodorowych, gdzie szacuje rosyjskie możliwości na blisko 1/4 potencjalnego rynku, tudzież ''zieloną'' energię jądrową i gaz, wreszcie wysoką ''chłonność środowiskową'' CO2, jaką dają liczne w Rosji lasy, bagna, tundry i jeziora. Ostatnie należy poczytywać jako sygnał dla biznesu tak ze Wschodu, jak i Zachodu do relokacji najbardziej ''brudnych'' gałęzi przemysłu, bo tajga wszelki syf przyjmie. Klarownie też tłumaczy przyznajmy, prawdziwe przyczyny ''globalnego ocipienia'' upatrując ich w rywalizacji mocarstw, nade wszystko o kluczowe dla rozwoju i potęgi zasoby energetyczne. Otóż neoliberalny model ekonomii lat 90-ych, był możliwy wedle niego dzięki ''uwolnieniu'' aktywów krajów d. ZSRR i Europy Wschodniej po tzw. ''upadku komuny'', czyli ich ''prywatyzacji'' co w praktyce oznaczało grabież majątku publicznego tychże państw, a także otwarciu rynków Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Szaleńcza koniunktura tamtych lat była napędzana głównie wzrostem handlu zagranicznego, dwukrotnie przewyższającym analogiczny największych gospodarek świata, za czym rzecz jasna stał eksport Chin. Kraj ten jednak uzyskał dzięki niemu taką potęgę, że przestał kontentować się dotychczasową rolą ''globalnej fabryki'', poza tym niepomierny rozwój wymiany międzynarodowej doprowadził do powstania gigantycznego finansowo-dłużnego nawisu w postaci różnych ''derywatów'', ''fiuczersów'' i tym podobnych. Jak wiadomo zapadł się on pod własnym ogromem podczas kryzysu lat 2009-2010, w efekcie Stany Zjednoczone postanowiły przejść na technologie pozyskiwania ''energii odnawialnych'', jakich Chiny nie posiadają, te zaś natomiast zadecydowały o rozwijaniu rynku wewnętrznego i krajowej cyfryzacji. Osią nowego ładu ekonomicznego jaki wyłonił się wskutek tego, jest wysoka bariera technologiczna niezbędna dla redukcji CO2, oddzielająca radykalnie kraje zdolne do takowej transformacji energetycznej jak USA czy państwa Europy Zachodniej, od niedysponujących owymi możliwościami lub dokonującym jej na własnych warunkach jak Chiny, ale też Indie oraz Indonezja. Zwłaszcza Pekin nie może sobie pozwolić na gwałtowne odejście od spalania węgla, na którym głównie zasadza się jego bardzo ''energochłonna'' produkcja przemysłowa, wdrożenie klimatycznych dyrektyw spowolniłoby mocno wzrost gospodarczy kraju, grożąc mu nawet rozpadem w perspektywie konfliktów społecznych i politycznych jakie by to wywołało. O to pewnie idzie w lansowanej przez Amerykanów ''zielonej agendzie'', natomiast Rosja wedle słów Biełousowa ma korzystając ze swego ''sworzniowego'' położenia między Wschodem a Zachodem, dostarczać nadal węgiel i ropę Chinom oraz krajom globalnego Południa, natomiast w porozumieniu z UE a więc głównie Niemcami wdrażać zarazem ''przyjazną środowisku'' transformację własnej ekonomiki. Co znamienne, rosyjski wicepremier zwraca uwagę, że zaczęła się ona latem 2014 roku, a więc gdy rozgorzała już w pełni wojna w Donbasie! - byłbyż to jedynie przypadek? Trudno orzec, ale jednym ze skutków wzrostu cen surowców energetycznych jak gaz czy ropa naftowa, jest podrożenie też do granicy opłacalności produkcji nawozów azotowych, oraz środków ochrony roślin. Nie trzeba być geniuszem, by wysnuć z tego wniosek o kryzysie żywnościowym, na który zbierało się już wedle Biełousowa jak i rosyjskich producentów rolnych jeszcze przed obecną agresją wojenną Moskwy na Kijów. Zdecydowanie zbyt mało eksponowanym w mediach aspektem jej wrogich działań, jest sukcesywne niszczenie ukraińskiej produkcji rolnej, przede wszystkim magazynów maszyn rolniczych, być może więc byłaby to pierwsza ''wojna klimatyczna'' na pełną skalę i to u naszych granic...
''Eko-transformacja'' Rosji miałaby jeszcze jeden, możliwy skutek przewidziany już w rzeczonym raporcie rosyjskiego ekonomisty - zanik ''energochłonnej'' klasy średniej, która napędza drogi import, odpowiadając za ujemny bilans handlowy tak zacofanego technologicznie państwa jak moskiewskie, wymusza podwyższanie standardów pracy i usług a tym samym ich koszta, niektórzy jej przedstawiciele do tego pyszczą o jakieś ''swobody polityczne'', gdy zaś ich nie uzyskują lub podążając za korzyściami finansowymi emigrują z kraju. Wygląda więc na to, iż reżim Putina uznał ją za zbędną warstwę społeczną, wręcz zagrażającą w perspektywie jego stabilności i postanowił się jej pozbyć wywołując obecny kryzys - na pewno nie to było jego główną przyczyną, ale jedną z nich zapewne. Możliwym więc scenariuszem wydarzeń jak przewiduje Galijew, jest wariant północnokoreański czyli przekształcenie Rosji w odpowiednik satrapii Kimów - władzy na Kremlu nie zależy bowiem, aby masy Rosjan się bogaciły, bo ich ubóstwo postrzegają jako swą ''przewagę konkurencyjną''. Dlatego kacapskim elitom tak pasuje neoliberalne pierdolenie o ''tanim pracowniku'' i redukcja socjalu, gdyż to jedyny sposób na ekonomię właściwy złodziejom, którzy prędko chcą się nachapać cudzym kosztem. Nie pojmuje głąb, że jak wskazuje Biełousow kluczowym dla poprawy gospodarczej jest wydajność pracy oraz zmniejszenie jej energochłonności, tego zaś nie sposób uzyskać bez wdrożenia nowych technologii, sprawnej organizacji produkcji a także odpowiedniego wyszkolenia pracownika. Ze względu na szerokie niewątpliwie horyzonty umysłowe tego czynownika, przewiduję dlań los nielicznych inteligentnych urzędników państwowych w Rosji, jak pomieniony w poprzednim tekście Sergiej Witte. Na szczęście dla Polski czy Ukrainy, a ku utrapieniu samych Rosjan, którym przyszło żyć pod rządami kolejno mordujących się mafii opryczników. Ponieważ jednak stan ten właściwie zdaje się im odpowiadać w swej masie, nie ma co też litować się nad nimi. Sami rosyjscy ''czarnosecińcy'' nie pozostawiają co do tego złudzeń, że ich rodacy gotowi są sprzedać własny kraj za pieniądze, ale dlatego właśnie zdolni też do wszystkiego z innymi narodami dla zysku. Krwawe lata 90-te dowodnie okazały, iż Rosjanie nie mają skrupułów, aby rzezać się gromadnie w imię kasy, lecz była to jedynie anarchiczna powtórka z terroru towarzyszącego rewolucji bolszewickiej i stalinowskim czystkom, w dodatku na znacznie mniejszą skalę. Napędzającym przemoc mechanizmem jest patologiczna struktura rosyjskiego społeczeństwa, z niewielką elitą na szczycie żyjącą niczym krezusi kapitalizmu jeszcze w czasach sowieckich, oraz kłębiącą się na samym dole w nieprawdopodobnej nędzy resztą narodu. Wytwarza to tak potworne ciśnienie, iż ambitni i najbezwzględniejsi biedacy gotowi są do gnojenia się wzajem donosami, albo zabijania byle tylko wyrwać ze swej podłej kondycji. Jednym z takich bandytów był Putin, pracujący po upadku ZSRR w administracji mera Petersburga Anatolija Sobczaka - demokraty-złodzieja, któremu zapewnił później ucieczkę z kraju przed grożącym mu procesem za rozliczne malwersacje, jakich się on dopuścił, także aby ratować własną skórę. Oto zbrodnia doskonała: przedstawić durnym masom jednego z okradających naród liberałów-aferałów, jako rozprawiającego się z takowymi ''dobrego szeryfa'' i niemalże zbawcę, ''katechona''. Musi stał za tym pomieniony już tu nie raz Surkow: ''ojciec rosyjskiego PR-u'' i zarazem funkcjonariusz sowieckiego jeszcze wywiadu wojskowego, zdeklarowany neoliberał przy tym jak niemal wszyscy z kremlowskich mafiozów. Jak się robi interesy z takowymi, oraz ile warte są zawierane z nimi umowy, przekonuje się właśnie Stefan Dürr - niemiecki przedsiębiorca rolny i bodaj największy producent mleka w Europie obecnie, produkowanego co znamienne na gigantycznych farmach w graniczącym z Ukrainą obwodzie woroneskim. Osobista ponoć zażyłość z samym Putinem i gorliwe lobbowanie zań jeszcze podczas wojny w Donbasie, nie przeszkodziły w próbach wrogiego przejęcia jego interesów przez państwowy bank rolny Rosji. Do tego rząd w Berlinie postanowił właśnie zrezygnować z jego usług, świadczonych dotąd w ramach niemiecko-rosyjskiego ''dialogu gospodarczego''. A tak się przecież chłopak starał, nawet przeszedł na prawosławie dla rosyjskiej żony i dzieci, oraz przyjął obywatelstwo kraju z rąk samego ''katechona'', byle tylko zrealizować marzenie o swym ''osobistym Lebensraumie''. I wszystko na nic, bo tak to jest pokładać wiarę w honorowaniu umów przez gangsterów. Dürr podpadł im zapewne głośnym narzekaniem ostatnio na państwowe regulacje krajowego rynku rolnego i drożyznę nawozów, a nade wszystko ośmielił się publicznie zwrócić uwagę na uzależnienie produkcji żywności w Rosji od importu składników pasz, oraz części zamiennych do maszyn. Niech się cieszy, że go nie aresztowali za to [ jeszcze? ], jak opisaną tu niedawno Dianę Kaledinę, pracującą jako dostawca rosyjskiego przemysłu zbrojnego. Jednym słowem hipokryzja putinowskiego reżimu woła o pomstę i tylko skończony dureń pokroju Korwina i jego kucowskiego pomiotu, może nabierać się na serwowane przez Kreml propagandowe bzdety. Prawosławie czy V Międzynarodówka, albo ''IV teoria'' Dugina - jeden *uj, razem tworząc iście upiorny, groteskowy koktajl polityczny, co znać po omawianej tu dopiero co ''wojennej cerkwi''.
Pod tym względem bękart Bidena jest uczciwszy trza przyznać - jebiąc dziwki a może nawet i dzieci, oraz paląc crack przynajmniej nie wyciera sobie mordy Bogiem i ojczyzną, jak to czyni kacapska oligarchia. Jest coś niepomiernie ohydnego w cynizmie, z jakim najwięksi rosyjscy kurwiarze i złodzieje, urządzający orgie z nieletnimi dziwkami na swych luksusowych jachtach, prawią kazania o ''tradycyjnych wartościach rodzinnych'' do których lgnie znaczna część zachodniej prawicy. Jest bowiem tak słaba i zaszczuta panującym wokół niej terrorem politpoprawności, że gotowa w desperacji upatrywać swego zbawcy i ''katechona'' w byle oszuście, jakim w istocie jest Putin. Przypomnę, że w rządzonej przezeń Rosji, ''homofobicznej'' i ''konserwatywnej obyczajowo'', pedał i kapuś robi za oficjalny autorytet duchowy jako prawosławny patriarcha, nawet przez miejscowych czarnosecińców obdarzany pogardliwym mianem ''Metropolity Sodomskiego i Gomorskiego''. Dowódcy wojskowi zaś zmuszają bywa swych żołnierzy do homoseksualnej prostytucji, wreszcie rosyjski naziol o ksywie ''Tesak'', jaki począł na własną rękę rozprawiać się z pedofilami gwałcącymi młodych chłopców, został ''zginięty'' za to przez władze w więzieniu, ku nieskrywanej uciesze zachodnich środowisk LGBT. W tej sytuacji trzeba naprawdę mieć zawartość koszarowej latryny pod czaszką, aby w takiej kloace ludzkiej upatrywać wybawienia i realnej alternatywy dla skądinąd rzeczywiście zgniłego w dużym stopniu Okcydentu. Jakby więc to cynicznie nie zabrzmiało, wojna w jakiej przyszło nam jako Polakom wziąć udział w roli póki co ''przyfrontowej'' nacji, nie stanowi tyle manichejskiego starcia sił Dobra i Zła, co konfrontację dającego wciąż mimo wszystko jakąś perspektywę świata Zachodu, z kompletną chujnią postcywilizacyjną, zapaścią i bankructwem jakie prezentuje sobą obecna Rosja, a być może i Chiny na dłuższą metę. Zresztą te ostatnie i tak w ostateczności nie są nam w stanie niczego specjalnie zaoferować, bowiem powtórzę: lansowany na tych łamach koncept polskiego eurazjatyzmu nie oznacza ślepego zapatrzenia w Orient, lecz zrozumienie iż jesteśmy Europejczykami Wschodu, innymi od Niemców, Francuzów czy Włochów. Anglosasów rzecz jasna także, tym bardziej tych zza oceanu co nie oznacza wcale ich odrzucenia, tylko pojęcie, że nie wszystko co sobą reprezentują może pasować i nam. Byłoby bardzo źle, gdyby zwiększona obecność wojskowa a być może i gospodarcza Amerykanów w naszym kraju, doprowadziła do bezmyślnego małpowania wszelkich zaniesionych tu przez nich bzdur, jak LGBTarianizm dajmy na to. W interesie USA powinien być możliwie najbardziej samodzielny, stojący na własnych nogach sojusznik w regionie, tak by odciążyć je kiedy przyjdzie mierzyć się Waszyngtonowi z prawdziwym wrogiem na Pacyfiku. Włażenie w dupę Zachodowi, mówiąc Piłsudskim, nie jest więc najlepszym ku temu sposobem, warto by sobie to zapamiętały elity tak zakompleksionej, gardzącej wręcz sobą nacji jak Polacy obecnej doby. Najgorsze zaś, co może nas dziś spotkać, to scenariusz ''deeskalacji'', czyli tchórzliwych ustępstw względem Rosji - lansujący go durnie i pożyteczni idioci Moskwy nie pojmują, że to proszenie się o status dymanego przez kryminalistów frajera, któremu przeznaczone jest spać przy ''paraszy'' tj. wiadrze z gównem. Galijew słusznie przypomina w tym kontekście, że fatalnym błędem świeżo osadzonego w rosyjskim więzieniu jest podjęcie dialogu z innymi przestępcami, próba wytłumaczenia im za co został skazany. Nikogo bowiem tam rzecz ta nie interesuje, niby życzliwe pytania zaś ze strony innych bandytów, służą jedynie testowaniu na ile mogą się posunąć w stosunku do niego. Dlatego natychmiast należy wyznaczyć ostro granicę, odpowiadając: ''a kto pyta'' tzn. kim jesteś i jaki masz w tym interes, że mnie przepytujesz? W ten sposób kontratakujemy, innego bowiem argumentu jak siła psychopaci i mafiozi nie pojmują, a tacy właśnie sprawują władzę na Kremlu - kto tego nie rozumie, niech uda się do najbliższego ''różowego AGD'' po lubrykant i duże białe dildo, by przyzwyczajać się do roli rżniętego w dupę katamity, bo taki los frajera w rosyjskim ''raju krat''.
Podsumowując nasze rozważania: skoro zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie o Niemcach już nie wspomniawszy, nie traktują serio narzucanych innym przez się zasad, jako to ''wolny rynek'', tudzież własny zakłamany całkiem ''konserwatyzm obyczajowy'', wreszcie ''praworządność'' i skompromitowane do szczętu ''europejskie wartości'', i my Polacy nie musimy tak nimi się przejmować jak dotąd. Puszczajmy więc ich pieprzenie mimo uszu, korzystając za to ile wlezie z tego, co nam oferują - nic zaś lepszego jak sojusz z imperiami morskimi Anglosasów na rynku dla nas nie ma, choć będzie to wymagać niemałego zaparcia w znoszeniu odbytniczego odoru LGBTarianizmu, zaniesionego nad Wisłę przez Jankesów. Cóż począć jednak, skoro alternatywą jest wydymanie Polski przez rosyjskiego ''katechona'', na spółę z niemieckim transem, boć nigdy dość powtarzać, że jedyny trójkąt na jaki możemy liczyć z Berlinem i Moskwą to zerżnięcie nas na dwa baty - jako zdeklarowany ''homofob'' chromolę serdecznie taką ''perspektywę''. I co bodaj najważniejsze: konwulsje i polityczne bankructwo ''ideowej prawicy'' nie może nas czynić ślepym na postawę komuchów jak Waldemar Pawlak, który zgrywa obecnie niewiniątko. Czaorzasty też ponoć rzuca teraz gromy na Moskwę - wpierw niech lepiej zapyta swego towarzysza Millera, gdzie to on latał po partyjną forsę. Dlatego wszystko cośmy tu pisali o LGBTarianizmie, genderach itd. jest nadal w mocy, bowiem jeśli tylko zmieni się polityczny klimat, niewyżyte piździszcza pokroju Suchanow będą nam stawiać za wzór rosyjskie prawo aborcyjne, bez złudzeń. Moskwa jeśli zajdzie potrzeba wypnie zad globalistom, a fanatyczni wyznawcy ''katechona'' przełkną to niczym dubajskiego ''kasztana'', widać to po deklaracjach pomienionego wyżej Biełousowa - oczywiście z nim także rzeczy się mają jak w ''Rewizorze'': ''jeden tam porządny człowiek, ale po prawdzie też świnia''. Dlatego grozi bojkotującym Rosję zagranicznym firmom państwową grabieżą majątku, ale czegoż innego się po nim spodziewać, skoro jest częścią kremlowskiej mafii, tyle że gangusem w białych rękawiczkach. Przynajmniej nie odjebało mu jak Duginowi, który wojnę Rosji przeciw Ukrainie rozpatruje już w kategoriach eschatologicznej walki sił Dobra ze Złem. Nie dziwi mnie to jednak ani trochę, bom dawno zdemaskował nicość tegoż gnostycznego opętańca, żadnego tam ''eurazjaty'' a germanofila i radykalnego okcydentalisty, zapatrzonego w zachodnioeuropejski okultyzm na modłę ''czarnego zakonu'' SS - więc jebał go pies!