Postawmy na wstępie sprawę jasno: domaganie się zaprowadzenia przymusu szczepień, jak chcą tego lewackie skurwysyny, w sytuacji gdy same szczepionki wedle oficjalnych deklaracji zostały dopuszczone WARUNKOWO na terenie państw UE, i to przy jednoczesnym zdjęciu odpowiedzialności z lekarzy oraz urzędników państwowych zawiadujących zdrowiem publicznym, jest jawną pochwałą ludobójstwa i anarchizacji państwa, co typowe u lewicy. Właśnie dlatego, że jestem państwowcem, etatystą na równi nienawidzącym liberalnej jak i socjalistycznej anarchii, domagam się od was WZIĘCIA REALNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI za wprowadzenie takowego obowiązku, oraz wszystkich płynących z tego faktu konsekwencji, nade wszystko olbrzymiego RYZYKA jakie się z tym wiąże. Jeśli zaś nie macie na to wystarczającej ODWAGI szczury pierdolone, zamknijcie wreszcie kurwa ryj!!! Przestańcie szczuć, ujadać od ''foliarzy'' i ''antyszczepów'' na wszystkich, co nie mają ochoty zostać królikami doświadczalnymi w waszym eksperymencie biopolitycznym, jebani ormowcy, medyczne gestapo i pavulonowi sanitaryści. Oczywiście nie mam złudzeń, że coś dotrze do zakutych łbów, dlatego należy je napierdalać równo i bez skrupułów przy każdej nadarzającej się okazji, bo jak przystało na typowych przegrywów i psychopatów będą zrzucać winę za własne nieudactwo na innych, nie można więc im na to pozwolić! Uwielbiam kiedy lewica zieje tolerancją, domaga się realnego wykluczenia poza nawias społeczeństwa wszystkich co nie podzielają jej wizji rzeczywistości, chce pozbawiać elementarnych praw całe grupy społeczne opakowując bezczelnie swój terroryzm ideologiczny w humanitarne frazesy. To nie ludzie, to kurwy, zezwierzęcone bestie i prawdziwi foliarze, aspołeczni psychopaci obrzucający takowymi epitetami innych z równą zawziętością, bo przeczuwający, iż sami nimi są. Nie znajduję wystarczająco obelżywych słów na określenie tych kanalii, nędznych przegrywów wyżywających się w szczuciu słabych, zgrywając przy tym moralnych, obrońców po równi biednych sierotek i gwałcących je pedałów, ohydni hipokryci. Postludzkie gówno wykluczyło się na własne życzenie z człowieczej wspólnoty, ba - jest z tego dumne! Cóż się dziwić jeśli nie ma na nie bata, bezkarność i rozbezczelnienie Frasyniuków, Lemparcic, Kurwic Szatanowych, całej tej hołoty plującej na Polskę aż prosi się o porządną serię z karabinu. Proszę wybaczyć, ulało mi się nieco jadu, nie chciałem dotąd zabierać głosu w sprawie szczepień na covida, ale uznałem iż ostatnio przebrała się miara i czas wreszcie powiedzieć głośno parę istotnych jak sądzę rzeczy. Każdy kto zna tę stronę i serwowane na niej treści wie, jaki mam stosunek do libków i stojącej nimi Kucfederacji, wiele zrobiłem by skopać im intelektualnie tyłki, stąd nikt rzetelnie podchodząc do sprawy nie może posądzić mnie o choćby cień sympatii wobec tej formacji, ani tym bardziej ''rozwolnościowy'' coming out. Co więcej: jestem pewien, że Korwin z Braunem są po to właśnie, aby kanalizować wszelki opór wobec obostrzeń sanitaryzmu, przyprawić mu gębę ''szurskich'' warchołów, resztę zaś odwali kamracki duet Olszański i ten drugi, co mu obciągał lufę na wizji. Powtórzę - jako zdeklarowany państwowiec nie godzę się na rozwałkę publicznej służby zdrowia z jaką mamy obecnie do czynienia, i tak ledwo zipiącej dotąd, jawne usankcjonowanie korupcji lekarzy oraz glejt bezkarności morderców w kitlach, gotowych dla kasy lub w imię pato-ideologii do nowej ''akcji T-4''. Nie ma usprawiedliwienia dla szczucia na siebie ludzi, stanu permanentnego chaosu społecznego owocującego zbiorową psychozą, zamiast wprowadzenia odgórnie twardych i jasno sformułowanych rozwiązań: szczepimy czy nie? Jeśli tak, rządzący wraz z popierającą ich działania opozycją, oraz wykonującymi polecenia decydentów lekarzami, urzędnikami i funkcjonariuszami, wszyscy po równo muszą WZIĄĆ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA CAŁE ZWIĄZANE Z TYM RYZYKO rozlicznych powikłań zdrowotnych dla poddanej takowemu przymusowi populacji, włącznie z wypłatą gigantycznych odszkodowań za nie przez koncerny farmaceutyczne jak i instytucje państwowe, oraz ponoszeniem kosztów ich leczenia. Objawem prawdziwego ''foliarstwa'' jest nazywanie tego ''szuryzmem'', kiedy szczepionki na covid oficjalnie zostały WARUNKOWO dopuszczone przez samą UE, po raz wtóry podkreślam. Znaczy to bowiem, iż nawet sprzedajne brukselskie kurwiszony mają świadomość potencjalnych zagrożeń jakie się z tym wiążą, stąd wolą stosować nędzną spychologię przerzucając odpowiedzialność na innych - skoro nie ma absolutnie żadnego ryzyka, czemuż wszyscy do cholery boją się podjąć decyzję ws. zaprowadzenia obowiązku szczepień, traktując ją niczym gorący kartofel? Ponieważ sprawa ewidentnie śmierdzi, rozgrywana przez mocarstwa politycznie a przemysłowe koterie finansowo, wygodniej jest im szczuć słabych nastawiając zwykłych ludzi na siebie. Nie mam pojęcia kto za tym wszystkim stoi a nie chcę brnąć w bajeczki o Sorosu czy Gatesie, jacy robią tu jedynie za lobbystów globalnego sanitaryzmu, ale że wszystko to gnój w jakim toniemy dla zysku bliżej nierozpoznanych sił, powinno być oczywistym dla każdego trzeźwego obserwatora obecnych wypadków. Od początku zresztą było dla mnie jasnym, iż jesteśmy poddawani zbiorowej manipulacji cholera wi na czyj rozkaz i w kogo interesie, jedno wszakże jest pewne: ''demokracja liberalna'' to jedno wielkie gówno, ściema bez znaczenia dla oszukania motłochu wyborczego, by podejmować decyzje ponad jego głowami przez faktycznie tajne gremia. Jeśli ktoś pocznie wyśmiewać to jako ''teorię spiskową'' dowiedzie jedynie, iż niczego nie ogarnia z otaczającej go rzeczywistości. Na kiepski zarzut, jak można snuć przypuszczenia o jakowejś konspiracji nie wiedząc kto ją zawiązał i w jakim celu, odpowiedzią jest ewidentny fałsz ''pandemii'', wraz z towarzyszącym jej absurdami i rażącą niekonsekwencją zaprowadzanych ''obostrzeń'' antycovidowych. Wcale przy tym nie twierdzę, że mamy do czynienia z jednym wielkim spiskiem, raczej serią pomniejszych wzajem znoszących się, stąd cały ten chaos - pseudopandemia wywołała, być może zgodnie z zamysłem jej twórców, lawinę sprzecznych interesów, paradoksalnie ujawniła skrywane dotąd, utajone polityczne i finansowe moce sterujące naszą rzeczywistością. I na tym polega prawdziwa choroba tocząca świat: jego nieprzebranych pokładach spodlenia jakie wydobyła na światło dzienne koronawirusowa histeria...
Bowiem nie od dziś wiadomo o rozlicznych patologiach trawiących np. środowiska medyczne, od dawna znaczna część o ile nie większość tzw. ''lekarzy'' ochoczo z własnej woli zamieniła się w akwizytorów koncernów farmaceutycznych, państwo zaś straciło kontrolę nad służbą zdrowia ''publiczną'' już tylko z nazwy. Jawnym tego dowodem jest skandaliczne marszałkowanie Senatowi przez skorumpowanego lekarzynę, jeśli łapówkarz w kitlu może pełnić nominalnie jedno z najwyższych stanowisk w państwie znaczy to, iż jest ono wobec takich kanalii całkiem bezsilne. Wszakże Polska nie jest pod tym względem żadnym ewenementem na skalę świata - ujawnione niedawno szczegóły kontraktów jakie wiele państw podpisało z koncernem Pfizer dowodnie okazują, że nawet znaczniejsze od naszego kraje nic praktycznie wobec niego nie mogą, on zaś de facto za nic nie ponosi odpowiedzialności. Wedle zawartych w nich ustaleń spory mają być rozstrzygane przed międzynarodowymi trybunałami arbitrażowymi w trybie tajnym, a rozliczne patologie i konflikty interesów z jakich znane są takowe parodie ''sądów'', stawiają rządy narodowe na z góry straconej pozycji w przypadku ''procesu'', nieliczne wyjątki sprawiedliwych wyroków zaś tylko potwierdzają tu regułę. Jest więc gorzej niż twierdził pod koniec życia Targalski: wbrew temu co utrzymywał korporacje wcale nie chcą przejąć władzy od państw, gdyż boją się związanej z nią odpowiedzialności! Dlatego antyszczepienny bunt korwinowców jest całkiem poroniony i z góry skazany na klęskę, bo zaślepieni liberalnymi fantazmatami źle adresują pretensje, konkretnie wobec bezsilnych państw. Tymczasem obecna sanitarna opresja nie ma charakteru państwowego, aparaty przymusu poszczególnych rządów pełnią tu jak widać jedynie służebną rolę wobec wielkiego zglobalizowanego kapitału, tradycyjnie mającego w dupie utopijny kapitalizm wolnorynkowy januszexów i grażyn byznesu, wierzących że gdyby nie ZUS i skarbówka byliby jak Bezos. Oczywiście debile nadal za wszystko winić będą mityczny ''interwencjonizm państwowy'', giganty Big Pharmy zaś to dla nich ''korposocjaliści'', cóż tym przegrywom na własne życzenie nic już nie pomoże. Nie oznacza to bynajmniej przyznania racji socjalistom w pozornej kontrze, gdyż Marks z Engelsem po równi z Bakuninem i Kropotkinem roili o obaleniu ''burżuazyjnych państw'' przez komuny proletariuszy, jakich dziś nie uświadczysz choćbyś się zesrał towrzyszu jeden z drugim. To zaś co nosi obecnie miano lewicy niemal po całości dało dupy nowym kapitalistom, czego dowodzi wspomniana na wstępie jej gorliwość w naganianiu klienteli choćby musem na produkty koncernów farmaceutycznych. Tak więc to nie siła wcale rządzi naszym światem jak głosi popularny komunał, lecz korupcja i nieodpowiedzialność a by rzec dosadniej - kurewstwo i tchórzostwo. Dlatego spiskowa teoria o ''PLANdemii'' jest zanadto optymistyczna, gdyż zakłada istnienie grupy złowrogich ale za to geniuszy, zdolnych do snucia dalekosiężnych wizji oraz dysponujących mocą dla ich realizacji. Tymczasem wszystko wskazuje na to, iż od góry do dołu nie tyle władają, co zarządzają nami zwykłe parchy, podła rasa ludzka i nie mam bynajmniej przez to na myśli ''Żymian'', choć posiadają oni rzecz jasna pokaźny udział w całym procederze, lecz generalnie nędzny materiał człowieka. Liberalna histeria na punkcie władzy sprawiła, iż nie ma dziś komu rządzić - politycy boją się jak ognia zdecydowanych działań, wymagających odwagi podejmowania ryzykownych decyzji grożących im nieprzewidzianymi konsekwencjami. Tomasz Tulejski w swym opracowaniu judaizującej ''teologii politycznej'' Hobbesa pisze, iż angielski myśliciel określał takowy żałosny stan rzeczy terminem ''potestas indirecta''. Oznaczał on - jak trafnie ujął to z kolei wybitny nazistowski jurysta Carl Schmitt - władzę, która ''wymaga posłuszeństwa, a nie potrafi chronić, pragnie rozkazywać, a nie bierze na siebie ryzyka działań politycznych i sprawuje rządy nad innymi instancjami, zrzucając na nie odpowiedzialność''. Trudno nie przytaknąć obserwując sprawy trzeźwo, aczkolwiek podkreślmy, że alternatywy nie stanowi totalizm hobbesowskiego Lewiatana, ani tym bardziej zasada ''führerprinzip'', jakiej wyznawcą stał się Schmitt. Tak więc niemal cała opozycja na czele z lewicą wykazuje skrajny brak odpowiedzialności domagając się przymusu szczepień wiedząc, że wdrażający go urzędnicy oraz lekarze będą bezkarni na wypadek, gdyby coś poszło nie tak [ a najwidoczniej przewidują, że może bo inaczej tacy jak Grodzki nie szyliby sobie i swym kolegom dupochronu ]. Rządzący nominalnie tracą z kolei autorytet niezbędny dla sprawowania realnej władzy, lawirując bezsilnie między naciskami mocarstw i wielkiego kapitału, a groźbą utraty co najmniej połowy elektoratu jaki im jeszcze pozostał, wrogo nastawionego do sanitaryzmu. Kanalizuje zaś bunt wobec niego Kucfederacja i kamracka hołota Olszańskiego, przykrawając mu skutecznie gębę anarchicznej szurii, bowiem przez swe libertariańskie zjebanie kreatury te nie pojmują, iż jedyna realna wolność polega na współ-rządzeniu się przez ludzi samemu, dlatego państwo jest dobrem publicznym, a nie jak dla liberałów złem koniecznym i to w najlepszym wypadku. Bez przywrócenia Rzeczpospolitej jak najdalej posuniętej podmiotowości nie ma mowy o jakichkolwiek swobodach obywatelskich mieszkańców kraju nad Wisłą, nie zapewnią jej żadne ''oddolne'' anarchokomuny ni mityczny ''wolny rynek''. Wszystkim pokładającym wiarę w podobne bajki należałoby przypomnieć słowa św. Tomasza z Akwinu, jakże aktualnie brzmiące w obecnym kontekście dziejowym - cytuję za Michałem Zembrzuskim:
''Tomaszowa charakterystyka tyranii również zawiera wskazówkę dotyczącą wewnętrznej sprzeczności takich rządów. Rząd tyrański jego zdaniem jest niesprawiedliwy, ponieważ nie służy dobru społeczeństwa, lecz dobru prywatnemu rządzącego. Co więcej tyrana Akwinata wiąże z buntem, warcholstwem (seditio): „Warchołem jest właściwiej sam tyran, który wśród podległej mu ludności podsyca niezgodę i buntowniczość, aby tym bezpieczniej utrzymać się przy rządzie. Takie warcholstwo jest dla tyranów czymś typowym, bo tyrania to rządy dla korzyści rządzącego ze szkodą społeczeństwa”. W takiej sytuacji sprzeciw wobec rządu nie będzie buntem, czy też warcholstwem i nawet nie będzie sprzeciwiać się władzy, chyba że: „zakłócanie rządu tyrańskiego jest tak głupie, że społeczeństwo ponosi z tego szkody większe niż mu wyrządza tyrański rząd''.''
- otóż to, zjebani lewacy i kucfederaci. Tenże badacz zwraca także uwagę w dyskusji nad myślą polityczną Akwinaty, że jeszcze dla Arystotelesa istotą tyranii nie była wcale tylko naga uzurpacja władzy i przemoc polityczna, ale nade wszystko narzucona odgórnie demobilizacja społeczeństwa, jego ubezwłasnowolnienie i niemoc poprzez podsycanie wzajemnej nieufności między jednostkami oraz ich małoduszności, a mówiąc wprost zbydlęcenia paraliżującego zdolność stawienia oporu - jakież to aktualne! Przypomnijmy cośmy tu już onegdaj pisali: tyran to anarchista u władzy, żaden demon, prędzej krwawy błazen, groteskowa postać bo przegryw silny słabością innych, gdyż nie ma odwagi wejść w otwartą konfrontację z nimi zdając się na ryzyko porażki, stąd woli z ukrycia nastawiać ludzi przeciwko sobie cynicznie ich rozgrywając. Nie mamy więc do czynienia z żadnym ''totalitaryzmem'' jak bredzą libki, lecz klasyczną tyranią, czyli rozpanoszonym wszędzie bezrządem. I tak oto koncerny farmaceutyczne nie biorą odpowiedzialności za własne produkty, zwalając ją na Unię Europejską, ta zaś z kolei przerzuca ewentualne konsekwencje nieprzebadanych należycie preparatów medycznych na kraje członkowskie, rządy tychże robią to samo z przedsiębiorcami i urzędnikami niższego szczebla, a w końcu jak zawsze dostaje się jedynie zwykłemu prolowi i szaremu zbywatelowi. Dlatego w PiS nikt nie chce tak naprawdę tykać tego gówna, na front wysuwa się co najwyżej jakieś spady i nonejmy typu Piecha, całą niemal rzecz cedując na wieczne biurwy w rodzaju Niedzielskiego, który siedzi po ministerstwach od czasów nierządu SLD i Cimoszki, czy Andrusiewicza rzecznika ZUS za PO. Oczywiście wszystko za wiedzą i zgodą prezesa, aby nie było, iż robię zeń jakoby ''biednego batiuszkę'' nie mającego o niczym pojęcia, niczym Hitler z rojeń Kurwina. Nie jest to bynajmniej żadna polska przypadłość powtarzam, ot w takiej Australii niesłynnej już ze swego reżimu sanitarnego nastąpił prawdziwy pomór wśród tamtejszych polityków płci wszelakich, masowa plaga dymisji - musi to być jaki specjalny wirus, mutacja przeznaczona tylko dla ''rządzących'', przynajmniej nominalnie. Chcę to podkreślić stanowczo: jestem za obowiązkowymi szczepieniami na Covid, wszakże pod warunkiem, że politycy obozu rządowego jak i popierająca takowe rozwiązania opozycja, tudzież lekarze, dziennikarze, patocwelebryci itd. wszyscy wezmą przy tym pełną odpowiedzialność za skutki uboczne WARUNKOWO dopuszczonych szczepionek, wszelkie wynikające z tego kalectwa i śmierci poddanych szprycowaniu jednostek. Sankcjom karnym i finansowym za niepoddanie się szczepieniom towarzyszyć powinny równie, a nawet bardziej dotkliwe za narażenie zdrowia i życia całej populacji wmuszaniem jej nieprzebadanych należycie preparatów z powodów korupcyjnych, oraz srogie i konsekwentne takichże przepisów egzekwowanie bez żadnych wyjątków w jednym jak i drugim przypadku! Bowiem władza daje wolność, a to oznacza odpowiedzialność, tym większą w miarę jak rośnie zakres obu - cóż pomarzyć można, nikt oczywiście nie będzie chciał ponosić konsekwencji olbrzymiego ryzyka, z jakim wiąże się szprycowanie ludzisków a szczególnie dzieci. Wzgląd na to właśnie, a nie żadną tam ''antyszczepienną szurię'' powodować będzie niestety dalej cały cyrk wokół, wystarczy wejść nie na jakieś ''StopNOP-y'', ale proszczepowe jak najbardziej strony rządowe, gdzie stoi w oficjalnym komunikacie czarno na białym:
- tak więc choć FORMALNIE nie jest to eksperyment medyczny, FAKTYCZNIE mamy z nim do czynienia jak widać i to na niespotykaną dotąd skalę, co autorzy oświadczenia poniekąd przyznają, bagatelizując nieodpowiedzialnie związane z tym olbrzymie ryzyko dla zdrowia całych populacji. Do tego pada tam kuriozalne sformułowanie: ''eksperci instytucji rejestrujących dzięki procedurze etapowej oceny
dostają do oceny tak szybko jak to tylko możliwe kolejne okresowe wyniki
badań, które wskazują, że korzyści z podania szczepionki przeważają
ryzyko''. Niniejszym wyklucza się tu więc z góry możliwość ustaleń obalających wcześniejszą ocenę co do bezpieczeństwa szczepionki, czyniąc z rzekomych ''badań'' potwierdzenie założonej tezy - i to ma być kurwa nauka?! Epistemolodzy, czyli teoretycy poznania tyle napisali się o wymogu ''falsyfikowalności'' tj. niedogmatyczności ogólnie rzecz biorąc twierdzeń badawczych, że nauka to nie religia, gdzie wszystko traktujemy na wiarę, ale też dlatego właśnie, iż koniecznym jest dla jej uwiarygodnienia empiryczna weryfikacja, poddanie próbie zmiennej przecież rzeczywistości nie może ona podlegać absolutyzacji itd. A tu się nagle okazuje, że taki chuj pani Jolu: wystarczy oficjalny glejt od Komisji Europejskiej, instytucji niewątpliwie wzbudzającej zaufanie, której pierwszym przywódcą był euronazista Walter Hallstein, szefował zaś po nim długi szereg skorumpowanych kanalii, aż po obecnie władającą nią chamicę. Za którą to ciągnie się smrodliwy ogon afer, podobnie jak za świętokrzyskim świątkiem w egzotycznym wydaniu dr. Youssefem Sleimanem, dyrektorem lokalnego szpitala w Czerwonej Górze rodem z Libanu, jaki to zasłynął błyskotliwymi odkryciami, że ''niezaszczepionym nie pomaga żadne leczenie'', a ''palacze rzadziej zapadają na Covida''. Nie dodał tylko czy idzie jedynie o swojski ''tytuń'', czy też w grę wchodzi pochodzący z jego rodzinnych stron haszysz albo jamajska marycha itd., bo wówczas należałoby pomyśleć o jakim przepisowym usankcjonowaniu tych jakże przyjemnych metod antykoronawirusowej terapii. O tym zaś czy szczepionki zasługują na zaufanie pomogą zadecydować rządom medyczni ''eksperci'', jak zmieniający opinie niczym w kalejdoskopie Gut, albo jawnie ciągnący zyski z zachwalania ''zdrowotnych'' właściwości maseczek Simon, czego wcale się nie wstydzi sprzedajne ścierwo. Nie zapominajmy też o równie ''wiarygodnym'' Horbanie, jeszcze rok temu zapewniającym, że ''zaszczepieni nie będą zarażać, bo nie będą zakażeni'', choć wszystko ostatnio wskazuje, iż to wierutna bzdura. No i dodajmy dla całości obrazu medialny cyrk z prychającymi i śpiewającymi pod respiratorami patocwelebrytami, a właśnie dawno nie słychać było o żadnym przypadku, pewnie ''100% bezpieczne szczepienia'' zapewniły im ochronę, ale myślę że jak się raz jeszcze sypnie kasą Piaskowi to znowu da popis, bo wciąż mu potrzebna na ciągłe od nowa zszywanie tyłka po wizytach Nergeja. I tak mamy lepiej niż w cudnych, ''tęczawych'' USA pierdziela Bidena, gdzie tamtejsi lekarze i epidemiolodzy gromko zwalczają ''białą supremację'', bo czarny rasista rozjeżdżający białych w Waukesha, czy arabski terrorysta Ahmad Al Aliwi Al-Issa, który zabił dziesiątkę innych białych ludzi w Kolorado, to dla nich nie problem. Pomijając ideologiczny zajob, polskie środowisko medyczne jest równie zdemoralizowane, emblematyczna pod tym względem jest historia wałbrzyskiego anestezjologa Leszka P., co to bidulek miał zemrzeć z przepracowania, jak ogłosiły to na wstępie nasze ''wolne media''. Sekcja zwłok wykazała zaś, że lekarz zadławił się własnymi rzygowinami po pijaku, do tego
okazując złodziejem kradnącym opioidy ze szpitalnego magazynu,
prawdopodobnie dla pokątnej dilerki. Oczywiście ''wolne media'' nadal
robią z niego ofiarę obleśnie sugerując, że ''odreagowywał piciem
przepracowanie'':))). Szydzę, ale rzecz jest poważna, bowiem wszystkie proszczepy zarzucające ''wakcynosceptykom'' jakoby ''antynaukowy szuryzm'' same nim grzeszą, odwołując się do przebrzmiałych dawno, neopozytywistycznych fantazmatów co do ''obiektywności'' wiedzy naukowej. Świetnie ujął to dr Tomasz Burzyński, referując stanowisko francuskiego filozofa nauki Bruno Latoura. Przywołuję je właśnie dlatego, że poddawałem nieraz miażdżącej krytyce ocierające się o lewacki obłęd głoszone przezeń koncepty nadania politycznej podmiotowości ''nieludzkim aktantom'', jako to zwierzęta, rośliny a nawet materia nieożywiona. Zawierająca takowe ''Polityka natury'' jego autorstwa, ukazała się na polskim rynku dobrą ponad dekadę temu nakładem proszczepowej przecież ''Kretynyki Pederastycznej'', nie można stąd zarzucić chłopu ''negacjonizmu globalnego ocipienia'' itp. anatem z wokabularza współczesnej lewicy. Jakkolwiek by tego nie oceniać, przynajmniej diagnoza jaką stawia jeśli idzie o obecny status nauki jest celna, stąd oddajmy głos sprawozdaniu argumentacji francuskiego filozofa w wykonaniu Burzyńskiego:
''Cechą charakterystyczną dla społeczeństwa przemysłowego jest powszechna, postępująca racjonalizacja, w myśl której nauka postrzegana jest w kategoriach quasi-religijnych jako instancja ostatecznego poznania, której werdykt zamyka wszelkie debaty polityczne. Ten uprzywilejowany status nauki (za Latourem celowo używam liczby pojedynczej) wynika z modelu ładu społecznego, który autor ''Polityki natury'' określa mianem „nowoczesnej Konstytucji”. Jej istotą jest utrzymywanie ścisłego rozgraniczenia miedzy sferą debaty publicznej, której funkcja polega na regulowaniu stosunków społecznych w drodze działań politycznych i ładotwórczych (dbałość o tzw. „dobro wspólne”) a przestrzenią nie-ludzi, przedmiotów pozbawionych własnego głosu i podlegającym niezmiennym i obiektywnym prawom natury, których odkrywanie jest domeną scentralizowanego aparatu poznania naukowego. Dychotomiczna konstrukcja modelu „nowoczesnej Konstytucji” zakłada pojawienie się kategorii ludzi nauki, których rolą jest pośredniczenie między dwoma wzajemnie odizolowanymi sferami (Latour używa w tym miejscu pojęcia „izba” na podobieństwo dwuizbowej organizacji parlamentu) oraz zamykanie sporów politycznych poprzez użycie argumentów naukowych zawierających niepodważalne prawdy obiektywne funkcjonujące z mocą zakańczania wszelkich debat, co umożliwia im sam fakt bycia w izolacji od sieci interesów politycznych lub ekonomicznych.
''Cała subtelność tego projektu zasadza się na delegowaniu władzy tym, którzy potrafią poruszać się między izbami. Kilku starannie wybranych ekspertów wyposażonych zostaje w zdolność kursowania między dwoma zbiorami i władzę mówienia (ponieważ są ludźmi), władzę mówienia prawdy (gdyż dzięki ascezie poznania umknęli uwarunkowaniom świata społecznego) i wreszcie władzę zaprowadzania porządku w zgromadzeniu ludzi, przez zamykanie im dziobów [...].
Budując koncepcję „nowoczesnej Konstytucji” Latour kreśli socjologiczną wizję zracjonalizowanego modelu ładu społecznego, w którym nauka pełni rolę ostatecznego głosu wyciszającego kakofonie wielogłosowej przestrzeni debaty publicznej. W ten sposób koncepcja rozwijana przez francuskiego socjologa i filozofa wpisuje się w metodologiczne i konceptualne ramy badań nad procesami „unaukowienia prostego”. Jest to termin opisujący społeczne i polityczne mechanizmy legitymizujące pretensje nauki instytucjonalnej do posiadania społecznego monopolu poznania, którego roszczenia względem racjonalności obiektywnej pozwalają na utrzymanie uprzywilejowanej pozycji w stosunku do opinii publicznej postrzeganej jako zbiorowość głosów niezdolnych do wzniesienia się ponad własne uprzedzenia, interesy, zdroworozsądkowe stereotypy czy obiegowe opinie. „Nowoczesna Konstytucja” jest zatem motorem linearnych procesów modernizacyjnych, które – będąc uwolnione od sporów o typowo politycznej naturze – stały się odbiciem prawdy ostatecznej, niepodważalnej na mocy swej naukowej obiektywności. Separacja natury i polityki oraz oparcie poznania o autorytet wiedzy obiektywnej nadały ideologiczny pęd społeczeństwom nowoczesnym, które swój rozwój oparły o racjonalną kalkulację, a tę z kolei o obiektywizm praw i prawidłowości natury.''
''Paralelny proces można zaobserwować w odniesieniu do zdrowia i dobrostanu jednostek oraz zbiorowości społecznych, również w odniesieniu do cielesności poszczególnych osób lub całokształtu zdrowia publicznego. Omawiana tendencja określana jest terminem „medykalizacja”, oznaczającym podporządkowanie kolejnych obszarów życia społecznego jurysdykcji medycznej w taki sposób, że „problemy o niemedycznym charakterze stają się rozpoznawane i rozwiązywane jako kwestie medyczne redefiniowane w kategoriach jednostek chorobowych bądź zaburzeń”. Medykalizacja oznacza również postępującą dominację biomedycznego modelu zdrowia jednostkowego i publicznego rozumianego jako zespół aksjonormatywnych i kognitywnych wytycznych, które prowadzą do kształtowania świadomości społecznej w zakresie problematyki zdrowia i choroby. W odniesieniu do somatyczności człowieka, model biomedyczny skupia się przede wszystkim na (1) postrzeganiu schorzeń jako zaburzeń typowo somatycznych, (2) wdrażaniu programów terapeutycznych unikających medycyny holistycznej i koncentrujących się na leczeniu poszczególnych zaburzeń, a nie pomocy człowiekowi rozumianego przez pryzmat jedności ciała i umysłu, (3) uznaniu medycyny akademickiej jako jedynej instancji uprawomocnionej do rozstrzygania problemów zdrowotnych. Włączenie dyscyplin nauk psychologicznych (np. psychopatologia, psychologia zdrowia, psychologia rozwojowa) w obręb praktyk medykalizacyjnych doprowadziło do przyporządkowania zaburzeń psychicznych i psychosomatycznych w obręb szerszej kategorii jednostek klinicznych objętych jurysdykcją biomedyczną, czego dobitnym przykładem jest medykalizacja dziecięcej nadpobudliwości ruchowej i przedstawianie jej jako zaburzenie hiperkinetyczne szerzej znane jako ADHD (Attention Deficit Hyperactivity Disorder). Postrzegana z perspektywy procesów kształtowania się podmiotowości jednostkowej, medykalizacja – co wyraźnie pokazuje przytoczony powyżej przykład ADHD – prowadzi do kontrolowania populacji poprzez intensyfikację działań mających na celu obserwowanie, ocenianie i korygowanie zaburzeń powstających na każdym stopniu rozwoju osobowego człowieka. W tym kontekście można wspomnieć na przykład o medykalizacji dzieciństwa, która opiera się na próbach wpisania koncepcji rozwoju psychospołecznego jednostki w ramy naukowo skonstruowanego normatywu obejmującego sekwencyjne zmiany somatyczne i psychiczne, czego konsekwencją może być zaniknięcie idei dzieciństwa jako etapu spontanicznego rozwoju jednostki. [...] Podobne spostrzeżenia można uczynić względem okresu dojrzewania, dorosłości i procesu starzenia się. W następstwie procesów medykalizacji dochodzi zatem do wpisania procesu rozwoju ontogenetycznego jednostki w ramy dyskursów naukowych, które skupiają się na naukowym badaniu podmiotowości ludzkiej z uwzględnieniem zmiennych biomedycznych. [...]
Tendencje zapoczątkowane przez procesy medykalizacji uległy zdecydowanemu wzmocnieniu wraz z postępem technicznym w sferze biotechnologii. Współczesne techniki diagnostyki obrazowej, nowe terapie wykorzystujące leki biologiczne (np. przeciwciała monoklonalne i poliklonalne), a przede wszystkim rozwój diagnostyki genetycznej stwarzają nowe warunki dla postępowania procesów kontroli zorientowanych na cielesność poszczególnych jednostek, jak i dobrostan całych populacji. Powszechne wykorzystywanie technologii genetycznych i cyfrowych w obszarze biomedycyny doprowadziło do prób zrewidowania terminu medykalizacja i zastąpienia go pojęciem biomedykalizacja, w którym przedrostek „bio” został użyty w celu zwrócenia naszej uwagi w kierunku nowych gałęzi biomedycyny oraz ich wpływu na zmieniający się obraz zdrowia i choroby. Zmiana ukierunkowania nauk ścisłych z poziomu komórkowego na poziom molekularny w drugiej połowie dwudziestego wieku spowodowała, że coraz częściej stawiano pytanie „czym właściwie jest życie?” Ostatnio sformułowano hipotezę o występowaniu równoległej zmiany paradygmatycznej, tym razem obejmującej biomedycynę, w której perspektywa kliniczna zostaje zastąpiona perspektywą molekularną [...]. Dzięki współczesnej wiedzy biomedycznej i rozwojowi biologii molekularnej przetworzeniu ulegają, by odwołać się do terminologii Foucaulta, „warunki możliwości” wyznaczające sposoby na jakie życie ludzkie może być kształtowane. [...] Nowe praktyki biomedyczne w coraz większym stopniu transformują ludzkie ciała, tożsamości i życie codzienne. Wraz z przesunięciem optyki badawczej w stronę genetyki (w tym genetyki zachowania) i inżynierii genetycznej pojawiły się nowe pytania o podmiotowość jednostki. Ontologicznie rzecz ujmując, podmiotowość nie jest tutaj rozważana przez pryzmat jej społecznych masek czy też zmiennych osobowościowych przez nie przykrywanych. Uwarunkowania czysto somatyczne kryjące się pod maską osobowości i odgrywanej roli społecznej także zostają zepchnięte na margines dyskursu akademickiego. Istotą rozumienia podmiotowości w erze procesów biomedykalizacji jest bowiem skupienie się na kodzie genetycznym jednostki oraz możliwościach osobotwórczych w nim zawartych. W związku z tym, można mówić o procesach kształtowania się tzw. podmiotowości probabilistycznej. Unikając pułapek funkcjonalizmu i strukturalizmu oraz starając się ominąć ograniczania metodologicznego indywidualizmu oraz psychologizmu, idea podmiotowości probabilistycznej, co z pewnością może zabrzmieć paradoksalnie, wraca do idei struktury i kodu. W czasach nowych biotechnologii okazuje się bowiem, że nie wystarczy przeprowadzić konceptualizacji podmiotowości zdefiniowanej przez pryzmat obserwowalnych i mierzalnych zmiennych, bo koncepcja taka zostaje zredukowana do kategorii cech fenotypicznych, którym nadaje znaczenie wtórne w stosunku do interakcji kodu genetycznego i uwarunkowań środowiskowych. Rozumowanie takie jest charakterystyczne dla tzw. genetyki zachowania, czyli interdyscyplinarnego podejścia akademickiego, którego celem jest poszukiwanie genetycznych podstaw typowo ludzkich zachowań, a także występujących w populacji różnic indywidualnych w zakresie temperamentu, osobowości, stylów poznawczych czy też inteligencji. [...]
W perspektywie (bio)medykalizacyjnych rozważań nad podmiotowością, postulaty genetyki (oraz genetyki zachowania) prowadzą refleksję humanistyczną na nowe tory wyznaczone przez dyskurs o charakterze jednoznacznie probabilistycznym. Cechy genotypu są jedynie zbiorem potencjalności drzemiących w każdej osobie. Potencjalności takie można skategoryzować zarówno jako predyspozycje genetyczne wyznaczające pułap przeszłych zdolności człowieka albo czynniki ryzyka, które określają skłonność do zapadania na określone typy jednostek chorobowych. Pomimo swego genetycznego ukonstytuowania, podmiotowość jednostki nie jest zatem nieuchronną koniecznością zapisaną raz na zawsze w kodzie genetycznym, ale staje się zestawem możliwości uzależnionym od mniej lub bardziej kontrolowalnych czynników zewnętrznych, którymi jednostka (oraz jej otoczenie) może manipulować do pewnego stopnia. W obu zarysowanych powyżej scenariuszach rozwoju osobowego (tzn. obecność genetycznie uwarunkowanych zdolności albo dziedzicznych czynników ryzyka chorobowego) sam fakt zdobycia wiedzy o elementach własnego kodu genetycznego oznacza przekształcenie egzystencji jednostki nie tylko w przewidywalnej przyszłości, lecz także w momencie bycia poinformowanym o skłonnościach odziedziczonych po przodkach. Poznanie własnego bagażu genetycznego jest warunkiem wstępnym dla celowych działań człowieka, którego świadomość wraca się ku biologicznym podstawom egzystencji, nadając jej sens i wtórnie przypisując znaczenia i maski kultury. Przestrzenią realizacji podmiotowości probabilistycznej staje się wielość możliwych scenariuszy przyszłości, przy czym urzeczywistnienie każdego z nich jest wypadkową działalności własnej jednostki przebiegającej w ograniczającym lub wyzwalającym wpływie środowiska, w tym otoczenia społeczeństwa i kultury. W kontekście podmiotowości probabilistycznej możemy mówić o powstawianiu nowych form tożsamości, podobnie jak ma to miejsce w przypadku osób cierpiących na chroniczne schorzenia. Tożsamość taka realizuje się na przecięciu mechanizmów stygmatyzacji i autostygmatyzacji, w przebiegu których osoba jest wykluczona lub sama się wyklucza ze społeczności ze względu na doświadczenie choroby. W odniesieniu do postulowanego konstruktu podmiotowości probabilistycznej należy uczynić uwagę, że tożsamość nie formuje się dopiero w chwili uaktywnienia się procesu chorobowego. Fundamenty nowej tożsamości (tożsamości probabilistycznej) mogą kształtować się na długo przed pojawieniem się objawów chorobowych, wtedy gdy symptomy takie pozostają jeszcze zamknięte w nawiasach myślenia stricte probabilistycznego. Dlatego właśnie działania sprawcze zostają skoncentrowane na obsesyjnym kontrolowaniu niebezpiecznych czynników środowiskowych mogących potencjalnie uruchomić proces chorobowy. Aktywność taka może być jednocześnie punktem wyjścia do poszukiwania nowych afiliacji i społecznego wsparcia w subkulturach obsesyjnie zorientowanych na nieustanne monitorowanie swego zdrowia i kontroli środowiskowych czynników ryzyka przy użyciu nowoczesnych technologii samodiagnostyki i przetwarzania informacji. Wprowadzenie rozważań biomedycznych i genetycznych w obręb refleksji humanistycznej jest często postrzegane jako utrwalanie dyskursów posthumanistycznych, w których świadomość, osobowość, indywidualność czy poczucie sprawstwa ulegają procesowi reifikacji w toku sprowadzania typowo ludzkich doznań lub odczuć do poziomu dywagacji biomedycznych czy biochemicznych. Takie rozumowanie nie wydaje się całkowicie trafne. Istotą podmiotowości probabilistycznej jest wprawdzie zakorzenienie w potencjalności kodu genetycznego, lecz genetyka stanowi jedynie zbiór warunków wstępnych, które stają się rzeczywistymi jedynie z pewną dozą prawdopodobieństwa, której wielkość z kolei jest modyfikowana działalnością własną człowieka. Jednostka zachowuje zatem poczucie sprawstwa, kontroli nad własnym losem, które jest fundamentem podmiotowości w jej humanistycznym znaczeniu.''
- na uwagę w tym nowym podejściu zasługuje brak tępego fatalizmu cechującego dawną eugenikę, jakoby przesądzającego z góry los człowieka czy nawet przeznaczenie całej rasy. Zasób genetyczny danej jednostki stanowi jedynie pewien potencjał, który może być urzeczywistniony lub nie w zależności od jej woli, jak i ponadindywidualnych okoliczności społecznych i dziejowych. W tym sęk zresztą, iż takowa ''sztuka dbania o siebie'' wymagać będzie zapewne niemałych zasobów finansowych, koniecznych aby uzyskać dostęp do gwarantujących ją technologii przekształcania swego życia. Grozi nam stąd realna dystopia poddanych ''cyborgizacji'' swoistych ''nadludzi'', kosztem reszty skazanych na męczarnie krótkiej, bolesnej egzystencji pełnej chorób. Oby takowy scenariusz nie miał miejsca, póki co medycyna ''spersonalizowana'' bazująca na osiągnięciach współczesnej genetyki pozwala na bardziej kompleksowe, ludzkie zwyczajnie traktowanie przynajmniej tych pacjentów, jakich na taki luksus stać. Dzięki tej metodzie nie muszą już oni przyjmować szkodzących im medykamentów, ordynowanych dotąd na ślepo przez lekarzy, co więcej - stwarza to również szansę uzyskania wreszcie skutecznego leku na Covida. W pracach nad jego powstaniem biorą udział także polscy naukowcy jak choćby dr. Paweł Zawadzki, którego zespół uczonych prowadzi badania genetyczne dla ustalenia
odporności populacyjnej w kraju. Jak szacuje, może nawet 5% ludności Polski nie musi obawiać się koronawirusa, stąd podawanie tak dużej grupie szczepionki kompletnie mija się z celem. Dodam od siebie, że takowe ''mapowanie'' zbiorowego genomu pozwoliłoby zapewne wyodrębnić również niemałą liczbę jednostek, u których istnieją silne przeciwwskazania dla szczepień, dlatego zmuszanie ich do tego, lub choćby natrętne skłanianie jest wprost zbrodnią, narażającą na niepotrzebne cierpienia czy nawet śmierć. Dlatego zamiast przymusu szczepień na covid, lepszym pomysłem byłby obowiązek badań genetycznych jako rodzaj prozdrowotnej prewencji, choć oczywiście zdaję sobie sprawę z wszystkich towarzyszących temu niebezpieczeństw. Na ten przykład w Islandii, gdzie genotypy blisko połowy już tamtejszej populacji znalazły się w krajowej bazie danych, głośno jest od pewnego czasu o rozlicznych skandalach, na czele z handlem informacjami o stanie zdrowia jednostek i całych grup, użytecznych dla koncernów medycznych czy ubezpieczeniowych itp. Niemniej zamiast paraliżować nas to antybiotechnologicznym rezonerstwem, co do zasady równie jałowym jak opisany już fetyszyzm ''unaukowienia prostego'', stanowić winno motywację dla stworzenia możliwe skutecznych mechanizmów prawnych oraz instytucjonalnych zabezpieczających przed takowymi patologiami, a przynajmniej by wydatnie je ograniczyć. Na koniec jako kielczanin muszę poczynić choćby wzmiankę, iż moje rodzinne miasto robi za jeden z wiodących w kraju ośrodków wspomnianego mapowania zbiorowego genomu Polski, poprzez tworzenie tzw. ''biobanków''. Zgromadzony w nich materiał genetyczny posłużyć może np. do szybszego diagnozowania nowotworów u mieszkańców regionu, prawdziwej plagi naszych czasów. Nade wszystko zaś mają one potencjał odegrać kluczową rolę w postulowanym przeze mnie zarządzaniu gwałtownie kurczącymi się zasobami ludzkimi nad Wisłą, co stanowić będzie zasadnicze zagadnienie w najbliższych latach, tym bardziej w obliczu narastania generalnie tegoż problemu w wymiarze już globalnym [ nawet krajach cierpiących jeszcze niedawno raczej na przeludnienie jak Indie ]. Ludzkości będzie ubywać i to w zastraszającym tempie, acz mocno nierównomiernie co zaowocuje rozlicznymi wstrząsami migracyjnymi i płynącymi stąd konfliktami kultur, etnosów i cywilizacji na których progu wciąż tkwimy - obecny kryzys na granicy z Białorusią jest tegoż procesu ledwie zaczątkiem. Stan zdrowia i to nie tylko biologicznego, co może nade wszystko psychicznego całej nacji przesądzi zapewne w fundamentalnym stopniu o szansach naszego przejścia wszystkiego w miarę suchą stopą. O potrzebie ustanowienia i przede wszystkim skutecznej realizacji ''Narodowego Programu Psychiatrycznego'' może jednak inną porą...