wtorek, 21 lutego 2012

''Aryjska męska zmysłowość''...

Kreśląc parę tygodni temu poprzedni bezpretensjonalny i nieco głupawy [ a co ] mówiąc wprost wpis nie spodziewałem się, że rzeczywistość poczyni doń wkrótce znacznie cięższy gatunkowo aneks. Otóż kilka dni temu zupełnie przypadkiem natrafiłem na świetną i intrygującą stronę ''kompromitacje'' pokazującą wpadki bardziej lub mniej [u]znanych postaci naszego światka intelektualnego i politycznego. Podoba mi się, że jej autor, niejaki Ebenezer Rojt, jedzie równo i sprawiedliwie tak po Grossie jak i Łysiaku, nie oszczędza nie tylko Paligłupa, ''La pasionarię'' Środę czy Żuławskiego ale nawet Herberta czyniąc to wprawdzie nie bez pewnej dozy złośliwości ale zarazem w sposób wyważony i racjonalny, nie tak emocjonalnie i dosadnie jak ja czasem [ niestety podobny poziom argumentacji jest poza moim zasięgiem stąd wybrałem mniej zobowiązującą blogową konwencję ]. W tym kontekście będzie mnie jednak konkretnie interesować coś innego - na rzeczonej stronie odkryłem sensacyjnie dla mnie brzmiące wypowiedzi pełne antyżydowskiej fobii i typowej dla pederastów mizoginii naszego bodaj najwybitniejszego kompozytora Karola Szymanowskiego ! Aż nie mogę się powstrzymać by wrzucić tu co smakowitsze ''cycaty'', na początek co ''pan artysta'' miał do powiedzenia o Żydach :

''Gdyby Żydzi nie nienawidzili tak [stale?], tak bezlitośnie nas Aryjczyków i gdyby tą nienawiścią nie wypełniali po brzegi swego życia - umarliby chyba ze wstrętu do samych siebie. Żyd filozof to contradictio in adiecto. Gdy Żyd zejdzie na chwilę ze swej naturalnej drogi, która jest bezwzględnym niszczycielstwem wszystkiego, co jest mu obce, instynkt w tej chwili zwraca się przeciw niemu i zabija go bezlitośnie. [ ... ]

Zdobyć się w dziejopisarstwie na drobiazgową rewizję, bezstronną i bezlitosną krytykę historii pierwszych wieków chrześcijaństwa [...]. Po pierwsze: najwcześniejsze chrześcijaństwo, jako ruch sekciarski w łonie tylko i tylko! żydostwa! Niech więc nawet contradictio, zaprzeczenie, przeciwny biegun jego istoty - ale jedynie w sferze tegoż żydostwa, w tej niewspółmiernej nam orbicie obcej planety, która niespodziewanie przecięła naszą w jakimś punkcie zderzenia, wywołując najstraszniejszą dziejową katastrofę.

Pansemityzmowi można jedynie przeciwstawić "panaryjskość", a nie jednakowe wysiłki tych lub owych narodowościowych grup. Powinny o tym pamiętać "endecje" wszystkich krajów Europy i nie budować w dążeniu do kulturalnych odrębności nieprzeniknionych murów pomiędzy sobą. [ - to też trochę a propos tych, którzy mylą nacjonalizm z rasizmem - przyp. mój ]

Żydzi ze zwykłą sobie wprawą mieszają karty, szwindlują i wsuwają się pierwsi na opuszczone przez nas z rumowisk placówki, wytwarzając niejasne złudzenie, że kroczą na czele "prawdziwej" kultury. [ ... ] Wykształconym Żydom przy całej sprawności i złożoności ich inteligencji brakuje zazwyczaj głębi w sądach na tematy sztuki i filozofii. Jest to jakiś brak intuicji, którego przyczyna tkwi w wyjałowieniu i zubożeniu wyobraźni, właściwym narodowi postarzałemu już i wyczerpanemu długotrwałym istnieniem, i co za tym idzie, w niezwykłej łatwości nastawienia się na rzeczy powierzchowne, pozbawione prawdziwie głębokiego znaczenia. [ ... ] Zauważyłem, że szlachetni ludzie tej rasy są przeważnie bezgranicznie smutni. Można by powiedzieć, że każdy z nich (nie ma ich wielu!), pozbawiony złości, przebiegłości, tchórzostwa i innych cech charakteryzujących jego pospolitych współbraci - wreszcie ujmowany jako sama esencja czystego geniuszu rasy - zdaje się dźwigać na swych barkach całe znużenie wieków przeżytych przez jego naród, całe znużenie tej zbyt starej kultury, nieskończone zmęczenie istnienia zbyt długiego i zaiste zbyt tragicznego. [ ... ] Sądzimy, że w rozważaniu spraw sztuki kwestia rasowego pochodzenia jej twórców jest pierwszorzędnej wagi, ze względu na zasadnicze nasze stanowisko, a także z powodu rozpowszechnionego szeroko mniemania o impotencji semickiej rasy w sztuce. Nie przesądzając tej kwestii, należy przyznać, iż autorytet historii zdaje się potwierdzać tę hipotezę. [ ... ] Pozostawiając na razie na boku kwestię, o ile artystyczna twórczość Żydów da się rozwinąć na rasowym swym podłożu, musimy stwierdzić, że udział ich w naszej twórczości, aczkolwiek niewątpliwy i zataczający - zwłaszcza dziś - szerokie kręgi, nie był nigdy decydującym o losach nowej sztuki. Na ogół dałby się on zdefiniować w ten sposób, iż gdy tylko geniusz aryjski odkrył nie zbadany jeszcze, nowy teren, natychmiast talenty semickie eksploatowały teren ten w mniej lub więcej wartościowy sposób. Kryją się w tym niewątpliwie cechy naśladownictwa i snobizmu, właściwego tej rasie.''

[ całość ]

I na koniec tego wątku już jazda po bandzie, passus rzucający pewne światło na niezaprzeczalny fakt nadreprezentacji homoseksualistów wśród nastawionych wrogo wobec Żydów [ i zwykle też chrześcijaństwa ] rasistów :

''Albowiem Żydzi nie stworzyli niczego! Nie stworzyli [...] metafizyki [...] nie stworzyli sztuki i filozofii. [...] Nie stworzyli niczego także i w miłości. Zawsze byli mężami i żonami, czasem nałożnicami - ale nigdy kochankami. Bali się "grzechów sodomskich" i "przeciw naturze", nie przynoszących bezpośredniej korzyści, czyli potomstwa. Tak więc [...] oni to po wsze czasy coitus nazwali miłością i na tej elementarnej formule zbudowali całą etykę seksualną, znakomity odpowiednik ich życiowego utylitaryzmu.''

- Ebenezer referując te ciotowskie brednie złośliwie i błyskotliwie pisze dalej :

''Ich hebrajska Biblia to prawdziwe nieszczęście. "Jakim siłom, jakiej diabelskiej doprawdy presji zawdzięczamy fakt, że ta okropna, zasadniczo wroga nam, aryjczykom, księga już ponad 2000 lat zatruwa nasz organizm - nad tym nie będę się rozwodził". Nawet Pieśń nad pieśniami to jedynie "piękna pornografia, idealnie wyrażająca zwierzęcy (bestialski) seksualizm tej rasy". No i na dobitkę wspomina się w niej o tych okropnych kobiecych piersiach! Fe! [ ... ] To właśnie ta zatruta przez żydostwo etyka płciowa tak brutalnie i niegodziwie potępia aryjskie rozkosze męskiej zmysłowości. [ ... ] Tak oto prywatna apologia homoseksualnych skłonności kończy jako groźny fantazmat prześladującego sodomitów Żyda.''

Oto zaś prawdziwie pedalski seksizm zawarty na kartach rękopisu na szczęście nieopublikowanej jedynej próby literackiej Szymanowskiego pod pretensjonalnym [ w gejowskim stylu ] tytułem ''Efebos'' poświęconej właśnie, jak to celnie ujął Ebenezer, ''aryjskiej męskiej zmysłowości'' że powtórzę jeszcze raz ten jakże piękny zwrot - wg Karolka ciało kobiety ''ujawnia swój [...] macierzyński utylitaryzm" i stawia ją w porządku estetycznym o wiele niżej od przyjemnie zbudowanego młodzieńca. Jej piersi sterczą niczym ośle uszy, biodra ma "zbyt rozwinięte i potężne", "zbyt grube łydki", "zbyt szeroko zakrojony brzuch", a wszystkie te fatalne jakości cielesne obliczone są wyłącznie "na te nieprzyjemne miesiące, gdy kobieta mimo woli przemienia się w jucznego wielbłąda.'' - itd. w ten deseń : oszczędzę sobie rozwijania tego wątku, kto chce niechże przeczyta cały tekst, gdzie rzecz wyłożono dokładnie i ze smakowitymi, lub niesmacznymi wedle uznania szczegółami.

Rzecz jasna nie przytaczam tych bzdur tutaj po to by jak histeryczny tuman z ''Nigdy więcej'' żądać napiętnowania Szymanowskiego jako ''faszysty'' i zakazu wykonywania jego utworów [ aczkolwiek nigdy mi się one nie podobały przez swój przesłodzony, nieco ciotowski właśnie liryzm, ale to tylko moja prywatna i dyletancka opinia, nic poza tym ] lub aby wykazać, że każdy homoseksualista musi być zaraz naziolem [ bynajmniej - sam kiedyś spotkałem całkiem sympatycznego geja malującego święte obrazki... ], tym bardziej zaś nie iż człowiek nie cierpiący Żydów automatycznie winien być pedziem lub lesbą. Chciałbym jedynie uświadomić postępowym kołtunom a i tym tradycjonalistycznym również, że sprawa nie wygląda tak prostacko jak to sobie jedni i drudzy imaginują  iż tu ''obóz tolerancji, rozumu i oświecenia'' kontra ''obskuranckie, faszystowskie homofoby'' lub też ''zdrowa, tradycyjna wspólnota'' tam zaś tylko ''Żydy'', ''pedały'' i ''masony'' razem - ooo nie, to zbyt piękne by było prawdziwe. Natomiast co się tyczy samego kompozytora żadne wypisywane przezeń brednie nie unieważnią poczesnego miejsca jakie zapewnił on sobie w naszej [ i nie tylko ] kulturze przez swe utwory [ analogicznie jak np. Szymborska  mimo jej haniebnych peanów na cześć Lenina-ludojada ''nowego człowieczeństwa Adama'' wg słów poetki ]. Mam również nadzieję, że nikt nie wysnuje z powyższego, iż jestem jakimś oburzonym filosemitą [ a fe ! ] - w tej akurat kwestii obce jest mi pro- jak i anty- : staram się patrzeć na Żydów realistycznie mimo niewątpliwej tragedii jaka ich spotkała [ każdy kto tutaj próbuje ją kwestionować niech pamięta, że jedziemy z nimi na tym samym wózku i o wiele rozsądniejszą strategią jest uporczywe wykazywanie im, że nie byli jedyni a Oświęcim powstał najpierw jako obóz zagłady Polaków, przynajmniej ich elit, a dopiero później zaczął pełnić rolę ośrodka antysemickiej eksterminacji ], bez post-holocaustowego kiczu każącego przemieniać byle nędzną, cuchnącą, pogrążoną w błocie żydowską mieścinę pełną obskuranckich chasydów skąd co bardziej uzdolnione jednostki spierdalały gdzie tylko mogły w jakiś magiczny sztetł rodem z malunków Chagalla z lewitującymi nad dachami w świetle Księżyca eterycznymi postaciami. Zarazem jednak nie dam sobie wmówić iż ta lub jakaś inna nacja, rasa albo organizacja [ obojętnie czy są to masoni czy jezuici ] odpowiada za całe zło świata, nawet jeśli faktycznie jej przedstawiciele mają widoczną nadreprezentację w największych gremiach kierowniczych w stosunku do swej rzeczywistej liczby, ale to zbyt mało by wyciągać tak radykalne i zwyczajnie prostackie wnioski : z jednej strony rzeczywistość opiera się na tyle przewidywalnych mechanizmach iż poddaje się w dużym stopniu manipulacji, z drugiej jednak jest zbyt nieogarniona, nie na miarę jakiegokolwiek człowieka aby mógł on nad nią całkowicie zapanować. Na dowód, że jakiekolwiek filo- [ jak i oczywiście anty- ] sentymenty są mi obce przytoczę na koniec cytat z dziennika prowadzonego w getcie przez Emanuela Ringelbluma umieszczony w przypisie do demaskacji fałszerstw Grossa jakiej dokonał Ebenezer - jest to ważne szczególnie w aktualnym kontekście tzw. ''odzyskiwania majątku'' przez różne, często mocno szemrane, ''organizacje żydowskie'' wymuszające go de facto bezczelnym terroryzowaniem rzekomym ''rasizmem'' i wyolbrzymianiem faktycznie haniebnego zjawiska ''szmalcownictwa'' :

''W notatce [ ... ] traktującej o nienawiści do żydowskiej policji, [ Ringelblum ] pisze, że ludzie teraz, po wywózkach z Umschlagplatzu, przypominają, "kto ponosi winę za masowy mord i dochodzą do przekonania, że dużo zawiniła w tym policja żydowska. Niektórzy uważają nawet, że jedynymi winowajcami tego wszystkiego są policjanci żydowscy". [ ... ] "Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na rzeź. Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi - przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź". "Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy". "Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zbójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag? Do powszechnych po prostu zjawisk należało, że zbójcy ci za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy [...]. Bezlitośnie, z wściekłością obchodzili się z ludźmi, stawiającymi opór. [...] Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i każde dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej". "W toku akcji policja żydowska bardzo szybko zdemoralizowała się do cna. Wypuszczała ze swych łap tylko tych, którzy dawali okup. [ ... ] Szabrem w getcie zajmowali się praktycznie wszyscy. W pierwszym rzędzie chętnie zajmowała się nim zdemoralizowana do cna policja żydowska, ale także - jak smutno konstatował Emanuel Ringelblum - zwykli żydowscy sąsiedzi ("Od razu po zabraniu kogoś sąsiedzi wdzierali się do mieszkania i wszystko pustoszyli. Nazywano to w żargonie okupacyjnym "szabrem" ). W późniejszym zaś okresie, gdy getto znacznie się już wyludniło, nie zabrakło i Polaków, "przede wszystkim wyrostków aryjskich.''

- pewnie zaraz usłyszę, że winę za to zbydlęcenie ponosi nieludzka sytuacja w jakiej się nie ze swojej winy znaleźli : zgoda tylko dlaczego w takim razie nie stosuje się podobnej taryfy ulgowej wobec będących wówczas w niewiele lepszej opresji Polaków ?!

czwartek, 2 lutego 2012

Anty nazi-gej.

Z góry uprzedzam, że niniejszy wpis będzie jarmarczny i głupawy, choć i tak nie dorówna w tym względzie takim pajacom w mundurach jak pewien kiepski komediant usiłujący zabić się strzałem w policzek albo doradca wojskowy Króla Bula wygrażający hakerom stanem wyjątkowym [ jak widać stara szkoła ''tępych sowieckich trepów'' im. gen. Jaruzelskiego trzyma się dobrze ], zresztą na te i podobne tematy napisali już wystarczająco wiele foxmulder, brulionman czy A. Ścios, polecam też przy okazji wpis wolnych kielc o naszym lokalnym granitowo-betonowym Midasie. Ja natomiast oddam się teraz niefrasobliwemu sowizdrzalstwu, które dedykuję tym zwłaszcza, którzy uważają ten blog za przeintelektualizowany [ tych natomiast, którzy z kolei sądzą iż stoczył się na tabloidowy pysk odsyłam do najnowszego posta na moim drugim blogu, ''papierowym tygrysie'' gdzie w nieco bardziej wyszukany acz dobitny sposób dokonuję intelektualnego rozbioru zbrodniczych głupot Lenina-ludojada, przy okazji dostaje się też Marksowi i Kuroniowi ]. Zdecydowanie nie będzie tu potrzebna głowa, zajmę się za to niższą częścią ciała, jej by tak rzec symetrycznym odpowiednikiem... Ale, dodam dla jasności, wyłącznie jej żeńską wersją i to wydatnie, oraz jedynie kolorową, żółtą lub czarną postacią, z czego wynika iż grupą która najbardziej może się wskutek tego poczuć wykluczona i represjonowana są nazi-geje - sorry chłopaki, nie mam fotek Ernsta Rohma w akcji i nie chcę mieć, więc bez obrazy ale wypierdalajcie !

Tytułem wstępu coby pokrótce wyjaśnić skąd taki pomysł zaświtał w mej obłąkanej łepetynie : gdzieś pod koniec zeszłego jeszcze roku byłem na dobrym koncercie Belzebonga w kieleckim ''Woorze'' - nie sądziłem, że może istnieć metal dla palących zioło a jednak : potężne, zapętlone riffy, hipnotyczna, rytualna perkusja, zero niemal solówek, pogłosy i mnóstwo dymu, jednym słowem odurzający grom wprost z czarciego tyłka ! Po powrocie do domu jąłem więc buszować po Jutubie w poszukiwaniu koncertowych ujawnień kapeli a siłą prostego skojarzenia nasunęła mi się myśl o nieodżałowanym Kobongu, że warto byłoby przypomnieć sobie utwory tej kapitalnej polskiej formacji, która onegdaj zdewastowała mocno rodzimą scen[k]ę, toteż wklepałem ich nazwę w wyszukiwarkę i oprócz paru znanych dobrze kawałków niespodziewanie gdzieś u dołu wyskoczył jakiś ''anoman kobong'' - ?! Zaintrygowany kliknąłem na filmik i oto co za widok ukazał się mym zdumionym oczętom [ radzę zacząć od 1.50 bo się trochę rozkręcają ] :



- cóż, z tej strony ich nie znałem... Najwidoczniej wokalista zgolił obfitą brodę, postanowił zmienić płeć a nawet rasę i w dodatku przeszedł przyspieszony kurs kręcenia biodrami - ? Jednak kiedy mój oszołomiony umysł ocknął się poczęło mi świtać iż coś tu jest nie tak, więc postanowiłem sprawdzić kto zacz ta pani co potrafi wprawiać swe krągłości w ruch wirowy przeczący niemal fizyce i okazało się, że to niejaka Inul Daratista, prawdziwa gwiazda z tego co zdołałem się zorientować indonezyjskiej odmiany popu zwanej ''dandut'' [ - to onomatopeja od charakterystycznego odgłosu tabli w ścieżkach muzycznych do bollywoodzkich filmów skąd pochodzi ten gatunek ]. Oto pokaz jej ''możliwości'', blisko siedmiominutowa kompilacja mogąca przyprawić o zawrót głowy i oczopląs - mnie najbardziej rozwalił ten pląsający karzeł ok. 3.50 min. i tuż po tym miejsca dla vip-ów pod sceną : nie, to nie pomyłka bo w tym akurat przypadku z tej właśnie perspektywy najlepiej widać to o co chodzi...



- teraz rozumiem co mieli na myśli nasi tłumacze przekładając ''Dirty danZing'' jako ''Wirujący seks''... Rzecz jasna trza pamiętać, że to tylko insza muzyka pop [ na pewno nie bardziej kretyńska od naszej za to o ile bogatsza, że tak powiem, wizualnie ! ] i byłoby krzywdzące sprowadzać do niej tamtejszą wyrafinowaną tradycję muzyczną, chodzi mi oczywiście przede wszystkim o gamelan w jego odmianie balijskiej jak i jawajskiej itp. - skądinąd umiejętne połączenie jej z bardziej złożonymi gatunkami zachodniego popu, rocka, jazzu czy muzyki współczesnej mogłoby zapewne dać wspaniałe efekty, niestety póki co nic mi o tym nie wiadomo, na razie wiem tylko iż na Jutubie można znaleźć sporo indonezyjskiego punka. A właśnie - natrafiłem przy okazji na blog Polaka pracującego i pomieszkującego w Indonezji, oto co pisze na ten temat :

''W Indonezji, wśród młodzieży słucha się raczej rocka, nawet częściej niż popu. Od lekkich gitarowych brzmień, aż po haevy metal. Aczkolwiek słuchanie heavy metalu jest często uważane za „anarchistyczne”, wbrew religii muzułmańskiej. Część piosenek o treściach niezgodnych z religią jest tam całkowicie zabroniona (nie znaczy, że nie słuchana).''

[ całość - sporo lokalnych, nieco egzotycznych dla nas smaczków ]  I na koniec tego wątku jeszcze jedno zaskakujące odkrycie - szukając informacji o Inul niespodziewanie dowiedziałem się, że jedną z głównych indonezyjskich celebrytek za przeproszeniem jest pani o swojsko brzmiącym nazwisku, niejaka Tamara Bleszynski : bez szału ale to ciekawe wiedzieć że na drugim końcu świata robi prawdziwą karierę Polka po, hm, mieczu i to taka całkiem całkiem...

Nie jestem natomiast w stanie odtworzyć jakimż to sposobem natrafiłem niedawno na Jutubie na profil ''Butterfly models'' promujący czarne brytyjskie modelki, tutaj ważne jest tylko, że moją uwagę przykuła zwłaszcza jedna z nich - Rozina Zira [ de domo Mwanahiba ]





- czy muszę jeszcze tłumaczyć czemu... Podobni mi czekoladowi zboczeńcy mogą podziwiać jej piękną sesję zdjęciową, oblukać kulisy innej gdzie się pręży i uroczo uśmiecha lub oszałamiające profile jej i koleżanki tego co jest właściwym tematem tego wpisu [ wiem, że coś nie tak z gramatyką ale trudno mi się skupić... ], wreszcie wejść - nie w, ale na jej stronę by tam np. obaczyć taką oto zacną serię fot. A tu już kompletny killer - te obfite czarne poślady pochłoną każdego nazistowskiego, aryjskiego kutasa, nawet Whitezilla chyba nie dałby im rady, co najwyżej trza by przywołać z zaświatów na ratunek Johna Holmesa, człowieka-legendę ps. ''35 cm'' : patrzcie i podziwiajcie ! Jakby tego było mało insza czarna pani, kawał kobity, nie może się doczekać białaskiego kochasia i marzy o jego wstrętnych owłosionych łapskach na swoim pokaźnym biuście - koniec świata... Czarna rasa nie przetrwa, biała zresztą też - przepadnie w piździe Matki Ziemi [ to zresztą chyba nie najgorszy koniec, prawda ? ].

Teraz dopiero przyszło mi do głowy [ a jednak ! ], że ten wpis mógłby nosić równie dobrze tytuł ''O d... kolorowej Maryni'' - ale nie wiem, czy w tym wypadku jakaś policja myśli nie mogłaby się do mnie dopieprzyć o rasizm - ? Inna sprawa iż teraz po uchwaleniu odpowiednich przepisów będą mogli dopierniczyć się praktycznie o wszystko, ale nie kalajmy rozpominaniem tych chujów tego poświęconego krągłym damskim pupom posta.

niedziela, 8 stycznia 2012

Epidemia owsiaków.

Dzisiaj bałem się wychodzić z domu bo na miasto wylęgły chmary pasożytów, drżałem w strachu przed zakażeniem a jakby tego mało Fuhrer zapluwał się w telewizorze od miłości aż mu szkiełka w tęczowych okularkach zaparowały - najlepszy komentarz do tej hucpy jaki znalazłem :

''Przez wiele lat przymykałem oko na wszystko i maniakalnie powtarzałem, że zawsze coś tam skapnie, a to już wystarczający argument, żeby coś tam do puszki kapnąć. Od dwóch lat nie rzucam złamanego grosza, na sponsorowanie dziadostwa, z którego żyją krezusi charytatywności. Nie wnikam nawet ile święty Jurek na tym czesze, nie wygląda na Bono, ma inne profity, które w Polsce są cenniejsze – odbijając się od spuchniętych brzuszków polskich Murzyniątek został bożyszczem tłumów, pierwszych premierów, właściwych prezydentów. Organizuje spektakl, z którego żyją faceci z cygarami, panny z sylikonem, budowniczy Irlandii, Japonii, architekci grubej kreski i dopóki oni będą z tego żyć, nie pozwolą umrzeć strażnikowi wolności słonia. Z kolei bożyszcze tłumów, dzięki znajomościom, co roku organizuje polskim "hipisom" Woodstock, gdzie, jak na kontestującą młodzież przystało, prelekcje wygłaszają bankierzy: Balcerowicz i Belka.

Młodzi zbuntowani uczą się obstawiać forex i grać na spadkach. Sztuczne błoto wylewane przed sceną, przypomina dawny młyn z Jarocina. Bywało się i pamięta, że wtedy na scenie nie śmiał się pokazać sekretarz PZPR, a gwizdami wynoszono Romana Rogowieckiego bo szlajał się po reżimowej TV. Popkulturową Anię Ortodoks, nawet wakacyjne punki obrzuciły korkami od zaboli, dziś Woodstock spokojnie mogłaby zapowiadać Kasia Cichopek i Krzysio Ibisz. Grać może nawet Hołdys i Tomek Lipiński, artystyczny kierownik sztabu wyborczego partii władzy, oczywiście ulubioną melodię „Nie wierzę politykom, nie!”. Bunt skanalizował się w rozpaczliwym spływie głównym nurtem, a idolem młodzieży nie jest czarny ćpun udający kopulację z gitarą, tylko pajac ze smartfonem znanej sieci w „glasesach” od Hugo Boss.

Na 1000 Murzyniątek znad Wisły 10 będzie miało podwójne szczęście, po pierwsze wylosują cukrzycę, po drugie dostaną od Dziadka Mroza pompkę insulinową. Reszta, która zapadnie na płuca, a nawet na uszy, czego w tym sezonie już się nie nosi, dostanie bon towarowy z czerwoną pieczątką do zrefundowania w NFZ. Dziadek Mróz ratuje polską służbę zdrowia, opowie nam bajkę, śnieżynka Olejnik na ten przykład. Realia? Proszę bardzo: 8,4 miliarda za 2011 rok wydane na zdrowie, niechby padł rekord w dziadkowskim festiwalu i kwota 50 milionów, co oznacza, że 40 milionów frajerów upiło się 6 promilami. Skoro święty Jurek przy pomocy 6 promili uratował polską służbę zdrowia, to przy podniesieniu kwoty o 1% powinniśmy w Polsce refundować nie tylko in vitoro, ale sylikony w cycach. Polski fenomen, letnia afrykańska zadyma w środku zimy „Orkiestra od wielkiego dzwonu”, fajerwerk do samego nieba.''

http://kontrowersje.net/tresc/orkiestra_od_wielkiego_dzwonu_fajerwerk_do_samego_nieba

p.s. Aby było jasne - moja ostra reakcja na Owsiaka nie ma nic wspólnego z KK czy Caritasem : długo by o tym opowiadać ale nie cierpię tego pajaca przede wszystkim z powodów estetycznych bo jak inaczej nazwać gościa z prawie 60-tką na karku, który zachowuje się i wygląda jak gówniarz ?! Nie mówię, że zaraz musi być nobliwym panem w gajerku, ale są ludzie tacy np. jak Janerka, którym bunt ładnie się ''ustatecznił'' tzn. nie porzucili go ale znaleźli dojrzalsze formy jego wyrazu i dlatego starzeją się z klasą. Poza tym nienawidzę tego Owsiakowego darcia ryja i zapluwania się kojarzącego mi się niemiło z wiadomo kim [ choć rzecz jasna nie stawiam między nimi znaku równości a określenia ''fuhrer'' użyłem korzystając z blogowej sowizdrzalskiej nieco konwencji a także przez bezkrytyczne uwielbienie, którym darzą go zwolennicy i ''ałturytety'' wyzywające każdego kto śmie mieć względem ''oberguru'' jakieś wątpliwości od najgorszych, zachowujący się jak histeryczni sekciarze ] oraz nachalności towarzyszącej całej imprezie, terroryzowania mnie wręcz dobroczynnością, która jak sama nazwa wskazuje powinna być aktem wolnym i nieprzymuszonym. Zresztą ile by nie uzbierały WOŚP czy Caritas, obojętnie, będzie to promil wobec burdelu zostawionego przez Kopaczową i po to właśnie aby to zamaskować tak się to propagandowo nadyma, to jest w tym wszystkim najbardziej podłe. Bardzo trafnie ujął to Ziemkiewicz :

''Fakt, że Owsiak propaguje obcą mi, lewicową ideologię, a na „Przystanku Woodstock" wykorzystuje markę zdobytą działalnością charytatywną, by poddawać młodych ludzi indoktrynacji (wystarczy zobaczyć listę zapraszanych „wykładowców") nigdy nie przeszkadzał mi oddzielać jego osoby od samej Orkiestry. [...] Mój − a także innych atakowanych wraz ze mną − sprzeciw wywołuje fakt, że akcja ta z roku na rok jest właśnie coraz mniej tym, co chcą w niej widzieć apologeci. A nawet – coraz bardziej przeciwieństwem tego, za co ją bezrefleksyjnie zachwalacie. Gdyby to naprawdę obywatele spontanicznie się organizowali − szacun, zgoda. Ale bez kpin, piloci F-16 i ostatni tysiąc żołnierzy wojsk lądowych włączają się „spontanicznie"? Straż pożarna, komunikacja miejska, MPO i policja, wojska kwarciane w Afganistanie i tak dalej − też? To nie obywatele organizują w całej Polsce koncerty orkiestry, tylko urzędy miast i gmin, za publiczne pieniądze. Tym sposobem państwo, zamiast łożyć na swe konstytucyjne zadania, łoży na organizowanie obywateli, żeby sobie sami na nie zebrali, a przy okazji mieli fun i trochę się wymóżdżyli; nikt nie liczy, ile na to wykłada, bo nie wolno. Bo strach pomyśleć, co by wyszło, gdyby policzono − a nuż − że gdyby tak zamiast finansować Orkiestrę państwo przeznaczyło tę kasę na refundacje (przecież właśnie zabiera na nich chorym kilkaset milionów!), a samorządy na pozostające w ich gestii placówki służby zdrowia, to per saldo chore dzieci wyszłyby na tym lepiej? [...] Wspólnym wysiłkiem władz, mediów, firm goniących za ukrytą (bo wtedy jest skuteczniejsza) pod maską dobroczynności reklamą, nadętego salonu i celebrytów żądnych lansu zmienia się ta Orkiestra z roku na rok coraz bardziej w propagandowy cyrk, jak każdy propagandowy cyrk będący pustym rytuałem. Kto nie chce tego widzieć, nie musi, ale niech się wypcha z tanim szantażem emocjonalnym, że wszyscy morda w kubeł, bo „to na chore dzieci".''

http://www.rp.pl/artykul/774489,791542-Owsiak-panstwowy--Subotnik-Rafala-Ziemkiewicza.html

...a ''kto nie wrzuca ten pedał'' !

niedziela, 25 grudnia 2011

Lulu uber alles.

... czyli coś zamiast kolęd - dziś mało gadania a sporo dobrej muzyki : do tego wpisu zbierałem się od jakiegoś pół roku tzn. od kiedy szukając występów francuskiej śpiewaczki operowej Patricii Petibon natrafiłem min. na jej znakomitą kreację Lulu w operze Albana Berga pod tymże tytułem i nawet dobrze się stało, iż będę miał okazję dopiero teraz to ujawnić, myślę że to będzie dobry kontrapunkt do niby-świątecznego pop-infantylizmu [ korzystając z okazji chciałbym tylko nieśmiało przypomnieć, że św. Mikołaj nie ma nic wspólnego z tym pierdolonym czerwonym krasnalem ! ]. Tytułem wstępu aby zorientować się w rzeczy samej : Lulu to ''prawdziwa femme fatale, w której zakochują się wszyscy i wszyscy źle na tym wychodzą. A to ktoś strzela sobie w łepetynę, a to ktoś podcina przez nią żyły, ktoś inny schodzi na zawał serca. Samej kobiecie także nie jest pisany happy end: Lulu to początkowo śpiewaczka, która staje się prostytutką, a w końcu ofiarą Kuby Rozpruwacza'' [ - artykuł skąd pochodzi to skrótowe a treściwe ujęcie tematu ]. W mniej dosadny i bardziej fachowy sposób zostało to opisane w tym miejscu - tyle jeśli chodzi o libretto natomiast co się tyczy kompozytora wspaniałej muzyki to Berg jest jedynym z przedstawicieli tzw. ''szkoły wiedeńskiej'' [ co by kto nie wiedział chodzi jeszcze o Schonberga i Weberna ], którego w pełni akceptuję, pewnie dlatego iż nie był tak ortodoksyjnym dodekafonistą jak oni no i najbardziej z nich osadzony w tradycji [ jeśli dla kogoś jest to mankament powinien się leczyć ]. Jego muzyka jest mroczna i powikłana ale zarazem piękna jakimś brudnym, złamanym urokiem : przy finale ''Lulu'', który poniżej wrzucam, a zwłaszcza następującej po niesamowitej scenie jej morderstwa [ te wywołujące ciarki na plecach dęciaki ! ] końcowej lirycznej partii nieszczęśliwie zakochanej w niej lesbijskiej hrabiny Geschwitz zwykle ronię rzewne ślozy [ jeśli ktoś uważa to za pedalstwo sam jest ''twardym jak stal'' mentalnym nazi-gejem ] - komu brak operowej wprawy lub ochoty radzę zacząć od ok. 5 min. :



- tenże sam finał o ciut lepszej jakości dźwięku [ a to bardzo tutaj ważne ] niestety przy tym fatalnej obrazu można usłyszeć w tym miejscu - nic ponad to nie udało mi się znaleźć. Jeszcze  dwa fragmenty dla mej przyjemności [ a co ! ] :





- mroczne, skłębione namiętności, perwersje, rozkład, neurozy, ''dziwny szept, ciemny las, dzikie sny, czarna msza i Bóg'', jednym słowem dekadencja jak ''afterparty po seksparty w Samoobronie'' wg pięknego określenia ''foxa'' vel H.Kozieła [ patrz komentarze ] - coś w sam raz na Święta i Sylwestra. Jeśli komu mało [ o ile podobny mi szaleniec jakimś cudem zabłąkał się na tego poronionego bloga ] w odnośnikach już tylko dwa jeszcze fragmenty poprzedniej opery Albana Berga, słynnego ''Wozzecka'' także dotykającego ciemnej strony ludzkiego erotyzmu - szczególnie to ważne w obecnych czasach panowania wręcz monstrualnej hipokryzji polegającej właśnie na postępowej ''otwartości'' w tym względzie a wynikającej z fałszywego mniemania jakoby wszystkie cierpienia związane NIEODŁĄCZNIE z tą sferą brały się jedynie z narzuconych naszej seksualności z zewnątrz różnych tabu społecznych i kulturowych, których całkowite obalenie zapewni nam, jak to wmawiają nam do dziś cyniczni lub obłąkani szarlatani, permanentny orgazm. Oto wspomniane sceny : morderstwa z miłości oraz knajpianej, desperackiej zabawy [ warto zwrócić uwagę na pomysłową, ascetyczną lecz wysmakowaną wizualnie inscenizację ].

Ale by nie było znowu tak ponuro, ostatecznie przecież są święta, więc wrzucę teraz dla równowagi kolejną popisową arię wspomnianej na wstępie Patricii Petibon z innego repertuaru, tym razem barokowego - opery Rameau ''Les Indes galantes'', która jak sama jej nazwa wskazuje opowiada o eleganckich, wyluzowanych i przypalających faję Indianach. Oto mój ulubiony fragment z pięknym motywem trąbki w tle :



- w tej śpiewaczce podoba mi się, poza talentem i urodą rzecz jasna, że dysponuje dość rzadkimi jednak wśród operowych wykonawców umiejętnościami aktorskimi, swobodą w poruszaniu się na scenie co przy jednoczesnym śpiewaniu skomplikowanych i forsownych często partii budzi szacunek : można się o tym przekonać w tej scenie z nowoczesnej inscenizacji ''Cosi fan tutte'' Mozarta - kontrast z innymi, pięknymi wprawdzie ale sztucznymi, typowymi primadonnami widoczny jak na dłoni. Jeśli ktoś nadal ma wątpliwości czemu tak się zachwycam tą wyglądającą jak rudy elf z Bretanii czy innej Normandii śpiewaczką niechże więc obaczy taką smaczną wielce rzecz, którą przypadkiem udało mi się wyczaić : jej kreacja w ''Opowieściach Hoffmana'' Offenbacha - mimo, że wbrew pozorom to kombinezon  dość jednak, hm, przylegający co w połączeniu z sopranową wirtuozerią daje moim zdaniem efekt niemal piorunujący a w każdym razie niezwykły :



- tu podobna scena o lepszej jakości obrazu i dźwięku [ za to mniej widać... ]. Matko z Buska, takie bezeceństwa w operze...

Na koniec gwoli wyjaśnienia aby nie powstało fałszywe wrażenie, że ze mnie jaki meloman czy inszy znawca operowy - bynajmniej, jak to już gdzieś w tym miejscu wspominałem dla mnie muzyka zaczyna się na Strawińskim, gdy dla większości ludzi słuchających muzyki ''poważnej'' z reguły właśnie kończy [ ich rzecz, nie będę potępiał takiej postawy z pozycji awangardowego bubka, tylko proszę niech nie wygłaszają dyrdymałów na temat współczesnej twórczości, w której programowo są ignorantami ], na powyższe utwory natrafiłem właśnie poprzez moje zainteresowanie ''współczechą'' a w ''Lulu'' podoba mi się także to, że mało ma jednak wspólnego z tradycyjną operą, tak tematem jak i samą oprawą muzyczną, mimo wspomnianych na wstępie związków z tradycją mocno awangardową chociaż na szczęście nie ortodoksyjnie. W zamyśle ten wpis ma być zabawną mimo wszystko i pouczającą mam nadzieję prowokacją i odreagowaniem na zalew nie tyle samych kolęd do których nic nie mam ile ich ''nowoczesnych interpretacji'' - za tą profanację naszych szansonistów czeka niechybnie kara boska czego im serdecznie z okazji Świąt życzę.

p.s. mam nadzieję, że nikt przez tytuł tego postu nie podkabluje mnie jako naziola do ''Nigdy więcej''...

środa, 30 listopada 2011

Mentalny koktajl Mołotowa.

Do poruszenia problemu będącego tematem niniejszego wpisu z którym nosiłem się od dłuższego czasu skłoniło mnie ostatecznie orzeczenie niepoczytalności Breivika i komentarze wywołane przez nie - otóż nie będę ukrywał, że do pasji doprowadza mnie i boleśnie dotyka z przyczyn osobistych szeroko rozpowszechniona niestety przypadłość naszego życia publicznego jaką jest stygmatyzowanie, zwłaszcza przez polityków i publicystów, swoich przeciwników poprzez wmawianie im takich czy innych schorzeń psychicznych oraz nagminne używanie obelżywych epitetów typu ''schizol'', ''świr'' itp. Nagle narobiło nam się mnóstwo samozwańczych ''psychiatrów'', specjalistów z bożej łaski, którzy z wielką pewnością siebie naburmuszeni obwieszczają swe ''diagnozy'', że ktoś jest ''wariatem'', cierpi na ''schizofrenię polityczną'' itd. najśmieszniejsze zaś, że takie opinie często wygłaszają ludzie, którym samym brakuje piątej klepki. Rozumiem oczywiście, że patrząc np. na takiego Niesiołowskiego trudno uwierzyć, że jest to człowiek zrównoważony psychicznie wiele jednak wskazuje iż tak naprawdę jest to cynik, który celowo prowokuje swoje wybuchy furii - gdzieś czytałem o znamiennej sytuacji jaka miała miejsce w programie red. Liza podczas którego jechał ostro po będącym jeszcze wtedy w PiS-ie Kurskim po czym gdy zgasły kamery podszedł do niego jak gdyby nigdy nic pytając : ''nie za bardzo ci przywaliłem ?'' na co on miał odpowiedzieć ''nie, spoko'' a następnie razem odjechali zgodnie samochodem Niesioła być może na wódeczkę a kto wie czy nie dziewczynki do tej samej agencji, gdzie ''uczę-szczał'' Endrju [ o Dworzec Centralny w Wawie, gdzie prostytuują się chłopcy, ulubione skądinąd ponoć miejsce pewnego naszego słynnego reżysera filmowego, póki co ich nie posądzam ]. Gdyby faktycznie taka rzecz się wydarzyła byłoby to kolejnym dowodem, że nasza polityka jest niesmacznym teatrzykiem i plugawą grą żerującą na najniższych emocjach i instynktach ludzkich, którą dla zdrowia psychicznego należy całkowicie ignorować. Co zaś tyczy się Breivika szereg kwestii wzbudza moje wątpliwości : po pierwsze osoba niezrównoważona psychicznie z definicji nie jest w stanie skupić się przez tak długi okres czasu na jednym celu i konsekwentnie go realizować jak on bowiem działa to tak, że w fazie depresyjnej człowiek nie jest w stanie często nawet podnieść się z łóżka mimo iż jest fizycznie zdrowy, gdyż wysiada mu ośrodek woli lub też w fazie maniakalnej robi z kolei trzydzieści rzeczy naraz i oczywiście żadnej przez to nie kończy [ obsesja nie ma tu nic do rzeczy bo jest to krążenie, nieustanne nawracanie do jednego tematu choćby nawet w innym wydaniu będące na antypodach perspektywicznego, przynoszącego jakiekolwiek realne skutki działania, powiedziałbym wręcz, że jego istotą jest brak przyszłości właśnie ]. Poza tym w Norwegii obowiązuje dość restrykcyjne prawo dostępu do broni i gdyby faktycznie cierpiał na tak poważne schorzenie musiałoby coś wyjść w testach, którym przecież się poddawał aby je uzyskać. Jego zachowanie na wyspie wbrew pozorom również nie znamionuje jakoś szaleńca : obłąkaniec zacząłby strzelać w amoku gdzie popadnie tymczasem nie trzeba być żadnym specjalistą od broni by wiedzieć, że nie wiem jak gęsty ale chaotyczny ogień nigdy nie przyniesie tylu ofiar co krótkie za to precyzyjne serie a na takie właśnie miał nastawiony karabin Breivik, co potwierdzają świadkowie, którym udało się przeżyć masakrę. Do przekształcenia się w podobną maszynę do zabijania konieczna jest maksymalna koncentracja i skupienie woli tymczasem schizofrenia oznacza właśnie niemożność uzyskania takowej bowiem nie jest ona tak naprawdę rozdwojeniem lecz rozpadem jaźni, formuła odpowiadająca za jako taką organizację naszych myśli, wewnętrznych impulsów i wrażeń oraz [ złudne w dużej mierze ] poczucie naszej tożsamości ulega wtedy rozkładowi, świat zamienia się w chaos nie powiązanych z sobą w żaden sposób elementów, stąd fundamentalna niezborność wypowiedzi i ruchów schizofreników itd. [ mówimy tutaj rzecz jasna o ciężkich stadiach, ale wg diagnozy dotyczyłoby to również przypadku Breivika ]. Wreszcie to jego dzwonienie po policję [ kuriozum skądinąd ] żeby przyleciała w końcu po niego bo już się nawystrzelał, grzeczne poddanie się gliniarzom gdy desperat słyszący głosy dawno włożyłby sobie lufę do ust i pociągnął za cyngiel lub rzucił się na komandosów aby go poszatkowali no i cyniczny uśmieszek po aresztowaniu, to wszystko moim zdaniem wskazuje jednoznacznie na zimnego, wyrachowanego skurwiela a nie paranoicznego szaleńca. Rzecz jasna o ile w ogóle było tak, jak przedstawiają to w mediach, gdyż jakoś nie chce mi się wierzyć iż w takim kraju jak Norwegia, który ma jedną z najlepszych jednostek antyterrorystycznych na świecie ciż komandosi nie mogli znaleźć przez półtorej godziny żadnej łodzi czy helikoptera z powodu jakichś biurokratycznych procedur i to jeszcze w czasie stanu wyjątkowego ! Dodatkowo tezę o ''montażu'' w tej sprawie uprawdopodabnia, o czym wspominałem poprzednio, iż megalomański i bełkotliwy manifest ''blond bestii'' okazał się w dużym stopniu plagiatem analogicznego ''Unabombera'' choć oczywiście równie dobrze może to świadczyć, że facet należy do ''inteligencji wytnij - wklej'' wg określenia Ziemkiewicza. Samo orzeczenie wydane przez biegłych nie jest dla mnie rozstrzygające bowiem wielokrotnie zdarzało się, że różne uznane ''autorytety'' medyczne celowo orzekały fałszywe diagnozy np. w ZSRR, gdzie pakowano ludzi do ''psychuszek'' [ dosł. psychowięzień ] w imię słynnej już ''schizofrenii bezobjawowej'' - oczywiście Norwegia to nie ''Raj Krat'', ale chyba tylko ktoś naiwny do zidiocenia może utrzymywać iż i tam nie można by znaleźć cynicznych i przekupnych lekarzy, którzy bez zmrużenia okiem sfingowali by co trzeba, aby np. odsunąć podejrzenia od ewentualnych mocodawców Breivika. W każdym razie gdyby jednak prawdą było, że jest on  szaleńcem podważyłoby to ostatecznie wszelkie polityczne i ideologiczne interpretacje jego czynu, tak jeśli chodzi o ''skrajną prawicę'' i rzekomy ''fundamentalizm'' jak i ''masonerię'' oraz ''filosemickość''.

Wspominam o tym wszystkim dlatego, że podobna łatwość formułowania niczym nie popartych ocen, przypinania łatek i miotania obelg dotyczy mnie bezpośrednio, gdyż wpływa na społeczny odbiór schizofrenii powodując lekki szok i niedowierzanie wśród ludzi gdy otwarcie mówię o swej chorobie bowiem nie pasuję im za bardzo do wizerunku wariata skoro potrafię w miarę składnie wypowiadać się, a przecież w potocznym mniemaniu jest on synonimem głupka co jest niedopuszczalnym myleniem upośledzenia psychicznego z umysłowym, to dwie zupełnie różne sprawy, lub też zarzuty z ich strony, że się w ten sposób ''lansuję'' [ CZYM, na litość boską ?! ] ewentualnie skomlę o jakieś współczucie : skoro moja choroba stanowi część mnie w najgłębszym tego słowa znaczeniu to jak niby do cholery mam mówić o swoim życiu nie wspominając o niej choćby słowem ?! Podobne postrzeganie osób cierpiących na schorzenia psychiczne utrudnia im też wybitnie przyznanie się do nich, co jest podstawowym warunkiem skutecznej terapii i skłania do dalszego mistyfikowania swojego stanu, które rzecz jasna tylko go pogłębia - niestety znam podobne przypadki ludzi co w niczym ich nie usprawiedliwia, ale jednak jakaś część odpowiedzialności spoczywa tutaj także na ogólnej niezdrowej atmosferze towarzyszącej temu. Chcę być tylko dobrze zrozumiany : nie wypowiadam się w imię jakiejś ''politycznej poprawności'' nakazującej mówić o szaleńcach jako ''mniejszości mentalnej'' i tego typu bzdurach, to zresztą miotanie się między skrajnymi postawami wobec tego zjawiska będących w rzeczy samej dwiema stronami tego samego - albo chamskie : ''dzi, zobacz ale ma garbia ! po co ty żyjesz zjebie, nie nadajesz się do niczego, takich jak ty należałoby abortować'' itp. lub też : ''nie, ty nie masz żadnego garbia, to jest twoja ''inność'', odmienność, dar niedostrzegany przez faszystowskie, represyjne społeczeństwo'' itd. - g... prawda : garb jest garbem, choroba chorobą, kalectwo kalectwem a zboczenie zboczeniem i żadne zaklinanie rzeczywistości neo-szamańskimi formułkami, postmodernistyczne przewrotki umysłowe czy nawet najbardziej absurdalne i restrykcyjne przepisy tego brutalnego faktu nie zmienią, ale to że ktoś jest garbusem, chorym, kaleką czy zboczeńcem nie oznacza zaraz że nie ma w ogóle prawa żyć ! [ o ile rzecz jasna nie szkodzi innym bo wspominanie o ''okolicznościach łagodzących'', jakiekolwiek by one nie były, w przypadku tak potwornej zbrodni jak Breivika jest nieporozumieniem : krew się rozlała, nikt nie wróci już życia tym kilkudziesięciu pomordowanym i kara śmierci w tej sytuacji zwyczajnie się należy, jest jedynym dostępnym nam bo symbolicznym chociaż za to zadośćuczynieniem choć mam nadzieję iż istnieje piekło i ta gnida niechybnie tam trafi na wieczne męki, oby ]. W gruncie rzeczy nie ma żadnej istotnej różnicy między oboma wyżej wymienionymi podejściami czego najlepszym przykładem są postępowi eutanaziści w rodzaju manifaszystki Środziny i jej guru Singera uzurpujących sobie prawo, oczywiście w imię mitycznego ''szczęścia'' do decydowania o życiu i śmierci innych w swym kretyńskim i zbrodniczym zadufaniu ignorując, że nie da się objaśnić upartego trwania np. takiej schizofrenii właśnie jako wady genetycznej przenoszonej drogą inercji, ślepego przypadku z pokolenia na pokolenie bowiem zwykle utrudnia ona, uniemożliwia wręcz rozmnażanie się [ coś o tym wiem i nie o impotencję tu chodzi choć i takie objawy bywają tak jak i hiperaktywność seksualna z kolei oraz wiele, wiele innych, których ludzie normalni nawet nie przeczuwają choćby nie wiem jakie zboczenia tu wymyślali, ale nie w tym rzecz ] dlatego schizofrenicy już dawno powinni wyginąć a tymczasem niezależnie od okoliczności stanowią ok. 1% każdej społeczności i zawsze tak było i będzie choćby  nawet Madzia Ś. z wściekłości zafajdała się na śmierć ! [ aby przekonać się do czego prowadziły podobne pomysły ''poprawiania Natury'' i ''zabawy w Boga'' nie tylko w nazistowskich Niemczech ale też w Szwecji czy USA polecam lekturę niedawno wydanej po polsku książki Macieja Zaremby ''Higieniści'' ]. Dlatego nie chodzi mi o nieużywanie w ogóle pewnych epitetów czy ich, boże broń, zakaz - bo wariata trzeba nazwać po imieniu - tylko o ich nienadużywanie, bezmyślne szafowanie nimi, pomyślenie dwa razy czy są zasadne zanim się kogoś nimi obrzuci. Jedyne czego chcę i domagam się to odrobina empatii i kultury osobistej nie mająca nic wspólnego z jakimś '''tolerancjonizmem'' - to że lewactwo uzurpowało sobie takie akurat hasełka tylko po to zresztą aby zamaskować swą nieuleczalną agresywność nie usprawiedliwia chamstwa i prymitywnych zachowań w kontrze po drugiej stronie, podobnie jak nie trzeba być zaraz lewakiem aby być ''ekologiem'', można nim zostać z pobudek jak najbardziej patriotycznych czy nacjonalistycznych : jeśli kochamy faktycznie naszą ojczyznę to i podobny stosunek powinniśmy mieć do ziemi a więc przyrody ojczystej i w związku z tym ma prawo nie podobać się nam, że jakiś pazerny i głupi cham w rodzaju Sobiesiaka ogołaca z drzew cały stok w parku narodowym dla własnych potrzeb, czyż nie ? Nie oznacza to również obłudnej ślepoty na podstawowe fakty bo tylko dzięki temu, że mam jasną świadomość iż jestem chory mogę z tym żyć i jakoś sobie radzić ale też nikt nie ma prawa z tego powodu ze mnie szydzić ani mi tego wypominać !

Nie cierpię typowej niestety dla blogosfery ''bebechowatości'', wywlekania na jaw swoich różnych intymnych spraw i staram się tego unikać ale skoro już poruszyłem tak osobiste wątki, czego nie można było pominąć z wyżej wymienionych przyczyn, pozwolę sobie jeszcze na koniec na kilka uwag pod adresem tych znajomych, którzy powodowani dobrymi chęciami zapewne udzielają mi niestety nieproszeni pewnych rad co do mego życia. Odpowiem w ten sposób : dzięki uprzejmości Witolda Gąski zapoznałem się ostatnio z dwiema prozatorskimi książkami kieleckiego pisarza Zdzisława Antolskiego, są to ''Karta choroby'' i ''Ściąga z miłości'' [ polecam skądinąd, sporo smacznych lokalnych historii, dla miłośników Kielc obok powieści Andrzeja Lenartowskiego lektura obowiązkowa ], w neurotycznym bohaterze zwłaszcza tej drugiej, alter ego samego autora, rozpoznałem niestety wiele znajomych mi cech choć były też istotne różnice, przede wszystkim w przeciwieństwie do niego nigdy NA SZCZĘŚCIE W NIKIM SIĘ NIE ZAKOCHAŁEM, inaczej podobnie jak on w stanie ciężkiej psychozy wylądowałbym z tego powodu w psychiatryku, zryło by mi to banię już do reszty. Nie będę tego wątku w tym znowu ponad miarę rozrośniętym poście rozwijał, po szczegóły odsyłam do wspomnianych książek, natomiast zauważę tylko ogólnie, że choroba dotykająca czegoś tak intymnego jak psychika musi też wykoślawiać i tą sferę żywota naszego jebanego, dlatego coś co dla większości ludzi odgrywa raczej konstruktywną i pozytywną rolę, mimo nieuniknionego shitu, który wraz z sobą ciągnie, tutaj przybiera wybitnie [auto]destrukcyjny charakter rozpierdalając zazwyczaj od środka mózg i życie takiego człowieka, innymi słowy spuszczone z łańcucha świadomości, niekontrolowane emocje i namiętności tworzą w głowie wariata kompletnie niestrawny koktajl a raczej należałoby powiedzieć bełt, toksyczny jak cholera. Tu niestety takie proste metody jak seks, miłość, alkohol czy dragi nie działają, najwyżej na krótką metę a później jest jeszcze gorzej [ np. alko mogę pić tylko dlatego, że mam do niego dystans, jest dla mnie dodatkiem do sytuacji a nie UCIECZKĄ, gdybym tylko poczuł że tak się zaczyna dziać natychmiast go odstawiam ], w ten sposób tego mentalnego odbezpieczonego granatu który tłucze się w wariackim czerepie nie rozbroi się. Tak więc proszę sobie powyższe zakodować i przestać mnie irytować [ bez złych intencji, wiem ] dobrymi radami, którymi jak głosi wyjątkowo mądre przysłowie wybrukowana jest droga do piekła - ja wiem co mam robić, natomiast czy starczy mi niezbędnej do tego siły woli i samozaparcia to już inna sprawa ale, bez obrazy, nikomu nic do tego.

Aby zakończyć jakimś mocnym, ''rozrywkowym'' akcentem ten nieco ponury wpis, skoro mowa już o świrach - oto niejaki Julek, ''kielecki mistyk'' : ponieważ znam trochę osobę, powiedzmy dość blisko z nim związaną, więc powstrzymam się przed mocniejszymi uwagami na jego temat, gdyż nie obyłoby się bez obelżywego orania tego osobnika [ nie poczuwam się do żadnej wariackiej solidarności względem niego, wręcz przeciwnie, tego typu ludzie kompromitują całą naszą psychotyczną brać ] dlatego ograniczę się tylko do spostrzeżenia, że gość jest chodzącą karykaturą hippisa [ tak jak niestety stała się nią w wydaniu żeńskim Kora ] i jeśli choć część z tego co na jego temat słyszałem od ludzi nieskłonnych raczej do obmowy jest prawdą to w takim razie ten pajac w następnym życiu odrodzi się jako hiena, ma to k... w karmicznym banku !



- czy muszę jeszcze dodawać, że widziano tego hipokrytę jak wpierdalał jakąś chabaninę aż mu się uszy trzęsły ? [ skądinąd jak on teraz funkcjonuje w obecnej szarówie ? przecież ''silnik fotonowy'' może mu przez to wysiąść... chyba ponownie przestawił się na węglowy i pewnie dlatego jak słyszałem ostro dorzuca do pieca ] ''Doszedłem do poziomu uświadomienia sobie całego tego całokształtu o co chodzi i tak dalej czyli spojrzenie na życie jakby z innego poziomu'' : uderzające jest to zapętlenie i to podwójne - te ''poziomy'' jako spinające klamry i ''cały ten całokształt'' pośrodku - a jakby tego mało facet DOSZEDŁ na początku... Tak właśnie działa długotrwałe palenie haszyszu : koniec łączy się z początkiem, wszystko tego prawda ze wszystkim, jednym słowem holizm panie dziejku jak ta lala ! Jakby się tak zastanowić to wszystko to ma sens, tylko że tak powiem ''WSOBNY''.

czwartek, 10 listopada 2011

[Anty]faszyści c.d.

Jutrzejszym Marszem Niepodległości zajmowałem się obszernie na tym blogu rok temu, więc dziś ograniczę się tylko do kilku uwag :
- w tym całym zamieszaniu najbardziej dziwi mnie, że obie strony kreują się na siły ''antysystemowe'', ale zamiast zwalczać tenże system niemal całą energię ładują we wzajemne napierdzielanie się - dlaczego : aby udowodnić kto jest bardziej ''antysystemowy'' ?! Nie jestem korwinistą i mam do Mikkego sporo dystansu ale tutaj akurat miał rację, gdy podczas poprzedniego marszu usiłował wytłumaczyć lewakom [ daremnie ] że prawdziwy faszyści są w rządzie, oczywiście chodzi tu nie o ten zmitologizowany ''faszyzm'' ale to czym on jest w swej istocie, że zacytuję ''klasyka'' :

''Państwo jest absolutem wobec którego jednostki i grupy są czymś względnym [...] dla faszysty wszystko mieści się w państwie i poza nim nie istnieje nic ludzkiego ni duchowego, ani tym bardziej nie posiada jakiejkolwiek wartości'' [ Mussolini ]

- czyli dokładnie to do czego dąży, na razie w wersji soft, obecny rząd jak i wszystkie pozostałe kartelowe partie ! Nie wymagam od obu stron barykady, aby zaraz się pokochały [ bo to zresztą niemożliwe i niepotrzebne o czym za chwilę ] ale może warto by zawrzeć rozejm i najpierw rozpieprzyć w końcu ten system skoro się go niby tak strasznie nienawidzi czy to przez budowę jakiejś rozsądnej alternatywy jak i bardziej radykalne działania a dopiero potem na jego gruzach przejść do ''ostatecznego starcia'' ? Bo póki co dając się wpuszczać w kanał nienawiści do ''faszystów'' a z drugiej ''pedałów'' utwierdzają tylko obecny beznadziejny stan rzeczy. To co tu proponuję to oczywiście nie żaden ''sojusz ekstremów'' bo ''trzecia pozycja'' jest utopią i mirażem gdyż różnica między faszyzmem i anarchizmem [ jaki by on nie był ] jest fundamentalna, choć inaczej przebiega niż to się lewakom wydaje, dlatego wrzuciłem ten cytat z Mussoliniego aby uświadomić, że istota faszyzmu wcale nie polega na rasiźmie czy np. niechęci do homoseksualistów [ nie mówiąc już o tym, że można być anarchistą i ogólnie lewicowcem i zarazem szowinistą czy ''homofobem'', historia jest pełna takich przykładów, naprawdę ] ale na statolatrii - dla faszysty państwo jest absolutem, w tym rzecz. Dlatego nie chodzi mi o POROZUMIENIE a jedynie czysto taktyczny i chwilowy ROZEJM na czas rozpieprzenia ''systemu'', ale nie mam złudzeń, że spotkałoby się to z pozytywnym odzewem u większości zwolenników każdej ze stron tego sporu, dlatego kieruję te słowa tylko do tych z nich, którzy nie są pożytecznymi idiotami czy wręcz agentami takich czy innych obecnych bezpiek [ jestem przekonany, jak znam historię podobnych organizacji, że jakaś 1/3 tu jak i tam to ''studenci kierunku bezpieczeństwo państwa'' - radzę przypomnieć sobie kim był Azef... to, że ktoś buńczucznie deklaruje, że jest anarchistą czy socjalistą lub patriotą czy nacjonalistą nie znaczy jeszcze, że jest nim NAPRAWDĘ, serio ]. W podobnych podejrzeniach utwierdza mnie np. ten artykuł - jedyne czego mi brak w nim to przyznanie, że ''służby'' działają też na ''drugą nóżkę'' i jak będzie trzeba to chronieni będą bojówkarze prawej strony [ no i ten tekst na końcu : ''Dlatego dziwi fakt, że środowisko „Gazety Wyborczej” zamiast zwalczać negatywne zjawiska z jednej , jak i drugiej strony, stara się zrobić z Bogu ducha winnych ludzi neonazistów, a  jedną ze stron konfliktu wykreować na siłę, która przeciwstawia się fali terroru.'' - k..., co w tym takiego dziwnego ?! Dla nich to przecież najzupełniej NORMALNE, chyba że to taki chwyt retoryczny. W każdym razie to się na bucach z ''GW'' jeszcze zemści, kiedy rozbestwiona przez nich czerwona tłuszcza zdemoluje i spali im redakcję a ten tuman Blumsztajn zostanie zmuszony do upokarzającej samokrytyki za ''neoliberalne odchylenie'', przedsmak tego miał już rok temu podczas mityngu w siedzibie ''KP'' ale tego pustaka nic nie nauczy - kto za młodu był komunistą ten do końca pozostanie już świnią ! ]. Wszystko to jest tym bardziej groteskowe iż przy obecnej szczupłości ''kadr'', że tak powiem po bolszewicku, jakimi dysponują obie strony, mimo niewątpliwego ożywienia ideologicznego zauważalnego od paru lat, powinno obowiązywać je przecież pewne ''prawo zachowania energii''. Innymi słowy w stanie zacietrzewienia i amoku w jakim się znajdują nie dociera do nich, że przy tak miażdżącej przewadze jaką dysponuje system i poparciu społecznym, którym mimo wszystko wciąż się cieszy urządzanie podobnych burd jest skandalicznym marnotrawstwem sił o ile wręcz nie błazeństwem ! Szczerze mówiąc mam jednych i drugich za politycznych kiboli a nawet są gorsi od tych tumanów umawiających się na ustawki bo oni przynajmniej nie są hipokrytami i nie udają, że chodzi im o coś więcej poza wzajemnym napieprzaniem się. Niedobrze mi się robi jak czytam ich idiotyczne przechwałki na forach kto komu i ile wpierdolił - róbcie tak dalej, dzięki temu policja będzie mieć pełne ręce roboty a rząd się ucieszy, kartelowe media też itd. Na niebezpieczeństwa związane z podobnym zwalczaniem faszyzmu, tak urojonego jak i nawet rzeczywistego, wskazywał też ostatnio znajomy [ w gruncie rzeczy te uwagi po małej modyfikacji można by skierować i do drugiej strony ] - właściwie to gdyby nie fakt, że na tym marszu znajdą się też osoby, które znam i cenię i to prawdopodobnie po obu stronach, najchętniej zakończyłbym życzeniem rzuconym pod adresem jednego i drugiego stronnictwa, którym Kelthuz kończy zwykle swe ''Radio Żelaza''... A tak więc może tak : oby was policja nie pozabijała ani wy wzajem między sobą i przede wszystkim opamiętajcie się ludziska, nie dajcie sobą manipulować bo prawda jest taka, że młodzi ludzie z przeciwnych obozów zaciekle się kłócą o idee i zwalczają a tymczasem starzy cyniczni wyjadacze i kurwy śmieją się z nich kręcąc w zaciszu swoich wygodnych gabinetów grubsze wały i tam niestety rozgrywa się prawdziwa polityka a nie na ulicach !

Ja natomiast ze swej strony zamierzam uczcić Święto Niepodległości idąc na wystawę w Dworku Laszczyków poświęconą jednemu z największych barbarzyństw niemieckiej okupacji jaką była pacyfikacja wsi Michniów w naszym regionie, gdyż ''nie dla mnie przyjaźń polsko-niemiecka'' jak śpiewał kiedyś Maleńczuk zanim sam nie stał się ''techno i porno'' : myślę, że warto się wybrać na nią choćby po to aby przekonać się do czego jest zdolny ''naród malarzy i poetów'', który śmie nas pouczać, jak dawniej, w kwestii ''tolerancji'' i ''nacjonalizmu'' [ skądinąd sprowadzać do zwalczania rodzimych, niech już będzie, ''faszystów'' jakichś czerwonych Krzyżaków, germańskich bolszewickich lancknechtów... to już nie tylko głupota ale wręcz zdrada, zaprzaństwo najgorszego autoramentu i totalna kompromitacja swojej sprawy - wyjdziecie na tym jeszcze jak Konrad mazowiecki, pustaki ! Dlatego akurat dobrze by się stało, gdyby ONRowcy wpierdolili tym niemieckim pedałom, inna sprawa, że może być tak iż za każdym kopniakiem w d... będą jęczeć z rozkoszy, może po to tak naprawdę tu przyjeżdżają ? ]. Ośmielę się stwierdzić, że moim zdaniem przydałaby się nam jednak pewna doza zdrowego nacjonalizmu, oczywiście bez rasistowskich i eugenicznych przymieszek : nie nadajemy się tylko by być niewykwalifikowaną siłą roboczą na budowach wielkiej europejskiej Rzeszy, pardon, Unii, mechanikami, kurwami czy pielęgniarkami podcierającymi tyłki starych szwabskich raszpli - zasługujemy na więcej ! 

p.s. jeszcze tylko dygresja, ważna myślę, pod adresem anarchistów [ rzecz jasna mowa o tych jedynie prawdziwych, rasowych chciałoby się rzec, ''fakin tru, rudzz'' i w ogóle czyli lewicowych ] : nie czujecie się  dziwnie zwalczając zwolenników faszystowskiej statolatrii [ pomijając już ilu z nich jest nimi  faktycznie bo trudno za takowych uznać np. kolibów, nawet mimo autorytarnych odjebów samego Korwina ] ramię w ramię np. z trockistami a więc stronnikami człowieka, który w swej pracy ''Terror i komunizm'' otwartym tekstem przyznał, że powołał wraz z Leninem i resztą bolszewii najbardziej barbarzyńską i opresyjną formę państwowości w historii a także aparat terroru, którego w końcu sam padł ofiarą - ?! [ dlatego skądinąd nie szkoda mi sukinsyna, tak jak Kadaffiego, mimo że nie mam złudzeń co do ''demokratyczności'' tego co stało się ostatnio w Libii ]. Wystarczy poczytać sobie historię rewolucji rosyjskiej Wolina [ przecież to nie żaden libertarianin ani jakiś, a fe, ''anarchosarmata'', prawda ? ] gdzie to nie Lenin ani tym bardziej przemykający gdzieś w tle Stalin ale właśnie Trocki wyrasta na głównego ''szwarccharaktera'', bo też jako zwierzchnik w owym czasie nie tylko Armii Czerwonej ale też wojskowej bezpieki nie ustępującej okrucieństwem cywilnej na której czele stał Dzierżyński odpowiadał za pacyfikację tak drogich waszym sercom Kronsztadu i machnowszczyzny, o użyciu gazów bojowych przez Tuchaczewskiego do zwalczania zrewoltowanych chłopów w guberni tambowskiej już nie wspominając. Proszę tylko nie pierdolić mi tutaj o jakimś ''staliniźmie'' bo większość zbrodni Stalina to koncepty Trockiego np. to nie Stalin ale on właśnie wymyślił jeszcze w 1918 r. te ''oddziały zaporowe'' strzelające w plecy czerwonoarmistom każąc ''pędzić ich jak bydło'' [ dosłownie tak się wyrażał ! ], to od niego też pochodziły daleko idące zamysły przymusowej, gwałtownej industrializacji i militaryzacji pracy, które wzbudzały sprzeciw nawet wśród części bolszewików. Nie ma co mamić się jakimś ''pokrewieństwem ideowym'' bo w takim razie równie dobrze moglibyście manifestować wraz z faszystami - ostatecznie połowa z nich była wcześniej syndykalistami a sam Mussolini zaczynał jako socjalista, czyż nie ?! Z drugiej skoro na marszu mogą iść ultrakatoliccy monarchiści wespół z neopoganami agresywnie zwalczającymi ''judeochrześcijaństwo'' to dlaczegóż by i nie anarchiści demonstrować pod rękę z bolszewickimi zamordystami... Nie zmienia to faktu, że to wszystko jest mocno popierdolone.

W każdym razie panie i panowie anarchiści jak i ONR-owcy : gdyby obecny system miał tylko takich wrogów jak wy mógłby spokojnie trwać jeszcze dłuuuugie lata... Zresztą to nie wy go obalicie lecz prędzej sam załamie się pod własnym ciężarem : polecam świetną analizę Ziemkiewicza na ten temat - nikt już nawet nie próbuje udawać iż chodzi o ratowanie Grecji a nie zachodnioeuropejskich banków, które wtopiły tam swe kredyty, teraz przyszła kolej na Włochy w kolejce zaś czekają Hiszpania, Portugalia itd. a ja ufam ekspertom, którzy przewidują, że najdalej w 2013 z naszej ''zielonej wyspy'' zrobi się czarna dziura...

A co się tyczy ''walki z systemem'' to radzę oblukać sobie w poprzednim wpisie ''Czarnego Dynamita'' - patrzcie i uczcie się jak się to robi porządnie, cieniasy !

p.s.2 już po wszystkim - z tego co widzę potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia : narodowcy zyskali miano ''zadymiarzy'' i ''chuliganów'' a społeczeństwo łyknie teraz nawet najgłupszy i barbarzyński przepis wymierzony w ''kiboli'' i ogólnie ''faszystów'' [ rozciągliwe to pojęcie, spece z ''GW'' coś o tym wiedzą ] jaki tylko przyjdzie Tuskowi i jego ferajnie do głowy - jakoś tak się dziwnie złożyło, że dosłownie nazajutrz takowe prawo weszło w życie, a mister sprawiedliwości przechwalał się na Twitterze iż sądy doraźne już czekają na ''sprawców zamieszek'' [ tutaj nikt nie będzie wzywał na świadków Reagana i Breżniewa, przeciągał procesów po 10 lat i dłużej czy umarzał spraw pod idiotycznym pretekstem ]. Zarazem trzeba być kompletnym tumanem jak Kurkiewicz i jemu podobni niedojebańcy z ''KP'' i ''Antify'' aby cieszyć się z ''zablokowania faszystowskiej manifestacji'', gdyż jeśli ktoś totalnie się skompromitował podczas tych wydarzeń to właśnie przede wszystkim oni - 11 XI to anarchiści i cała reszta stali po stronie policji i rządu a nie narodowcy [ nawet jeśli wyszło im to chyba ''mimochodem'' o ile wręcz nie była to prowokacja ] i nic tego faktu już nie zmieni choćby się nawet zesr... Tego dnia lewactwo odsłoniło swoje prawdziwe oblicze : policyjnych kapusiów, volksdeutschy i sługusów biznesowo-medialnych elit !!! No i co trzeba mieć w głowie aby wziąć człowieka w mundurze z epoki napoleońskiej za ''faszystę'' ?! I wy jeszcze chcecie, żeby ktoś was traktował poważnie, bando dających sobą manipulować bezmyślnych frajerów ? Na szczęście nie wszyscy po tej stronie ochujeli - oto głos rozsądku autorstwa min. Janego [ podpisuję się pod większością tez a z ogólną wymową na 100% ], który wyżej wspomniany znajomy z ''wolnych kielc'' umieścił w przypisie a i ja pozwolę sobie wrzucić doń odnośnik w tym miejscu : niech za całą rekomendację wystarczy, że lewaccy ''dziarscy chłopcy'' wyzywają go od ''anarchosarmatów''... Tak czy siak nie podzielam opinii utyskujących [ nomen omen ] na nieudolność państwa i jego służb - bynajmniej, powyższe wydarzenia jasno pokazały że mamy quasi-faszystowskie i proto-bolszewickie państwo które, gdy to leży w jego interesie potrafi całkiem sprawnie działać umiejętnie rozgrywając swoich przeciwników bo też i, powiedzmy sobie szczerze, znaczna ich część tak z jednej jak i drugiej strony nie posiada w ogóle mózgów tylko to co przelewało się w czaszce zdychającego Lenina. Jedno jest pewne : idzie zima...

Na koniec relacje z marszu ''Foxa'' oraz Ziemkiewicza [ warto porównać z tym, co można było zobaczyć w telewizorni, zwłaszcza TVN ]. Aha, jeszcze tylko jedno bo fakt ten jakoś dziwnie umknął chyba w medialnej wrzawie : z blokującego Marsz ''Porozumienia 11 listopada'' wycofali się wcześniej Żydzi zrażeni agresywnie antyizraelską i propalestyńską postawą tworzących ją lewicowych organizacji [ przy okazji lektura komentarzy w powyższym linku przydałaby się tym z uczestników manifestacji, którzy odmawiają im prawa do polskiego patriotyzmu, naprawdę wyrządza się im krzywdę patrząc na nich poprzez pryzmat mordy Blumsztajna ! ] - to tyle z mojej strony.

wtorek, 25 października 2011

Nie cierpię Wódy Alena [ rzecz o filmach ].

- w poprzednim poście zajmowałem się tzw. ''wyborami'' więc nie będę się już rozwodził nad politycznymi sensacyiami regionalnymi, jakie się w międzyczasie wydarzyły takimi jak przejście p-osła Kopycińskiego do Ruchu Palikota zapewniającego przy tym, że nie dla własnej korzyści to uczynił bowiem w nowym ugrupowaniu czeka go ''ciężka praca a czasem pot i łzy'' [ czy to ma znaczyć, że w ramach inicjacji zapinają go tam w dupala ?! ] ani pomstującym nań za ''zdradę'' i ''antykościelność'' rozmodlonym Janem [ oby nie natrafił na pana dyrektora, gdy ten będzie w nastroju ''refleksyjnym'' bo skończy jako jedno z jego trofeów na ścianie ] czy też marszałkiem Jarubasem nie mogącym oderwać się od lukratywnej posady, oczywiście ''dla dobra regionu''...

Nie, tym razem dla zaczerpnięcia oddechu coś znacznie przyjemniejszego czyli rzeczone filmy bo ostatnio widziałem parę naprawdę dobrych, które chciałem w tym miejscu polecić jak i niestety kilka kiepskich wartych żeby je solidnie zjechać co też uczynię, ale zacznijmy od tych lepszych :

- na pierwszy ogień  idzie obraz na który od pewnego czasu ostrzyłem sobie pazury i nie zawiodłem się : amerykański dramat obyczajowy ''Do szpiku kości'' [ Winter's bone ] - taka ''inna Ameryka'', wiejska ale bynajmniej sielska, oj k... nie ! Dla chcących zorientować się w czym rzecz recenzja a na zachętę trailer :



- spotkałem się z zarzutem, że film jest pewną stylizacją : owszem, to zresztą w ogóle cecha kina kręconego przez Amerykanów, którzy najbardziej banalnej historii potrafią nadać ramy wręcz biblijnej przypowieści czy antycznego dramatu [ choć i tak wolę to od typowego dla Europejczyków nihilizmu ], ale najlepszą nań odpowiedzią będą takie oto zdania z wyżej przytoczonej recenzji :

''Nagromadzenie postaci tajemniczych, o których lepiej nie mówić, których twarzy nie widać, o których słychać tylko legendy, sprawia, że okoliczne pola i lasy wypełniają się niepokojem niczym zagadkowe lasy miasteczka Twin Peaks. Tylko, że mniej w tym czarów i luzu, więcej prawdziwego życia i kopa w dupę. [ ... ] Są nawet sceny wyrwane z konwencji filmów Eli Rotha lub Roba Zombie. I mi się to podoba. Pasuje. Wszystko zresztą pasuje, „Winter’s Bone” jest bardzo spójny i przez to wiarygodny.''

- dokładnie ! Warto też docenić, że obraz ten zdecydowanie wyróżnia się na tle masowej amerykańskiej i ogólnie zachodniej produkcji filmowej, gdzie jak to słusznie zauważył Jacek Bartyzel króluje ''potworna monotonia tysięcy tych samych klisz i schematów, jeden w gruncie rzeczy zawsze i straszliwie ogołocony duchowo typ człowieczka, który tylko żre, ćpa (albo wypruwa z siebie żyły dla jakiejś korporacji), kopuluje i „samorealizuje się”, na przykład „zaczynając życie od nowa” po piątym rozwodzie, albo pytluje o pierwszej lub piątej poprawce, gdy tylko jakaś niegodziwość, której się dopuścił, grozi mu przykrymi konsekwencjami'', dlatego mimo wszystko tchnie jakąś autentycznością, ja w każdym razie miałem podczas oglądania wrażenie wręcz swojskości. Dodatkowym atutem jest też towarzysząca obrazom ścieżka dźwiękowa wypełniona muzyką country, ale tą korzenną a nie a la Dolly Parton [ choć i tak wolałbym ją niż taką Lady Gaga bo to wprawdzie perfekcyjne ale perwersyjne ścierwo ], jednym słowem prawdziwa wiocha, oczywiście w najlepszym tego słowa znaczeniu !

Teraz coś lżejszego - fenomenalna parodia kina ''blaxploitation'' z lat '70-ych czyli ''Black Dynamite'' : czarny odpowiednik Rambo i Bruce'a Lee w jednym [ brzmi ciekawie, nie ? ]. Nie będę się produkował, kto chce zaczerpnąć więcej informacji niech sięgnie po recenzję, natomiast poniżej wrzucam [ prawie ] finałową scenę w której ''dynamit'' dokonuje desantu na Białasowy Dom, gdzie siedzibę ma demoniczny ''Tricky Dicky potężny władca Ameryki'' [ czyli Richard Nixon ], który uknuł perfidny i jakże okrutny plan skurczenia Afroamerykańskich fiutów za pomocą środka ukrytego w piwie rozprowadzanym wśród czarnych - taka zniewaga wymaga oczywiście solidnej odpowiedzi i nasz bohater daje Ryśkowi należyty wycisk, choć nie jest łatwo :



- warto wsłuchać się w dźwięki towarzyszące samej scenie lądowania jak i początkowej walki z ochroniarzami przed Gabinetem Owalnym czy raczej po Clintonie już Oralnym choćby po to aby przekonać się dlaczego lata 70-te to najlepszy okres muzyki filmowej, w ogóle ścieżka dźwiękowa to podobnie jak w przypadku poprzedniego obrazu kolejny mocny atut tego filmu, pełna soulu i funky oraz odniesień do Jamesa Browna jak i Quincy Jonesa. Do tego trzeba jeszcze dodać perfekcyjnie odtworzony ''styl epoki'' czyli specyficzny alfonsi sznyt, papuzie stroje, afro i wąchale etc. - co tu dużo gadać : bodaj najlepszy ''zły'' film jaki przyszło mi oglądać !

Jak już jesteśmy przy panach, którzy strzelają do wszystkiego co się rusza i ten tego to warto przypomnieć, że i nasi ''bracia'' Słowianie zza wschodniej za-granicy w niczym pod tym względem ''czarnuchom'' nie ustępują o czym min. traktuje znakomity obraz Bałabanowa ''Palacz'' - wspominałem o nim kiedyś w tym miejscu tamże umieszczając w odnośnikach omówienie oraz fragmenty filmu, więc teraz kiedy w końcu dane mi było go obaczyć ograniczę się do mocnej rekomendacji, naprawdę warto zobaczyć, jak zresztą i inne filmy tego reżysera.

Mniej więcej w tej samej konwencji mieści się o dziwo francuski ''Wróg publiczny nr.1'', któremu poświęciłem kiedyś cały, za to krótki wpis - Vincent Cassel był wręcz stworzony do tej roli nic więc dziwnego, że zagrał chyba rolę życia ; rzecz w dwóch częściach, łącznie ponad trzy godziny ale nie miałem wrażenia straconego czasu.

I w tym miejscu kończą się niestety miody a przychodzi pora na nieuniknioną w takich sytuacjach łyżkę dziegciu [ ta pierd... ''druga strona medalu'' ! ] a żeby było ''zabawniej'' rzecz tyczy się głównie ''komedii'' - litościwie spuszczę zasłonę milczenia na słynny ponoć [ kompletnie nie wiem dlaczego ] ''Kac Vegas'' : na swoje usprawiedliwienie mam, że był sobotni wieczór a ja ''nie do końca trzeźwy'' i chciałem zobaczyć coś relaksującego i nieangażującego zbytnio umysłowo ale nie zdzierżyłem po półgodzinie - relaks nie oznacza skretynienia ! Sięgnąłem więc po filmy Woody'ego Allena i tu wbrew oczekiwaniom dopiero zaczęły się schody... Na pierwszy ogień poszła jego najnowsza produkcja czyli ''O północy w Paryżu'' : muszę przyznać iż Woody to spryciarz - nakręcił kolejny po ''Vicky, Cristina coś tam'' ponad godzinny klip reklamowy o następnej europejskiej metropolii zapewne jak w tamtym przypadku ze ''wsparciem finansowym'' ichnich władz municypalnych [ odpadają koszty kręcenia a magistrat się cieszy bo zwabiona wizją ''slow life, slow food'' ludożera przyjeżdża zostawiając swoją kasę, super nie ? ]. Pewnie zaraz usłyszę, że czepiam się lekkiej i bezpretensjonalnej komedii, sęk jednak w tym że nawet taka rozrywkowa konwencja nie usprawiedliwia aż takiego fałszowania rzeczywistości - jasne, nigdy tam nie byłem i najprawdopodobniej już nie pojadę, więc można powiedzieć że co ja tam wiem, ale podczas seansu nie mogłem oprzeć się wrażeniu iż obcuję z wizją Paryża lewicowo-liberalnego mieszczucha, ''burżua'', jego karykaturalną wersją gdzie tylko je się pyszne rogaliki w bistro czy gdzie tam, popija wino w restauracjach, spaceruje po bulwarach, buszuje wśród straganów bukinistów i generalnie ''obcuje z wielką sztuką'' : to wszystko porażało sztucznością, za dużo elementów  tutaj pasowało do siebie aby być ŻYWE, podobnie w alternatywnej rzeczywistości lat 20-ych i nawet fakt iż mogło się to rozgrywać jedynie w umyśle bohatera tego nie tłumaczył. Może najlepszym komentarzem do tego będzie, że na tych słynnych, jakże romantycznych bulwarach ponoć wali niemożebnie szczynami i kałem bo nadsekwańska ''wrażliwość socjalna'' nie pozwala wypierdolić koczujących tam gromadnie bezdomnych... Muszę przyznać, że to kokietowanie Europejczyków przez Allena czy to w takich właśnie filmach czy też poprzez rozsiane w wywiadach uwagi strasznie mnie irytuje a nawet wkurwia - najlepiej chyba w czym rzecz zilustruję na przykładzie znakomitego francuskiego kompozytora awangardowego, jednego z moich ulubionych, Edgara Varese'a, który w latach I wojny światowej przeniósł się do Stanów Zjednoczonych [ znamienne, że mniej więcej w tym samym czasie, gdy tak uwielbiani przez głównego bohatera ''O północy...'' amerykańscy artyści podążali do Paryża niemal jak do Mekki on udał się w przeciwnym kierunku ]. Mimo że nowy kraj nie powitał go raczej z otwartymi ramionami a jego twórczość doczekała się tam uznania właściwie dopiero już po jego śmierci to jednak związał z nim resztę swojego życia [ z małym tylko epizodem na przełomie lat 20/30-ych, gdy wrócił do Francji, nie licząc incydentalnych odwiedzin w Europie w tamtym okresie ] - mógł przecież być kimś w rodzaju muzycznego surrealisty tak jak działkę poezji obstawiał w tym zakresie Breton a Man Ray fotografii, ale najwidoczniej wolał być nikim w Ameryce niż kimś tam w Europie, bo ta ostatnia z artystycznego punktu widzenia to pierdolony k... grajdół ! Każdy, kto miał okazję choćby pobieżnie obcować z dziełami Varese'a właśnie, Revueltasa, Cage'a czy Harry Partcha i porównać je z beznadziejnie jałową i nudną przeważnie twórczością europejskich awangardzistów muzycznych takich jak Schoenberg czy Webern [ jedynie Alban Berg wybija się na tym tle, ale był z nich najbardziej utalentowany i najmniej sekciarski zarazem ] wie, że nie przesadzam : uderzającą cechą amerykańskiej awangardy korzystnie odróżniającą ją od jej europejskiej odpowiedniczki jest jej antysekciarskość właśnie, ogromna energia, otwarcie na wpływy innych, pozaeuropejskich kultur a nawet ówczesnej pop music np. użycie stałego, pulsującego rytmu i instrumentów perkusyjnych właściwych dla tańców indiańskich przez Revueltasa w jego orkiestrowych ''La noche de los Mayas'' byłoby wtedy w Europie niemożliwe i nadal jest trudno akceptowalne - zaraz chór ciotek rewolucji i postępowych bigotów okrzyczałby to jako ''reakcyjne'' i schlebiające ''najniższym gustom mas'', zresztą gdy Schoenberg komponował w swej operze ''Mojżesz i Aaron'' scenę orgiastycznego tańca wokół Złotego Cielca stać go było tylko na coś w rodzaju demonicznego walca... Tak więc wracając do Woody'ego : obserwując jego ckliwą, wypraną z wszelkich kantów paryską wirtualną ''rzeczywistość'' aż miało się ochotę aby zdemolowały ją hordy arabskich i czarnych emigrantów, barbarzyńców w dresach, dlatego wymiękłem w jakiejś 50 minucie aby nie życzyć całkiem sympatycznemu głównemu bohaterowi [ to zresztą bodaj jedyny plus tego filmu jaki potrafię znaleźć, bo grający go Owen Wilson nie uległ na szczęście manierze aktorów naśladujących neurotyczny styl Allena, gdyby jeszcze nie wypowiadał typowych dlań grepsów i oszczędził jakże ''głębokich'' uwag na tematy polityczne byłoby już nawet znośnie ] żeby zrobili z nim to co z odbytem Kadafiego przed śmiercią...

Trochę lepiej, ale tylko trochę było z jego wcześniejszym obrazem ''Co nas kręci, co nas podnieca'' [ skądinąd ''niezłe'' tłumaczenie oryginalnego ''Whatever Works'' ] - w tym wypadku wytrzymałem ponad godzinę dopóty nie zadałem sobie pytania : ''dlaczego ja to sobie robię ?'' i przerwałem seans. Być może z tych samych powodów dla których od młodego Ciorana miotającego się ''na szczytach rozpaczy'' wolę starzejącego się, coraz bardziej kostycznego, który przedkłada Marka Aureliusza nad ''tego histeryka Rousseau'' i przestającego pisać na kilkanaście lat przed swoją śmiercią bynajmniej z braku weny a jedynie dlatego, iż przestało mu to być potrzebne jako forma autoterapii, gdy litościwy czas wygasił nareszcie popędy, źródło wszelkiej udręki... Inaczej mówiąc dojrzały człowiek wprawdzie nie otumania się tanim optymizmem, ale też nie podsyca swej mizantropii i wstrętu do życia ani nie epatuje nimi innych i to jeszcze w tak obcesowy sposób jak antypatyczny główny bohater w tym filmie. Sztuką raczej jest nie mieć żadnych większych złudzeń co do siebie i innych ludzi a MIMO TO spotykać się z nimi, jakoś żyć i wytrzymywać samemu ze sobą a przede wszystkim szukać wyjścia poza tą pieprzoną euforyczno-depresyjną ''dialektykę'', jakiegoś constansu, wzniesienia się ponad przyjemność i ból. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że bliżej mi do tego neurotycznego bubka, który snuje się tam czy raczej utyka po ekranie niż powyższych wzniosłych postulatów, ale dlatego właśnie tym bardziej je cenię a on tym większą wzbudza we mnie odrazę. I jeszcze te jego złośliwe, ostre, niby to celne i głębokie uwagi... - najlepiej pasuje tu niemieckie pojęcie ''fachidioten'' : może i facet jest geniuszem w swojej profesji, ale to co ma do powiedzenia na inne tematy jest w gruncie rzeczy równie płytkie i prymitywne jak te komunały amerykańskiej cipci z którą się zadaje i w końcu poślubia. To zresztą alter ego samego Allena, jak to zwykle w jego filmach, i cały on : człowiek o żywej ale powierzchownej inteligencji, niezdolny do zakorzenienia ani jakiegokolwiek głębszego wglądu w cokolwiek, ślizgający się po powierzchni rzeczy i zdarzeń, nieznośny pozer, który zatrzymał się chyba na etapie emocjonalnym 10-latka, sentymentalny i wulgarny zarazem, pielęgnujący swoje fobie, szukający rozpaczliwie ucieczki przed śmiercią i absurdem w tanich grepsach i seksie, który jest tylko funkcją jego neurozy itd. Myślę, że słowem, które najlepiej definiuje go i całą jego twórczość jest właśnie POWIERZCHOWNOŚĆ : nawet w swoim szczytowym osiągnięciu jakim jest ''Annie Hall'' [ inni pewnie wymieniliby w tym miejscu ''Manhattan'' ] jest jakiś próg, którego nie przekracza woląc pozostać przy banalnych raczej konstatacjach. Nie wiem z czego to wynika - może z odrzucenia przezeń sfery metafizycznej, która jest dla niego fikcją [ stąd poczucie absurdu, którym podszyte są w jego obrazach relacje między ludźmi, miłość, seks a nawet humor, przede wszystkim on ] a która stanowi tak naprawdę podstawowy wymiar rzeczywistości wobec którego biologiczny, społeczny czy psychiczny są wtórne będąc w nim zanurzone : więc stąd ''nierzeczywistość'' wyżej wspomnianych filmów ? Tak czy siak, nie chciałbym aby zabrzmiało to megalomańsko ale sorry Wódy - jestem już gdzie indziej, śmiem twierdzić dalej i już mnie nie kręcisz...

No.