Dywagacje kto wyjdzie zwycięsko z wojny między Rosją a Ukrainą są na teraz bezpłodne. Jedynym bowiem jej przegranym już okazał się Donbas. Ledwie dekadę temu dość zamożny region, którego klany oligarchiczno-mafijne władały resztą kraju. Dziś zaś prawdziwe ''anus mundi'', ziemia niczyja zaludniona zombie. Wprawdzie mało tam ostało się zwolenników Ukrainy, ale panuje też powszechne rozgoryczenie i bywa wręcz nienawiść do Rosji, która zawiodła wszelkie pokładane w niej nadzieje. Bowiem Donbas znaczył coś jedynie wraz z Ukrainą, bez niej obrócił się dosłownie wniwecz i tak naprawdę przestał mieć jakąkolwiek wartość dla obu stron konfliktu. Zwłaszcza umiłowana przez mniemanych ''Noworosjan'', ojczysta macierz ordynarnie wydymała swych rodaków, poświęciwszy ich dla bezwzględnej walki o swe miejsce na globalnym Zachodzie z Europą na czele. Mimo propagandowej gadaniny o ''zwrocie ku Azji'' i krajom ''globalnego Południa'', na którą może nabierać się jedynie skończony idiota. O, jakżebym rad był, gdyby Rosja faktycznie poszła ruchać się z Chińczykami i Arabami, dając nam Polakom tym samym wreszcie pokój, niestety! Od swego zarania prze ku staniu się częścią Europy a nie Azji, niszcząc w tym celu bezlitośnie wszystkich, którzy stoją jej na drodze. Pierwszymi zaś jej ofiarami zostali leszcze z Donbasu, naiwnie upatrujący w niej alternatywy wobec UE i Zachodu, gdy tymczasem posłużyli za mięso armatnie w wojnie domowej upadłych mocarstw Okcydentu. Dlatego pewnie Wadim Tituszko, drech i bandyta od którego nazwiska pochodzi miano prowokatorów bijących demonstrantów Majdanu, poszedł wojować w szeregi ukraińskiej armii. Wątpię, by wiedziony ''romantycznym idealizmem'', bo naczytał się Tarasa Szewczenki. Prędzej cwaniak skumał, że ''ruski mir'' jest dla przegrywów, takich właśnie jak frajerzy z Donbasu skarżący się żałośnie, że gówno zalewa ich blok mieszkalny a rosyjska administracja okupacyjna niczego z tym nie robi. Rurę kanalizacyjną wywaliło im jeszcze w 2019 roku, fekalia zalały piwnice a ludzie męczą się z tym czwarty rok, do tego niedawno poszedł w diabły system ciepłowniczy, gorąca woda leje się do szamba jakiego opary napełniają wszystkie mieszkania, których zimą przecież nie można zbyt długo wietrzyć. W efekcie lokatorzy mdleją dosłownie od smrodu, zaś administracja osiedlowa jako się rzekło ma to w dupie, ponieważ nie traktuje obywateli Donbasu jako swoich. Brak też zwyczajnie na miejscu ślusarzy czy mechaników do wykonania koniecznych napraw, gdyż posłano ich na front jako mięso armatnie, lub dawno już spieprzyli z upadłego regionu. Zamieniającego się błyskawicznie w jedną wielką kloakę, tonącą w śmieciach po których biegają tabuny szczurów, z rozpadającą się w oczach infrastrukturą komunalną i szczątkowym jedynie przemysłem, pogrążonego w prawdziwym regresie cywilizacyjnym. Czemu oczywiście winni są wedle rosyjskich okupantów Donbasu ''banderowscy dywersanci'', specjalnie zakradający się nocami do bloków, by piłować rury z gównem:). Jedyną zaś odpowiedzią na skargi wyzwolonych od ''kijowskiej junty'', jest tradycyjne dla chamskich czynowników: ''nie podoba się to won!''. Przy czym nie da się zwalić wszystkiego na wojnę, bowiem mowa przeważnie o rejonach wolnych od walk już przeszło dekadę. Zarazem nie ma co tychże ''separów'' żałować, gdyż wielu z nich nadal tęskni za powrotem ZSRR, niech więc gniją w jego atrapie, jaką sami poniekąd sobie wybrali. Pozostali jeszcze w Doniecku ludzie ponoć nienawidzą mieszkańców okupowanego Mariupola, zazdroszcząc im wściekle rzekomej ''odbudowy'' miasta. Mimo, że faktycznie służy ono jedynie spekulacji na rynku mieszkaniowym w samej Rosji, zaś lokalsi jakim obiecano nowe kwatery w miejsce zrujnowanych podczas oblężenia, odsyłani są zazwyczaj z kwitkiem przez władze, lub co najwyżej dostają nędzne rekompensaty nie starczające nawet na wykup przedpokojów w nowych budynkach. Wznoszonych do tego często na chybcika i z materiałowej taniochy, bo li tylko dla propagandowego picu oraz rzeczonych wałków finansowych, głównie na korzyść Moskali z metropolii. Na miejsce zaś wypędzonych przez wojnę Ruskich sprowadzają się rodzinami migranci z Azji Centralnej i kaukascy ''Rosjanie'', stąd prędzej to chyba ''musulmański mir'', a samo miasto winno być przemianowane już na ''Mariupolbad''. Jeśli ktoś widzi w tym dowód na jakowąś ''ustawkę'' kremlowskiej ''razwiedki'', podziwiam jego wiarę w racjonalność świata, której stanowczo nie podzielam! Z kolei gdyby to Amerykanie zastawili w ów sposób perfidną pułapkę na Putina znaczy, iż dupa zeń a nie czekista, dawno stąd jako nieudacznik i zdrajca winien być obalony przez rosyjskich ''siłowików''. Patrząc zaś realnie, Rosja to wyjątkowo niewdzięczna kurwa dla swych miłośników, wielbić ją mogą więc, lub iść z nią na współpracę jedynie skończone cuckoldy. W końcu oszuka ich wszystkich, nieuchronnie.
Piszę o tym, bo wzbudza we mnie mdłości infantylizm retoryki zarówno zwolenników, co i wrogów Ukrainy. Pierwsi sadzą zwykle prawoczłowiecze farmazony, jak to Ukraińcy niby bronią demokracji i ''wartości Zachodu''. Ile warte są one znać po ''gorliwości'' z jaką ''wolny świat'' aż pali się, by wspomagać walkę z jawnie autorytarną i zbrodniczą Rosją. Natomiast niechętni ukraińskiej sprawie ''niedorealiści'' odwołują się często do bredni o ''niebiańskiej Jerozolimie'', albo jak Kurwin mataczą szukając dziury w całym np. jeśli idzie o Buczę. Sprawiona tam przez Rosjan masakra cywilów, posłużyła niestety zachodnim mediom do przekształcenia jej w sentymentalny kicz. Z kolei ''włączmyśleńcy'' oczywiście zaraz jęli doszukiwać się jakowegoś ''drugiego dna'' w tym, gdzie rzecz jest aż nadto jednoznaczna. Bowiem sami Rosjanie wprost chełpią się bestialstwami popełnionymi przez nich w Syrii, Donbasie czy Afryce, czego internet jest wprost pełen. Ot choćby neonazista Milczakow z ''Rusicza'' w nowym z nim wywiadzie opowiadał, jak to podczas walk w Donbasie jeszcze w 2014 roku, ''towarzysze broni'' z innego oddziału ucięli rękę wziętemu do niewoli ''chachłowi'' - ''na pamiątkę'', bo na ramieniu miał tatuaż ''chwała Ukrainie''... Czyżby więc owa dzicz po wkroczeniu na przedmieścia Kijowa nagle poczęła honorowo traktować cywilów i jeńców wrogiej armii? Konfrontacja z nią zaś była tym bardziej dla nich szokująca, że Bucza stanowiła ukraiński odpowiednik miasteczka Wilanów, zamieszkały przez tamtejszych ''obywateli świata'', pokroju niejakiego Wołodymyra Petrowa. Facet jest ichnim Wojewódzkim na amfie, skrzyżowaniem Palikota z Tymochowiczem, bo zajmuje się zawodowo czarnym PR, czyli gnojeniem na zlecenie polityków ich konkurencji, najczęściej za pomocą chamskich prowokacji. Jedną z takowych urządził na Majdanie za pieniądze Janukowycza i udziałem wspomnianego na wstępie Tituszki. Nie dziwi więc, że Petrow sam przyznał, iż gdyby po 2014 roku do władzy na Ukrainie doszliby tamtejsi nacjonaliści, skończyłby u nich w więziennej piwnicy. Tym bardziej, że wręcz obnosił się ze swą admiracją dla rosyjskich ''polittechnologów'', czyli jawnej agentury wpływu Moskwy. Otrzeźwiał jednak prędziutko, kiedy do zajmowanych przez takich jak on drogich apartamentów wtargnęło rosyjskie bydło, nie tylko grabiąc i niszcząc im cenne aktywa, ale i mordując przy okazji wielu krewnych czy znajomych. Na odchodne zaś obsrywając posesje, gdyż nie ma bodaj większego szczęścia dla Moskala, jak obdarować gównem w którym żyje innych, szczególnie ''bratnie'' słowiańskie narody, taki zwyczajowy rosyjski ''potlacz''. Wskutek tego Petrow doznał cudownej przemiany, wyparowały zeń błyskawicznie libertariańskie farmazony, jakie oczywiście wyznawał, głośno deklarując bezsens jakoby wojen o terytorium w XXI stuleciu, mając przez to na myśli Donbas. Nie przyszło bowiem cwaniakowi do łba, że horda kacapów może również wyciągnąć łapska po jego przytulne mieszkanko na ukraińskim Wilanowie, przed czym nie uchronią go żadne ''prywatne agencje ochrony'', a jedynie fundament każdego państwa w postaci silnej armii. Dopiero kiedy dostał owym faktem po ryju, objawił się niespodzianie jako patriota swego kraju, prowadząc odtąd audycje wyłącznie po ukraińsku, na którego ''prymitywizm'' głośno wyrzekał jeszcze z pół roku przed moskiewską inwazją na Kijów, gdyż wolał ''prekrasny'' rosyjski. Facet zresztą sam przyznał, iż żaden zeń galicyjski banderowiec, bo jako rodem z naddnieprzańskiego Krzywego Rogu wychował się na ruskich ''skazkach'' i w normalnych warunkach miałby gdzieś, jakim językiem mówią jego rodacy. Przyszło mu jednak żyć w kraju toczącym wojnę z wrogiem używającym kwestii języka i kultury, jako pretekstu do bezlitosnej agresji zbrojnej. Przykre więc, jak łatwo rozwolnościowcy wszystkich krajów zdradzają swe anarchokapitalistyczne ideały pod wpływem dziejowych kopniaków w dupę:). Acz rozumiem jakoś typa, że wywodząc się z posowieckiej biedy chciało mu się jedynie forsy, drogich samochodów i bab, nawet za tak podłą cenę ludzkiego skurwienia. Szkoda jednakże, że trzeba było iście morderczej kuracji, aby ukraińskie Macieje Stuhry i Maje Ostaszewskie pojęły wreszcie nieodzowność ochrony granic własnego kraju przed obcą agresją, jaka dotrze niechybnie również na ich strzeżone osiedla. Zarazem jestem przez to raczej spokojny o skutki nieuniknionego u Ukraińców rozczarowania postawą Zachodu wobec Rosji, gdyż ona sama nie pozostawiła im wyboru, jak wspierać walkę swych żołnierzy do upadłego, jeśli nie chcą skończyć w jednej wielkiej kloace na wzór Donbasu. Trudno o lepszy dowód, iż patriotyzm to kwestia skrajnego pragmatyzmu, a nie li tylko pompatycznych haseł!
Rozumiem wprawdzie obawy przed nadmiernym rozrostem kompetencji rządu. Nie uprawiam stąd bynajmniej faszystowskiej statolatrii pojmując, że skarbówka też może zniszczyć czyjś biznes, urzędnicy chamsko zgnoić petenta, policjant skatować na komisariacie niewinnego człowieka etc. Pytam wszakże o REALNĄ alternatywę, bo mam już serdecznie dość bredzenia, jak to będzie w ''akapie'' czy też państwo obali federacja anarchokomunistycznych skłotów bojowych:). Na takowe bzdury mogliśmy sobie pozwalać w lepszych czasach, fałszywie pojmowanego ''końca historii'', bo nawet Fukuyama nie był aż takim idiotą, by stawiać znak równości między owym konceptem, a rzekomym ''wiecznym pokojem''. Od państwa nie ma stąd ucieczki - Ukraińcy płacą właśnie straszną cenę za to, że nie ustanowili takowego na miarę własnych potrzeb. Szczególnie zaś tyczy to jego fundamentu w postaci silnej armii, przez co krążą już wśród nich pomysły, aby rocznicę budapesztańskiego memorandum ogłosić Narodowym Dniem Historycznego Idioty - skądinąd Polsce też by się takowy przydał:). Nie chodzi już nawet o to, że Ukraina wyzbyła się wtedy pod naciskiem Zachodu swej broni nuklearnej na rzecz Rosji. Utraciła jednak przy okazji strategiczne bombowce, roztrwaniając także potencjał wojsk rakietowych, co do dziś kosztowało ją utratę blisko połowy ludności od tamtego czasu, prawie czwartej części terytorium kraju, oraz osunięcie w barbarzyństwo strefy walk frontowych. Dlatego rozeźlony ukraiński biznes inwestuje teraz we własne siły zbrojne, szczególnie zaś drony, bo nawet z czysto merkantylnej perspektywy to znakomity interes, biorąc pod uwagę jak relatywnie tanim kosztem można zadać przeciwnikowi ogromne straty, w stosunku do ceny zniszczonego sprzętu zbrojnego wroga. Bez własnego państwa jesteśmy dosłownie niczym, byle obcy łoch, ludzki śmieć i psychopata może ograbić nas z wszystkiego, pastwiąc się jeszcze okrutnie, Donbas najlepszym tego dowodem. Ukraińcy właśnie odbierają gorzką lekcję przekonując się, do czego prowadzi zdawanie kraju na cudzą łaskę, stając się obiektem przetargów sił politycznych za oceanem. Dlatego wojna na Ukrainie świadczy o konieczności suwerenności państwowej w realiach XXI stulecia, rzucając wyzwanie rojeniom globalistów o ''rządzie światowym'', uniach europejskich, biopolitycznej tyranii WHO itp. bzdetach. Nie wiedzą kompletnie co z nią począć, stąd na czas jej trwania przygasła ''covidoza'', podobnie jak i pierdolenie klimatystów, bo gorejące masami na placu boju czołgi, skalą przekroczyły już dawno wszelkie normy emisji CO2 do atmosfery:). Nawet Grecia musiała zmienić retorykę, aby interes jej rodziców dalej sze kręcił, obwołując izraelską pacyfikację strefy Gazy ''zbrodnią przeciw środowisku planety''. Czy idiotka zdaje sobie sprawę, że zrównała tym samym palestyńskich Arabów ze zwierzętami? No tak, dla podobnych jej ''postludzi'' to akurat żadne tam uwłaczające porównanie, wręcz przeciwnie! W każdym razie nie jest zapewne przypadkiem, że ''kraken'' bękart ''omikrona'' powraca na pełnej akurat wraz z wyczerpywaniem się z wolna sił zmagających na Ukrainie stron. Nie kwestionuję przy tym prawdziwości samej choroby, jedynie wskazując na zbijanie kapitału politycznego i manipulacje nią przez rozgrywające ów fakt mocarstwa. Dramat obecnej sytuacji bowiem polega na tym, że wojna na Ukrainie stanowi odłożony w czasie skutek upadku pojałtańskiego systemu bezpieczeństwa, a jedyną odpowiedzią zachodnich liderów nań zdaje się groteskowa próba reanimacji owego trupa, niestety kosztem głównie krajów jak Polska czy sama Ukraina. Rosję z kolei było jedynie stać na wymóżdżenie w bólach Jałty 2.0., czyli w gruncie rzeczy to samo tyle że na własnych warunkach, skichał się nawet ''multipolaryzm'' o jakim ględzili dotąd tyle Moskale. Dlatego jak pisałem dobrych parę lat temu, ''teorie spiskowe'' o jakowymś ''rządzie światowym'' są nazbyt optymistyczne, gdyż zakładają istnienie u globalnych elit pewnego ''planu'' zniewolenia reszty ludzkości, wdrażanego przez nie z żelazną konsekwencją. Tymczasem jest znacznie gorzej, bowiem władcy mocarstw i światowego kapitału prezentują dziś raczej kompletną bezradność wobec wyzwań teraźniejszości, a jedyne na co ich stać to wyciąganie z zamrażarki nieświeżych, zgniłych wręcz konceptów ''europejskiej integracji'' czy właśnie New World Order, liczących sobie już przeszło stulecie i kompletnie nieadekwatnych w naszej epoce! Regres Donbasu zaś stanowi być może zapowiedź tego, co i nas Polaków wskutek owego procesu może czekać, jeśli nadal będziemy polegać na cudzej łasce, szczególnie władz UE.
Zasadniczy problem zdecydowanej większości sympatyków, jak i wrogów Ukrainy leży w tym, iż brak im zakorzenienia w tamtejszym konkrecie. Odwołują się zazwyczaj jednako do znanych im już, abstrakcyjnych kategorii i polaryzacji typu Europa kontra Azja, Wschód versus Zachód, demokracja przeciw autorytaryzmowi, wreszcie Globalna Północ i takież Południe, odmiennie tylko wartościowanych w zależności od zajmowanej wobec nich postawy. Tymczasem wojna na Ukrainie zwiastuje zupełnie nowy świat, gdzie tego typu formuły jeśli nie całkiem już tracą sens, to co najmniej stają się mocno dyskusyjne, lub nabierają zupełnie nieoczekiwanej dotąd wymowy. Dzieje się zaś tak, bowiem sama Ukraina jest stricte eurazjatyckim krajem, na styku nie tylko Wschodu i Zachodu, ale i Północy z Południem w których to relacji, wbrew stereotypom na ów temat, również aktywną rolę odgrywały ludy stepowe [ na co słusznie zwraca uwagę ich polski badacz Aleksander Paroń ]. Mówiąc wprost, toczący się obecnie na peryferiach Europy konflikt wykazuje bezlitośnie, iż globalizacja oznacza planetarny chaos, nie zaś władzę ''rządu światowego'' nad całą ludzkością, jak mogłoby się wydawać. Upadek amerykańskiej hegemonii, z jakim niewątpliwie mamy do czynienia, wcale nie równa się triumfowi wymarzonej przez Rosjan ''multipolarności'', ku ich zaskoczeniu. Sami przyznają, iż owa globalna chaotyzacja podważa status wszystkich największych mocarstw, włącznie z ich własnym a nie tylko USA jak sądzili, nabierają zaś dzięki temu znaczenia w kontrze państwa średniej wielkości z Ukrainą na czele, czy nawet małe wszak o strategicznym położeniu, niczym Singapur. Okazuje się więc, że duży wcale nie musi więcej, a niewielki lecz bitny konus jest w stanie połamać żebra światowemu mocarzowi i wybić mu zęby. Nie obali go wprawdzie, bo świnia jest na to zwyczajnie za duża, niemniej zadać mu bolesne rany jak najbardziej leży już w jego mocy. Zresztą nie ma innego wyjścia, jeśli nie chce zginąć lub skończyć jako niewolnik, sami Rosjanie zaś nie pozostawili Ukraińcom pod tym względem najmniejszego choć pola manewru. Nawet rosyjski nazista Gubariew [ z formacji Barkaszowa ] przyznaje, że Donbabwe i Ługanda, do jakich powstania przecież sam przykładał rękę, od początku były ''ludowe'' jedynie z nazwy, a tak naprawdę otwarcie bandyckie. Dlatego bezpośrednie rządy nad nimi z nadania Kremla sprawowali lokalni gangole, tacy jak Zacharczenko, wzbogacony dzięki kacapskiej forsie za dostarczanie osławionych ''tituszek'' na prorosyjskie demonstracje miejscowych ''separów''. Chlał z nim nie kto inny jak Prilepin, któremu donbaski watażka sprokurował na jego prośbę mały oddział, by pisarzyna mógł lansować się rzekomą walką na froncie, choć przybył już po ustaniu praktycznie bojów w regionie. W końcu jednak Zacharczenko został wykończony podobnie do reszty lokalnych ''atamanów'', pokroju choćby niejakiego ''Batmana'', w którego gangu rozpoczynał karierę wojennego zbrodniarza wspomniany już Milczakow. Banda owa zajęła miejscowy akademik na swą siedzibę, której piwnice zamieniła w więzienie i budzącą grozę wśród mieszkańców Ługańska salę tortur. Bowiem służący tam za ''śledczych'' degeneraci potrafili skatować młotkiem nawet ciężarną kobietę, czy obcinać uszy przesłuchiwanym ofiarom. Nie jest to żadna ''ukraińska propaganda'', gdyż relacje ludzi jakim udało się przeżyć owo piekło, zostały po egzekucji ''Batmana'' wyemitowane w lokalnej telewizji kontrolowanej przez Rosjan. Oczywiście rzecz nie wyszłaby na jaw, gdyby nie jego porażka w zmaganiach o władzę nad Donbasem, można więc jedynie domyślać się, ile popełnionych tam przez prorosyjskich kolaborantów bestialstw wciąż czeka na publiczny osąd, skoro prawne wymierzenie im sprawiedliwości niestety raczej nie jest już możliwe. Tym bardziej stąd należy powtarzać, iż ''ruski mir'' znaczy panowanie bezprawia, grabieżcze haracze nakładane na miejscowy średni i mały biznes, przy totalnym monopolu ekonomicznym sprawowanym przez oligarchiczne korporacje. Nade wszystko zaś wydanie na pastwę sadystycznych psychopatów, jacy mogą bezkarnie zadawać swym ofiarom najokropniejsze tortury, które tylko przyjdą im do chorych łbów. Gubariew obala też przy okazji główne kłamstwo Putina, jakoby na Ukrainie miała miejsce ''wojna domowa'', zaś Rosja wkroczyła jako ''rozjemca'' tegoż konfliktu. Tymczasem ''barkaszowiec'' otwartym tekstem przyznaje, iż latem 2014 roku takim jak on dywersantom i zdrajcom własnej ojczyzny tyłek uratowały regularne formacje rosyjskiej armii, które najechały w owym czasie rejon Donbasu. Inaczej zostaliby rozgromieni przez ukraińskie wojska, nawet w tak kiepskim stanie, jakim się wtedy znajdowały. Co ciekawe, wedle słów Gubariewa jednym z dowodzących kacapską inwazją był ''ulubiony nazista'' Prigożyda, czyli jak okazało się w końcu towarzyszący mu do ostatnich chwil Dmitrij Utkin.
Wszystko to zaś w ramach rosyjskiej polityki ''chaotyzacji'' innych państw z Ukrainą na czele, otwarcie deklarowanej przez Władisława Surkowa, ważną w owym czasie personę kremlowskiej mafii, politycznego okultystę pretendującego do roli ''szarej eminencji'' putinowskiego reżimu. Strategia ta czyni z sąsiadów Rosji jej kloakę, zbiornik do którego może ona zrzucać toksyczne nieczystości, zasrywając ich nie tylko dosłownie co nade wszystko ideologicznie. Dzięki temu bowiem wyzbywa się swych ''elementów kryminalno-pasjonarnych'', szczególnie mieszających rządom Putina komuchów, nazioli, czarnosecinnych ''impierców'' i wreszcie całkiem już pojebanych nacboli Limonowa, którzy zaliczyli chyba wszelkie możliwe opcje i stanowiska polityczne. Wielu z nich też było na tyle głupich, by uwierzyć autentycznie w bzdury o ''ruskiej wiośnie'', jakoby górnicy i traktorzyści z Donbasu spontanicznie wzniecili ''rewoltę narodową'' przeciwko ''faszystowskiej juncie'' w Kijowie. Skończonym durniem okazał się pod tym względem min. Aleksandr Tarasow - taki ichni Kuroń, komuszy ''dysydent'' jeszcze z czasów ZSRR, zwany ''sumieniem'' rosyjskiej lewicy. Spierdoleniec bełkotał, że dla pokonania ''imperializmu'' NATO trzeba kacapskim neomarksistom sprzymierzyć się nawet i z jawnymi faszystami czy wielbicielami cara, wot dialektyka! W tym jedynie sensie więc można faktycznie rozpatrywać donbaską awanturę, jako ustawkę sprokurowaną przez rosyjską bezpiekę. Wszakże nie jako dowód jej ''wszechwładzy'' a żenującej wprost nieudolności w radzeniu sobie z własnymi problemami, skoro jedynym na to jej sposobem stało się przerzucanie ich na innych. Co ciekawe, zostać kremlowskim ''kuratorem'' min. neonazistów pokroju Milczakowa, nie przeszkodziły Surkowowi jego żydowskie korzenie po matce a czeczeńskie z ojca, a więc zeń mieszaniec ''parcha'' z ''czornożopcem'', najgorsze wydawałoby się połączenie dla typów z ''Rusicza'' czy ''barkaszytów''. Cóż, służby specjalne świata tego nie takie ''cuda'' znają... Doprawdy trudno stąd dziwić się mieszkańcom bandyckiej Odessy, że nie mają ochoty skończyć jak Donbas czy wspomniany na wstępie Mariupol, obrabowany przez mafię Kadyrowa z błogosławieństwem Kremla. Dlatego jeszcze w 2014 roku dali odpór rosyjskim prowokatorom, paląc ich należycie żywcem, bo trzeba być ciężkim idiotą sądząc, że można bezkarnie strzelać w biały dzień na ulicy do ludzi w nadczarnomorskim Palermo. W latach 90-ych już było tam hardkorowo nawet na tle innych metropolii Ukrainy, gdzie wyciąganie broni stanowiło wśród miejscowych gangusów jednak ostateczność. Natomiast krewka odeska bandyterka od razu prażyła do siebie kulami o byle co, niczym amerykańskie ''czarnuchy'' z getta. Nie zamierzam więc utrzymywać, iż z Rosjanami po ukraińskiej stronie walczą jakowiś ''białorycerze''. Kto jednak niby ma niszczyć bandy samozwańczych obrońców białej rasy z ''Rusicza'' i jemu podobnych zbrodniczych formacji rosyjskich wojsk, typu choćby gromadzącego kiboli i zawodników MMA oddziału ''Espanola''? Zwolennicy liberalnej ekonomii, niskich podatków i trójpodziału władz, a może uczynią to kredkami ''tęczawi'' grantożercy od Sorosa, którzy przed moskiewską inwazją spieprzyli oczywiście do Berlina? Jeśli lewacy więc, radę Kacapii dać mogą jedynie agresywni skurwiele z ukraińskiej ''Antify'', którzy także walczą na froncie wspomagani w tym zresztą min. przez polskich, bo już Grecię Thunberg oskórowaliby żywcem rosyjscy sadyści, przechwalający się robieniem makabrycznych trofeów ze zwłok pokonanych wrogów. Niestety, jedynie przysłowiowe ''chachły'' są w stanie zmóc ''kacapów'', bo my ''lachy'' daliśmy się zanadto rozmiękczyć współczesnemu Zachodowi. Nie tylko lewactwu, ale i prawactwu zarażając się odeń tak LGBT i agresywnym feminazizmem, jak i stulejarskim ''red pillem'' zmieszanym w ohydną miksturę z wolnorynkowym łajnem ekonomicznym. Może stąd dywizję bezwzględnych wojowników da się jeszcze z nas wykroić, nie sądzę wszakże by więcej, choć obym się mylił. Trzeba zaś być epickim wprost durniem licząc, że jakby co ochroni nas przed Rosją wyłącznie NATO, z melepetą von der Layen szykowaną już na ''wodzynię'' owego Paktu. Ukraina dowodem, że wsparcie zbrojne przychodzi dopiero wraz ze stawieniem samemu skutecznego oporu wrogowi, a i to nie jest zbyt pewne, co znać po zakresie faktycznej pomocy militarnej udzielanej Kijowowi przez Zachód. Daleko nie wystarczającym do pełnego zwycięstwa nad rosyjską armią, nade wszystko wyparcia jej z Krymu, bo jako się rzekło Donbas faktycznie jest i tak już stracony dla obu stron konfliktu.
Acz
przyznać trzeba, że niezależnie od politycznego napięcia, by nie rzec
otwartej wrogości narastającej między władzami Ukrainy a USA
szczególnie, wojna toczy się nadal swoim torem. Krwawa inba w Izraelu
niestety przykryła iście epokową wieść, że część rosyjskiej Floty
Czarnomorskiej spierdoliła
z Sewastopola, a jak okazało się jej statki nie są bezpieczne także i w
Kerczu tuż przy moście krymskim. Tak więc kraj praktycznie bez własnej
marynarki wojennej zdołał właściwie sparaliżować
aktywność okrętów wroga, niemal też każdego dnia zdarzają się celne
uderzenia ukraińskich wojsk po centrach dowodzenia i bazach Moskali. I
choć im niestety również udaje się odnosić militarne sukcesy, bilans
starć zbrojnych wciąż jest korzystny dla Ukraińców, gdyż mimo bicia
piany kacapskiej propagandy o jakoby rychłej ''pabiedzie'', sami
rosyjscy żołnierze na froncie jakoś nie podzielają jej triumfalnego
tonu. Wszystko bowiem zdaje się wskazywać, iż właśnie teraz moskiewska
armia ponosi największe ofiary podczas całej wojny, szczególnie wskutek
szturmów Awdiejewki i nawet jeśli w końcu uda jej się ją zdobyć,
najprawdopodobniej stanie się to kosztem strat ludzkich i materiałowych
przewyższających te, jakich doznała pod Bachmutem. Ściśle rzecz biorąc
ginęli tam wprawdzie zazwyczaj ''wagnerowcy'', ale wiadomo przecież, że
''prywatnym'' wojskiem byli jedynie z nazwy, liczyć ich więc należy w
szeregi sił zbrojnych agresora. Chuj w dupę żenada, iż w drugim roku wojny przy miażdżącej nadal przewadze militarnej Rosji, sukcesem dla niej ma stać się zajęcie przedmieść Doniecka! W ogóle Putin zawalił totalnie, że zaatakował najpierw Ukrainę, gdyż powinien ze swej perspektywy zacząć od inwazji na kraje nadbałtyckie, pod pretekstem ''ochrony'' tamtejszej mniejszości rosyjskiej. No i co z tego, że owe państwa są członkami NATO, bo iluż to żołnierzy gotowe są w ich obronie poświęcić Niemcy czy Francja? Z rosnącym w nich poparciem dla prorosyjskiej zwykle prawicy, a też wielu zachodnioeuropejskich lewaków gotowych na sojusz nawet z ''homofobiczną'' jakoby Rosją, byle zwalczyć nienawistny im jankeski imperializm. O zalewających Europę ''ludach pustyni'' już nie wspominając, czy licznych potomkach migrantów z Afryki czy Azji, obcych nadal w trzecim bywa pokoleniu swemu miejscu narodzin. Samymi rakietami i lotnictwem dalekiego zasięgu nie da się zwyciężyć w wojnie, jak ta na Ukrainie, potrzebna jest ku temu liczna piechota i ryzyko znacznych strat ludzkich. Debile rżą nad kilkudziesięcioma tysięcy zabitych, a licząc z rannymi może nawet już setkami, jakimi zapłaciła dotąd Rosja za swe mrzonki o ''ruskim mirze'', ale czy Zachód dla obrony ''wschodniej flanki'' NATO gotów jest na utratę połowy - co jo godom! - choćby dziesiątej części owej liczby żołnierzy? Oczywiście, że nie, gdyż bodaj jedynymi obecnie w Europie, jeśli w ogóle nie na całym świecie, którzy mogą stawić zbrojny opór Rosjanom, są Ukraińcy! Właśnie dlatego, iż tak bardzo im podobni... Nawet my Polacy nie jesteśmy już do tego zdatni w tym stopniu, biorąc pod uwagę jak ochoczo i w szybkim tempie daliśmy się przecwelić mentalnie Zachodowi. Paradoksalnie Ukraina broni go poniekąd również przed nim samym, nie żywiąc doń przy tym specjalnych złudzeń. Wystarczy posłuchać choćby, co na ów temat ma do powiedzenia Serhij Żadan, ukraiński poeta, literat i muzyk rockowy rodem ze Starobielska na Ługańszczyźnie, związany teraz mocno z Charkowem. Wspomina on, jak kłócił się z niemieckimi lewakami o aneksję Krymu, nie tylko ze starymi ubekami ze Stasi, ale i młodszym pokoleniem ichniej ''czerwonej zarazy''. Obwołali go w końcu za to wręcz ''nazistą'', choć sam właściwie też jest lewakiem, o czym świadczy jego najnowszy skandaliczny klip, przeplatający sceny nakręcone w lwowskim kościele z pocałunkami lesbijskich par. Acz jak dla mnie to całkiem zgrabna prowokacja i środkowy palec wymierzony w papę Franczesco, za jego podłą i kunktatorską postawę wobec wojny na Ukrainie. Przecież tamtejsi grekokatolicy nie powinni oburzać się, zważywszy nastawienie ich duchownego przywództwa z Rzymu wobec LGBT, wybitnie jemu życzliwe...
Żadan trafnie spostrzegł, iż nawet sprzyjający ukraińskiej sprawie Niemcy żywią złudzenia co do Rosjan, winą za wywołanie wojny obciążając wyłącznie Putina i ścisły krąg jego współpracowników. Tymczasem spokojnie można wyobrazić sobie ''piękną Rosję przyszłości'', o jakiej marzy antyputinowska opozycja, która ponownie najeżdża zbrojnie Ukrainę, lub napada Polskę czy Kazachstan w imię obrony ''praw kobiet'', gejów, zwierząt albo dla ''dobra planety'', bo wydzielamy jakoby zbyt wiele CO2, pretekst się znajdzie. Niby w imię czego Moskale dokonali rozbioru Rzeczpospolitej wespół z Prusami i Austrią, jak nie szczytnych ''oświeceniowych'' haseł walki z ''nietolerancją religijną'' i kołtuństwem polskiej szlachty? Zresztą nie tylko Niemcy, ale i Zachód ogólnie nie ma pojęcia tak naprawdę co począć z narodami Europy Wschodniej, jak Ukraińcy właśnie czy Polacy. Jednako dla nich żyjemy w cieniu Rosji, jakowymś ''pomiędzy'' a nie jako samodzielne byty, mające prawo do własnego istnienia na równych im zasadach. Żadan ma rację zwracając uwagę, że za każdym rosyjskim czołgiem podąża takiż sam nauczyciel języka, historii i obyczaju. Owszem, kultura Rosji jest narzędziem jej imperialnej agresji, w pierwszej kolejności przeciw sąsiednim nacjom, szczególnie tym ''ruskim'' i słowiańskim. Dlatego za obalonymi na Ukrainie pomnikami Lenina podążyć winny także Puszkina, w tym muszę przyznać rację ukraińskiemu poecie a nie filozofowi, jakim jest Andrij Baumeister a którego tolerancyjną postawę w owej materii dotąd raczej podzielałem. Bowiem myli się on jednak, utożsamiając ''puszkinofobię'' ze ślepym naśladownictwem lewactwa a la BLM we wschodnioeuropejskich realiach. Z powyższego przecież jednoznacznie widać, iż nie sposób uczciwie zarzucić takim jak Żadan naiwności wobec zachodniej lewicy. Wyrażał on wręcz obawę całkiem niedawno, że Ukraińcom przyjdzie może rychło wejść w ostry spór z liberalnym Zachodem, który będzie chciał na siłę pogodzić ich z Rosjanami, o ile tylko uda mu się wymienić Putina na jakowegoś LGBTarianina. Niestety to sama Kacapia uczyniła nawet z poezji ostrą broń, jaką okalecza mózgi swych ofiar niezgorzej niż nożem czy kulą ołowiu. Świadkiem tego Chanowicz, uciekinier z Donbasu, tamtejszy przedsiębiorca i onegdaj jeden z głównych sponsorów partii Janukowycza w regionie, trudno stąd posądzać go o ''banderyzm''. Wspomina on przyjaciela, który okazał się podczas ''ruskiej wiosny'' moskiewskim agentem, otóż ów kolaborant żywił osobliwego hopla na punkcie twórczości Jesienina. Zwierzał mu się nawet z pomysłu ufundowania w Doniecku monumentalnego pomnika tegoż poety i wystawienia go w kontrze do pamiątkowej figury Szewczenki na miejscu, jako wyraźny sygnał ze strony samych Rosjan, że mają lepszych artystów niż ''chachły''! Naśladując tym jedynie gest pogardy wobec nich Josifa Brodskiego, literackiego noblisty przecież i antysowieckiego dysydenta z okresu ZSRR, nie wolno tego nigdy zapomnieć. Dlatego obserwując zdrowy sceptycyzm, jeśli idzie o stan współczesnego Okcydentu u takich Ukraińców co Żadan, a jego głos wśród nich bynajmniej nie jest odosobniony, jestem raczej spokojny o perspektywy ''gruzińskiego scenariusza'' tj. ponowny ich zwrot ku Rosji. Niby czemu mieliby to robić, skoro Zachód poniekąd sam ich pcha w jej łapska? Nie stać go było przecież mimo trwającej już blisko 2 lata wojny na zablokowanie ''wąskich gardeł'' rosyjskiej produkcji zbrojeniowej, poprzez nałożenie sankcji dla firm dostarczających jej niezbędnych ku temu maszyn. Takich choćby, jak austriacki GFM Steyr, mały za to znaczący potentat w dziedzinie nowoczesnych kowarek promieniowych do kucia luf artyleryjskich i czołgowych. Dzięki unikalnej technologii jaką dysponuje, firmie udawało się jeszcze w trakcie ''zimnej wojny'' obsługiwać tak blok państw NATO z USA na czele, co i ZSRR oraz post-maoistowskie Chiny. Dziś również nie gardzi on kontraktami także dla birmańskiej junty na ten przykład, czemu trudno się zresztą dziwić, skoro nie prowadzi działalności humanitarnej, lecz nastawioną na zysk czerpany z tworzenia narzędzi do zabijania ludzi. Przy czym warto nadmienić, że mowa bynajmniej o jakimś gigancie a stosunkowo niewielkiej firmie z obrotami rzędu ledwie kilkudziesięciu milionów euro, okazuje się więc że lokalnym monopolistą może być nie tylko korporacyjny moloch o miliardowym czy wręcz bilionowym kapitale, ale i relatywnie małe przedsiębiorstwo, jakie zdurniali kucerze winni stąd zwać ''mikrosocjalistą'':).
Wszakże choć bitwa o język i kulturę jest niemal równie ważna, co ta na froncie czy polu ekonomii i zarządzania państwem, pozostaje pytanie o jej metody, gdyż łatwo może stać się narzędziem rosyjskich prowokacji. Paląca kwestia, bowiem ''żdunów'' wyczekujących ''ruskiego miru'' choćby nie wiem co nie brak wciąż na Ukrainie, bynajmniej jedynie wschodniej, gdyż sporo ich wbrew pozorom także na terenie d. Galicji. Typu ''neobanderowskiej'' starej komuszki Iryny Farion, która obraziła niedawno żołnierzy ''Azowa'' za używanie przez nich ''języka okupanta''. Posłał ją słusznie za to tam, gdzie ''ruski korabl'' ich rzecznik, sam wywodzący się z Donbasu Maksym Żorin, nic innego bowiem nie należało się bezczelnemu babsku, jakie jeszcze za służby w Komsomole gorąco zachęcało zagranicznych studentów do nauki rosyjskiego. Nawiasem córka owej wiedźmy, która parę lat temu kazała ''odp... się'' Polakom za sprzeciw władz RP przeciw czczeniu Bandery, jest fanką proputinowskiego pedała Kirkorowa, jednym słowem obie ''ruskie bladzie'' przebrane w wyszywane koszule. Tymczasem, jak przypomniał Żadan, to wschodnioukraińskie metropolie Charków i Dniepro były miejscem narodzin patriotycznego wolontariatu, wraz z rozpoczęciem wojny w Donbasie 2014 roku. Opierał się on zaś bynajmniej na ulicznych radykałach z Majdanu, lecz raczej państwowych i komunalnych urzędnikach, przedsiębiorcach, a nawet ludziach ze struktur Partii Regionów Janukowycza, którzy pojęli najwidoczniej jakimi metodami należy prowadzić upragniony przez nich ''dialog'' z Rosją. Dlatego poczęli wspierać materialnie walczących z nią swych żołnierzy, wtedy jeszcze podczas tzw. ''operacji antyterrorystycznej'', choć jak dziś widać był to wstęp do pełnoskalowej wojny. Zresztą nawet przywoływany już w jednym z poprzednich tekstów prorosyjski zdrajca Wladlen Tatarski przyznawał, że od początku starć zbrojnych o Donbas większość bojowników ukraińskich batalionów ''Azow'' i ''Ajdar'' stanowili rosyjskojęzyczni ochotnicy ze wschodu i południa kraju. Dlatego na chuj nam Polakom Lwów, ukraiński ''krakówek'' podobnie żyjący rojeniem o dawnej świetności, jaką rzekomo cieszyć miał się za C.K. monarchii? Liczą się zaś jedynie relacje polityczne i gospodarcze z miastami na wschodzie Ukrainy, zwłaszcza Charkowem jako zbrojnym bastionem na rubieżach kraju, stąd cieszy, iż tam głównie powędrować miały zakupione przez Rzeczpospolitą od Muska ''starlinki'', gdyż to inwestycja w bezpieczeństwo również naszego kraju. Utrzymanie się rosyjskojęzycznych jeszcze do niedawna lewobrzeżnej i środkowej Ukrainy, jest absolutnie kluczowe w starciu z Rosją, jeśli nie chcemy na granicach Polski jakowegoś ''banderlandu'' z Farion w roli babskiego ''prowydnika'':). Nie będę natomiast trwonił czasu na jałowe spekulacje co do ostatnich zawirowań na szczytach władzy w Kijowie. Rzec mogę tyle, iż miarą klęski militarnej kacapów jest, iż liczą już tylko na nowy Majdan, podsycając także narastający rozdźwięk między politycznym a wojskowym kierownictwem Ukrainy. Tym samym przyznają więc, iż w drugim roku wojny Rosja może wziąć Kijów jedynie za pomocą ukraińskiej armii, gdyby chciała ona akurat urządzić Zełeńskiemu wojskowy zamach stanu w obronie gen. Załużnego. Co za upadek dla polityki Fiutina, kłaść rachuby na potępiane przez siebie ''kolorowe rewolucje'' w obcym kraju!:). Rosja faktycznie kanibalizuje historyczne centrum swej władzy, pomijam na ile zasadnie je za takowe uważa, trzymajmy się argumentacji oficjalnej propagandy moskiewskiej. Poświęca więc faktycznie ''Ruś kijowską'' na rzecz tradycyjnej dla siebie zaciekłej walki o swe miejsce w Europie i na globalnym Zachodzie, inaczej odwróciłaby się odeń zwyczajnie dupą.
Nie wierzę stąd w żadne gadki Arestowycza, jakoby Putin zbiesił się Okcydentowi i rzekomo naprawdę wykonał ''zwrot ku Azji'', oraz krajom ''Globalnego Południa''. Bowiem dostosowuje on jedynie swą politykę do radykalnych zmian w samym świecie Zachodu, czego dowodem ostatnia jego volta z zakazem LGBT i aborcji w Rosji. Tym samym Kreml pozycjonuje się jako strona w konflikcie cywilizacyjnym, jaki rozrywa obecnie Okcydent z USA na czele, czyniąc gest pod adresem zwłaszcza amerykańskiej prawicy, udręczonej agresją pederastów i swego lewactwa. ''Dżordanypetersony'' pewnie stąd uradują się, zaś ''noamyczomskie'' przełkną raczej ową gorzką dla nich pigułę, gdyż bardziej nienawidzą imperializmu własnego kraju, jak cenią deklarowane przez się głośno ''lewicowe wartości''. Wiele to wszakże Putinowi raczej nie pomoże i na desperację z jego strony zakrawają rachuby na ponowne zwycięstwo Trumpa w wyborach prezydenckich USA. Bowiem jak w takowym wypadku będzie wyglądać dalsza współpraca Rosji z Chinami, oraz Iranem znając poglądy na ów temat mr. Donalda? Nie wspominając już o niemal jawnym wsparciu przez kacapów Hamasu, skoro hasło zwolenników Trumpa winno brzmieć raczej ''Israel first!'', niestety głównie kosztem Ukrainy... Dlatego kremlowski politolog i ''paleokonserwatysta'' Borys Meżujew deklaruje jednoznacznie, iż ''obiektywnie rzecz biorąc Rosji nie są dziś potrzebni w Białym Domie trumpiści, ale rozsądni politycy nastawieni proatlantycko'', w domyśle tacy jak ekipa Bidena. Nie kto inny też, jak Surkow wystąpił ledwie parę miesięcy temu z ''ofertą'' zjednoczenia Rosji, Ameryki i Europy w ''Globalną Północ'', geopolityczny lądolód rodem z pism starego Brzezińskiego. Bowiem nigdy dość powtarzać szczególnie w Polsce, iż Rosja od zarania swej mocarstwowości była jedynie kiepską imitacją Okcydentu, czego najlepszym symbolem jest sam Kreml. Przecież nie pałac mongolskiego chana a kopia renesansowego zamczyska, wzniesiona wśród moskiewskich bagien przez włoskich budowniczych i architektów. Na zlecenie tamtejszych ''nowych Ruskich'' dla zaspokojenia ich władczej megalomanii, która kazała parweniuszowi Iwanowi Groźnemu twierdzić serio, że jego ród wywodzi się od rzymskich cezarów, obdarzony nadbałtyckim lennem przez samego Oktawiana Augusta. Z opublikowanej zaś niedawno jego nieznanej dotąd korespondencji dyplomatycznej z Habsburgami wynika, iż wciskał im z kolei oraz inflanckim ''kawalerom mieczowym'', że jest bratnim im Niemcem:). Obecny kremlowski satrapa to więc godny następca rządzących tradycyjnie Kacapią bezczelnych rosyjskich nuworyszy, kopniakiem i workami złota otwierających sobie wejście na europejskie i ogólnie zachodnie salony. Nawet ostatnia chucpa w Dubaju, z pompatyczną oprawą przyjęcia moskiewskiego nababa okazała jedynie, że Putin jest tylko białą dziwką w politycznym cyrku Arabów. Zwyczajnie wynajęli go, by pokazać klimatystom z Europy i USA, że nie poddadzą się im tak łatwo w kwestii ropy, niczemu innemu mym zdaniem to nie służyło. A propos rosyjskich prostytutek dających dupy w Dubaju - podczas ostrej mefedronowej orgii tamże miał być zerżnięty syn Kadyrowa Adam. Ponoć sprawcą owego ''aktu seksualnego'' okazał się jego zaufany ochroniarz i wychowawca Abdul-Kerim, za co Ramzan oczywiście ukarał go okrutną kaźnią. Ponieważ zaś wśród kaukaskich górali, a już osobliwie w Czeczenii syn pedał to hańba dla rodziny, poczęto na gwałt nomen omen kreować medialnie chłopaka na dżygita. Dowartościowując wydaniem na jego pastwę nieszczęsnego ruskiego zjeba, który publicznie spalił Koran, więc kadyrowy pomiot jak typowy przegryw wyżył się na nim, za co dostał jeszcze w chuj orderów. Wspominam o tej krwawej ''pudelkowej'' historii jedynie dlatego, by wykazać dobitnie jaką to chucpą jest ''konserwatywny zwrot'' Rosji. Owszem, gejostwo z Omska czy inszej syberyjskiej głuszy może mieć teraz realnie przesrane, wątpię wszakże by zsyłką do łagru pokarano takich kremlowskich propagandystów, jak Anton Krasowski nawołujący do mordowania ukraińskich dzieci. Skądinąd ów ulubieniec Margarity Simonian ponoć cały swój zespół redakcyjny skompletował z podobnych mu pedałów w ''Russia Today'', tak że darujmy sobie gadki o ''prawosławnej'' i ''tradycjonalistycznej'' Rosji, bo mowa jedynie o wygodnym dla czekistów instrumencie represji. No i jak zwykle u kacapów rzecz w duraczeniu ''pożytecznych idiotów'' na Zachodzie, tym razem jednak niestety głównie na prawicy.
Z jak ordynarną ściemą mamy tu do czynienia najlepszym dowodem sam Dugin, wychwalający bicie ''ruskiego czełowieka'' przez kadyrowskiego ''czornożopca'' i ''pidora''. Tylko dlatego, że ''koranofob'' miał być jakoby ''banderowskim agentem''. Owszem, na Ukrainie są naziści, tyle że... rosyjscy. Tacy jak Aleksiej Lewkin, ''Neo-Scyta'' walczący z obcym w jego optyce Ruskim putinowskim reżimem w szeregach tzw. RDK. Skądinąd o tyle jest praw, iż jak może czuć się biały ruski człowiek patrząc, gdy ramzanowy spaślak znęca się bezkarnie nad jego słowiańskim pobratymcem, za co jeszcze otrzymuje kolejne ordery z błogosławieństwem rzekomo ''patriotycznych'' władz na Kremlu? Uprawiających własną wersję ''multikulturalizmu'' obchodami dnia już nie tyle jedności narodowej, co nacji zamieszkujących coraz bardziej zróżnicowaną etnicznie i rasowo Rosję, gdzie pod reżimem Putina właśnie przybywa lawinowo muzułmańskich zazwyczaj migrantów. W tym jedynie sensie Moskowia rzeczywiście ulega błyskawicznej ''azjatyzacji'', jednak stąd do re-orientacji jej póty co europejskiej natury droga jeszcze daleka. Lewkin ma wszakże rację twierdząc, że ''propagandu dla RDK Kadyrow diełat' na ura!'', w czym paradoksalnie sekunduje mu jego dawny ''kameraden'' z grupującej rosyjskich neonazistów ''Wotanjugend'', obecnie zaś po drugiej linii frontu, wielokrotnie już tu przywoływany Milczakow. Nawet on bowiem w pomienionym na wstępie wywiadzie przytacza historię zaporożskiego ''separa'', który wspomagał wraz z nim rebelię w Donbasie jeszcze w 2014 roku, przeszedł jednak na ukraińską stronę kiedy obaczył, jak podle traktują okupowaną ludność z jego stron rodzinnych czeczeńscy ''ahmatowcy''. Nie dziwi się też mieszkańcom Odessy, że rozeźliły ich do białości chamskie pogróżki Ramzana o aneksji nadmorskiej metropolii przez bandycki emirat na Kaukazie, jakim włada ów sługus Putina. Wszakże mimo, iż ''Rusiczanie'' zdają sobie jak widać dobrze sprawę, że niosą Ukrainie totalną chujnię, czy jak oni tam zwą ''sracz'', mimo to nadal uporczywie próbują wciskać ją ''bratniej'' jakoby, słowiańskiej nacji. Wszystko to zaś pod nadzorem przypominam i z inspiracji żydo-czeczeńskiego czekisty Surkowa... Biorąc powyższe nie pojmuję w co bawią się niektórzy politycy, w tym z obozu Zełeńskiego, jak choćby niejaki Arachamia, rozpowiadający o szansie rzekomo na zawarcie pokoju z Rosją jeszcze w 2022 roku, podczas negocjacji w Stambule, storpedowanych jakoby przez Borisa Johnsona? Jakichże to ''gwarancji'' mógłby wówczas udzielić Ukraińcom Putin, kiedy rosyjskie wojska toczyły wciąż boje pod samym Kijowem czy Czernichowem? Nade wszystko może zaś sam Zachód z USA na czele, kiedy dziś już wiadomo, że na początku moskiewskiej ''specoperacji'' CIA i FSB mówiły jednym głosem praktycznie, dając Ukrainie ledwie parę dni, tydzień najwyżej do ostatecznej klęski. Przypominam bowiem, że wedle opublikowanego z pół roku temu artykułu ''Newsweeka'', który powinien wywołać międzynarodowy skandal, przeszedł zaś niemal bez echa, Ukraińcy sprawili przykrą niespodziankę Amerykanom nie pozwalając Rosji wziąć Kijowa. Wszystko miało przecież iść ''po planu'' - wysłannik Bidena w osobie szefa CIA Burnsa, dał Moskalom wtedy jakoby zielone światło USA na agresję przeciw Ukrainie, pod warunkiem tylko, by walki toczyły się wyłącznie na jej terytorium i bez użycia broni nuklearnej. Kacapstwo rzecz jasna ochoczo przystało na takową ofertę, ale na szczęście nie potrafiło skorzystać z okazji, gdyż wywiady obu mocarstw skompromitowały się, uwierzywszy najwidoczniej jednako w propagandę Kremla, że Rosjanom przeciwstawi się jedynie neobanderowska partyzantka na Zakarpaciu:). Bynajmniej nie oznacza to, iż ukraińskie władze są w ogóle bez winy, jeśli idzie o impas na froncie. Owszem, Zełeńskiemu niemal całe dwa lata zajęło uznanie konieczności budowy fortyfikacji obronnych. Gdyby tego było mało, Kijów nie przestawił dotąd ekonomii kraju na tryb wojenny pod pretekstem, jakoby groził on ''totalitaryzacją'' gospodarczą a la stalinowskie ZSRR. Dziś jednak nie wymaga to na szczęście niewolniczej pracy kobiet i dzieci, padających z głodu przy fabrycznej taśmie, ale jedynie czynnego zaangażowania się rządu w finansowanie i nadzór produkcji zbrojeniowej. Na skandal zaś zakrawa, iż w drugim roku wojny na taką skalę, wciąż to ukraińscy wolontariusze głównie dostarczają swym wojskom na front drony bojowe, niezbędne obecnie we współczesnym konflikcie, tak dla rozpoznania co i bezpośredniego niszczenia broni wroga. Tymczasem władająca Ukrainą posowiecka mafia woli trwonić środki na niepotrzebne teraz zupełnie stadiony czy brukowanie miejskich deptaków, oczywiście w interesie lokalnych ''krewnych i znajomych królika''. Wszakże rzecz w proporcjach sił, jakimi dysponują strony, dlatego jeśli Rosja nie tyle zwycięży, co nie przegra znacząco wojny na Ukrainie, będzie to zawdzięczać bynajmniej sile swego oręża i organizacji, a nade wszystko brakowi woli jej pokonania u Zachodu z USA i Niemcami na czele. Niemniej infantylnym byłoby teraz histeryczne bredzenie o jego rzekomej ''zdradzie'', prędzej już głupocie i krótkowzroczności wobec drapieżnej polityki Kremla.
Wygląda bowiem
na to, iż zarówno amerykańscy Demokraci co i Republikanie gotowi są
poświęcić na ołtarzu wzajemnego sporu ideologicznego nie tylko
mocarstwową pozycję swego kraju, ale i nawet obrócić w perzynę same USA.
Na wypadek więc, gdyby za oceanem całkiem im już szajba odbiła, trzeba
by Polska szykowała sobie jaki dupochron. Nie mówię przy tym wcale o
zezowaniu ku Rosji, bo jako rzekłem na początku tylko polityczne simpy
mogą jej zawierzyć. Mam przez to zwyczajnie na myśli bardziej
samodzielną politykę, mniej serwilistyczną wobec Waszyngtonu,
szczególnie teraz, kiedy wcisnął on nam Hołownię i gejnerała
Różańskiego... Natomiast Ukraina jeśli ma przetrwać, musi zrzucić pęta gospodarczego liberalizmu,
dławiące także inne kraje Europy wschodniej z Polską włącznie. W tym
celu zaś paradoksalnie trzeba jej za wzór obrać USA, ale nie
wyimaginowanego ''leseferyzmu'', lecz realną amerykańską szkołę ekonomii
opartą na protekcjonizmie. Fundatorami jakiej byli jeszcze w XVIII/XIX
w. Alexander Hamilton i Henry Clay, a nie dopiero F. D. Roosevelt i jego
New Deal [ wcale nie taki ''nowy'', jak się okazuje ]. Aktywna rola rządu, stymulującego produkcję zbrojną prywatnych producentów w ramach gospodarki wojennej, to jedyna formuła na przetrwanie w epoce globalnego chaosu i upadku wielkich mocarstw, oraz ponadnarodowych struktur w rodzaju ONZ. Tatar Galijew ma stąd rację sugerując Ukraińcom, by nie fiksowali się tak jak dotąd jedynie na Zachodzie, ale podjęli też aktywniejszą współpracę z krajami ''Globalnego Południa'', z którymi łączą ich przecież więzi gospodarcze, w znakomitej większości muzułmańskimi. W tym kontekście fatalnym rozwiązaniem był obrany przez władze w Kijowie nadto proizraelski kurs, jaki spotkał się z zimną obojętnością ze strony przywództwa syjonistycznego, jak i sprzyjających mu trumpistów, niczego dobrego więc Ukrainie nie przyniósł. Tyle pozostało z bredni o ''niebiańskiej Jerozolimie'', wyciągających pochopne wnioski z pochodzenia ukraińskiego prezydenta i sporej części jego ekipy rządowej, okazało się bowiem, że diaspora generalnie żywi ku temu podobny stosunek, co żydowski szmalcownik z Judenratu do reszty mieszkańców getta. Co się zaś tyczy Donbasu, samej Ukrainie będzie w gruncie rzeczy bez niego lżej, gdyż pełnił faktycznie rolę jej kuli u nogi. Przekonał się o tym Gubariew, który na jakiś miesiąc przed zbrojnym rajdem Girkina na Słowiańsk i rozpoczęciem otwartych walk, wkroczył wraz z grupą podobnych mu ''separów'' do donieckiej skarbówki w groteskowej próbie przechwycenia tam funduszy. Ukraiński funkcjonariusz, jakiemu wręczyli pompatyczny ''manifest niepodległości'' Donbabwe, podarł go ostentacyjnie na ich oczach, zanim jednak posłał pajaców w diabły zadał im jedno, fundamentalne za to pytanie, jak wyobrażają sobie utrzymanie pozostałego w regionie przemysłu bez dotacji z budżetu centralnego w Kijowie? Kamera uwieczniła bezcenny wyraz twarzy Gubariewa i reszty prorosyjskich tumanów, gdyż dotąd karmiono ich iluzjami, że to oni finansują galicyjskich darmozjadów, a okazało się zupełnie na odwrót! Bowiem ówczesne bogactwo Doniecka czerpało głównie z posowieckiego przemysłu, w którego modernizację lokalni oligarchowie zwykle nie inwestowali, bo i po co? Skoro można przecież za łatwo zarobioną forsę pobudować sobie rozkoszne pałace w ''gejropie'' i na ''praklatym zapadzie''... Nawet Żadan szczerze przyznaje, iż przed 2014 rokiem poza stolicą regionu w reszcie Donbasu panowała raczej bieda i marazm, acz sielska była to atmosfera w porównaniu z koszmarem, jaki tam nastąpił po owej dacie. Wprawdzie jestem ostatnim, kto ośmieliłby się twierdzić, że wojna okazała się korzystna dla samej Ukrainy, ale patrząc jak wyglądała jeszcze dekadę temu, doprawdy nie ma czego specjalnie żałować. Przyznam też, że nieco jednak zazdroszczę Ukraińcom, iż przyszło im żyć w mimo wszystko szczęśliwym pod tym względem kraju, gdzie cywilna i wojskowa bezpieka spierają się, która z nich dokonała likwidacji zdrajcy narodowego Ijly Kiwy. Tyle z mej strony: sądzę aż nadto przekonująco wykazałem, iż zapaść Donbasu pod rosyjskim nierządem jest kluczowa dla zrozumienia bojowej determinacji ''pasjonarnych'' Ukraińców, nie zaś ich rzekome ''oczadzenie'' Zachodem. Wobec jakiego nie żywią raczej specjalnych złudzeń, traktując głównie jako dostawcę broni i pieniędzy, z resztą natomiast sprawując się sami. Na ile zdatnie to osobny temat, biorąc pod uwagę nie tylko ich żywe wciąż posowieckie, ale także sitwowo-gangsterskie uwikłania jeszcze z lat 90-ych. Niemniej tacy jacy są jedyni bodaj mogą jeśli nie pokonać zaraz, to na pewno stawić skuteczny opór Rosjanom. Co oni zresztą doceniają na swój perwersyjny sposób, gdyż uszło z nich całkiem niemal jeszcze niedawne lekceważenie ukraińskiego państwa i pogarda wobec ''chachłów''. Nawet kremlowski propagandzista Siergiej Markow, który bredził ledwie dwa lata temu o tłumach rzekomo witających kwiatami swych ''wyzwolicieli'' w Charkowie czy Odessie, przyznaje już otwarcie porażkę Putina we wszczęciu agresji zbrojnej na sąsiedni kraj. Rozkładając jednak przy tym bezradnie ręce, bełkocze: ''cóż, wielki człowiek to i wielkie błędy''... JPRDL, jeśli w obliczu tak monstrualnie zbrodniczej głupoty do kogoś wciąż nie dotarło, iż jedynym sposobem ''negocjacji'' z podobnym tumanem jest nakurwianie go po zakutym łbie ile wlezie, to chyba pojmie ów fakt dopiero kastrowany przez nazioli z ''Rusicza''. Negocjacje ''pokojowe'' zaś Ukrainy z Rosją właśnie toczą się na polach boju, przybliżając wraz z każdym zabitym kacapem i jego spalonym czołgiem, czy inszą opancerzoną chujnią, jaką najechał obcą mu ziemię, do oby pomyślnego dla Kijowa finału. Nawet jeśli nie teraz to w przyszłości, bo innej formuły na ''dogadanie się'' z Moskalem zwyczajnie nie ma, jak tylko za pomocą ognia, krwi i stali. Rzecz nie w ''heroicznych'' napinkach, gdyż realia wojny nie mają z nimi nic wspólnego a trzeźwym widzeniu rzeczy, jakimi one się jawią w całej swej ohydzie na zajętym przez Moskowię Donbasie i wszędzie tam, gdzie zalazł wielkoruski kał.
ps.
Po skreśleniu niniejszego tekstu naszła mnie refleksja, że do argumentacji, iż ''patriotyzm jest kwestią skrajnie pragmatyczną'' podnieść można zarzut, co w takim razie z milionami Ukraińców, które uciekły przed wojną z kraju, lub uchylają się od poboru na miejscu? Cóż, najwidoczniej inaczej definiują swój interes osobisty, nie czując związku z nominalnie tylko własnym państwem, ale też w takim razie niczego odeń nie powinni się spodziewać, ani mieć w nim żadnych praw np. wyborczych. Bowiem jednym z problemów, jaki nieuchronnie wybuchnie wraz z nowymi wyborami na Ukrainie, będzie protest weteranów wojennych czemuż to ich głos ma być liczony na równi z tchórzami, darmozjadami i pasożytami, jacy nie chcieli wojować wraz z nimi na froncie? Z kolei w kontrze podniosą się zapewne argumenty, iż nie każdy zdatny jest do wojaczki i zamiast niepotrzebnie tylko pałętać się po koszarach czy przeszkadzać żołnierzom w okopach, służył efektywniej na innych polach konfrontacji z wrogiem. Ekonomicznej na ten przykład, lub w dziedzinie kultury, niemal równie ważnych jako się rzekło, co bezpośrednie starcie na placu boju. Natomiast migranci nie powinni narzekać, że pokończyli różne fakultety, a teraz odpadają im ręce od harówki w fabryce, albo zapierdzielają jako sprzątaczki czy taksówkarze. Trafiają bowiem do świata, gdzie nie postrzega ich się jako biednego uchodźcy, któremu należy się pomoc, gdyż nie pasują do jego wzorca kolorem skóry czy wyznaniem. Doznają też często szoku i rozczarowania odkrywając, że w ich wymarzonej Europie biały proletariusz postrzegany jest dziś jako rzekomy beneficjent ''rasistowskiego'' systemu, zaś czarny burżuj stanowi niby jego ofiarę... Oczywiście nadal dysponuje ona pewnymi przewagami, co znać po tym choćby, jak ochoczo Rosjanie wciąż lokują swe kapitały na ''praklatym Zapadzie'' i w ''gejropie''. Niemniej ''rajem na Ziemi'', którym jawił się dla mieszkańców bieda-komuny, już ten świat nie jest, ma też swoje problemy min. z narastającą biedą ekonomiczną, ale też i coraz ostrzejszymi konfliktami na tle etnicznym i rasowym etc. Natomiast jeśli wybiorą emigrację do Rosji, muszą liczyć się z tym, że będą traktowani często z pogardą lub nawet otwartą nienawiścią, jako rzekome ''krypto-chachły''. Nie mówiąc o pogarszającej się sukcesywnie sytuacji gospodarczej kraju, bo sankcje jednak poczynają działać, choć nie w tym stopniu ani tempie, jak byśmy tego sobie w Polsce życzyli. Tak więc należy wybierać, z wszystkimi tego gorzkimi konsekwencjami: pojmuję, że ktoś zwyczajnie nie chce umierać, ani widzi sensu w owej wojnie, nawet kiedy rakiety wroga spadają mu na głowę. Wszakże objawem nie tyle naiwności, co wprost skrajnej głupoty jest sądzić, że nie stawiając mu czynnego oporu zaprzestanie on atakować wasze domy i miasta. Zresztą i tak pobór do armii jest nieunikniony, gdyż jeśli nie przeprowadzi go Ukraina, to niechybnie zrobi to Rosja na zajętych przez nią terenach. Acz na przykładzie Argentyny doskonale znać, że jeśli dany naród i jego elity nie potrafią się rządzić, nie zasługują tym samym na własne państwo i atrybuty suwerenności w rodzaju swej waluty. Należy im się więc anarchokapitalizm na pełnej, ''prywatyzacja'' tj. wykupienie przez obce rządy i potęgi finansowe. Nade wszystko jednak, skoro ktoś nie czuje więzi z państwem w jakim przyszło mu żyć, nie powinien tym samym niczego się odeń spodziewać, a skoro uznaje je wręcz za swego wroga czemuż w takim razie narzeka, iż postępuje ono z nim, jak na przeciwnika przystało? Bo to jakby wyjść na ring i dziwić się, że dostało się po gębie:). Czy się to komu podoba lub nie, za prawami idą też pewne obowiązki, jeśli zaś dany obywatel-ka nie chce ich spełniać, nie może liczyć również na żadne fory. Dlatego powinno być, jak np. w Brazylii, gdzie udział w wyborach jest obowiązkowy pod wszakże symboliczną karą finansową, niemniej w przypadku recydywy absencji przy urnie wyborczej traci się już część praw obywatelskich, coś za coś. Powtarzam: nie uprawiam faszystowskiej statolatrii, jednakże pytam o REALNĄ alternatywę, bez mydlenia oczu ''antysystemowymi'' bredniami dla leszczy i przegrywów, bo świat fałszywie pojętego ''końca historii'' idzie się pierdolić właśnie na naszych oczach. Bezmyślny hedonizm wprawdzie nie zniknie, rzekłbym wręcz nabierze jeszcze większej mocy w pewnych aspektach, wszakże za przyczynę mając narastającą grozę, jak u tych żołnierzy po obu stronach frontu, głuszących narkotykami swój strach i fizjologiczne cierpienie. Nie ma więc już miejsca na hippisowskie pierdolenie o ''rewolucji psychodelicznej'' i ''sex, drugs and rock'n'roll'', skończyło się albo raczej nabrało nieoczekiwanie upiornego wymiaru. Niczym masakra izraelskich śmieszków przez palestyńskich dżihadystów, zwiastująca powrót REALNEGO do świata postmodernistycznej, niefrasobliwej zabawy konwencjami. Okazuje się, iż rzeczywistość to nie ''konstrukt społeczno-językowy'', tylko krew i flaki, no popacz pan...