niedziela, 1 lutego 2009

Czeski film.

No i w końcu doszło do tego, co obiecałem na początku - popuszczę teraz mentalne zwieracze i pozwolę sobie na małe idiotyczne interludium w ramach swobodnej afirmacji przyrodzonego każdemu człowiekowi, naturalnego jak najbardziej kretynizmu, na którym zresztą oparta jest wg mnie cała nasza, pożal się boże, egzystencja [- aczkolwiek ''różowe kozaki'' były chyba już tego godną zapowiedzią... ].

Od jakiegoś już czasu tvp kultura powtarza odcinki czeskiego serialu ''Arabela'' [ emisja we wtorki o 17.30 i powtórka niedziela 9.30 ] - dla każdego chyba, kogo dzieciństwo i wczesna młodość przypadły na lata dogniwającego PRL-u poł. lat 80-ych jest to rzecz ''kultowa''. Atoli obecna z nim konfrontacja pozwoliła mi na znaczne przewartościowanie utrwalonej w umyśle dawnej jego recepcji, tudzież poczynienie kilku znamiennych uwag natury antropologicznej. Otóż zauważyłem, że o ile kiedyś niekwestionowaną bohaterką moich proto-erotycznych marzeń była właśnie Arabela, to teraz o wiele bardziej przypadła mi do gustu jej siostrzyczka, sukowata Ksenia. Niestety, muszę to z bólem stwierdzić, ale z perspektywy czasu widać jasno, że Arabela jest dla onanistów właśnie - wprawdzie nie jest wcale tak sztuczna i bierna, jak to utrzymują niektóre feministki, potrafi przecież używając swojej inteligencji i sprytu zawalczyć o miłość, aczkolwiek patrząc na tego z deka niedojebanego Petra trudno uwierzyć w jej determinację, nie zmienia to jednak faktu, że przypomina dużą pornosową lalę z wiecznie otwartymi [ wiadomo po co ] ustami, która nadaje się tylko do jednego - jednym słowem jest w niej coś, mimo wszystko, infantylnego [ bardziej chyba w wyglądzie właśnie niż charakterze! ]. Natomiast Ksenia, chociaż mówiąc eufemistycznie ''ma charakterek'', czyli nazywając rzecz po imieniu niezły z niej kawał zdziry, wizualnie prezentuje się rewelacyjnie - tu jednak zdecydowanie ''mężczyźni wolą brunetki''!! Dlatego postanowiłem sprawdzić, co to za czarnowłosa uwodzicielska wiedźma wcieliła się w jej postać, pobuszowałem trochę w internecie i odkryłem że nazywa się Dagmar Patrasova - niestety to co znalazłem nie jest zbyt optymistyczne : z tego co zrozumiałem ''Arabela'' była szczytem jej kariery, zagrała jeszcze w kilku idiotycznych serialach i kiepskich raczej filmach, nagrała płytę dla dzieci, w końcu nieprzyjemnie się roztyła [ bo można przyjemnie ] i zestarzała [ być może w związku z perturbacjami w jej życiu osobistym, rozwodem : znalazłem zdjęcie, gdzie przyłapana przez jakiegoś czeskiego paparazzi - swoją drogą, ciekaw jestem jak mógłby brzmieć czeski odpowiednik ''paparazzi''? - śpi najebana w wulgarnej pozie na tylnym siedzeniu samochodu, wygląda to przygnębiająco ] - wszystko to razem kreśli obraz niewykorzystanego do końca, jeśli nie talentu, to chociaż niewątpliwej urody. Szkoda... Najobszerniejszą rzeczą na jej temat jaką wyszukałem, jest artykuł tutaj - jeśli ktoś zna czeski niech mi da znać, jakie to szczegóły jej życia i sekrety tam się zawierają, ale i bez tego zachęcam do wejścia na niego, choćby dla sporej ilości zdjęć głównie z okresu jej ''świetności'', a naprawdę ładna z niej była w swoim czasie dziewucha, ucha! Zresztą, aby się o tym przekonać postanowiłem umieścić tu parę filmów z youtube'a z nią, niestety niewiele tam jest, z tego co znalazłem oto, co wg mnie się nadaje :

- bardzo krótka prezentacja, i to kompletnie bez głosu, za to z niezłą puentą!




- tu natomiast coś obszerniejszego i jeszcze bardziej chyba pojechanego. ''Co to k... jest?!'' Że co - imperialistyczni szpiedzy zatruwają środowisko? [ władza ludowa oczywiście tego nie robi ]



[ swoją drogą, co jest, że aktorki występujące w tych czeskich serialach i filmach to przeważnie naprawdę niezłe laski, natomiast faceci - niemal bez wyjątku straszne mośki - ?!?!? ]


na koniec dla kontrastu coś zupełnie innego, żeby odreagować trochę ten ''czeski śiurrealizm'' [ na marginesie serio mówiąc Czechy przed wybuchem drugiej wojny były jednym z największych ośrodków surrealizmu na świecie, i mogły się poszczycić w tej dziedzinie dokonaniami nie ustępującymi tym z Paryża czy N.Yorku! ] - Iva Bittova w b.krótkim, wielce sympatycznym fragmencie ''Morning song'', oczywiście ponieważ to bardzo zdolna artystka i warta poznania, więc kiedyś przygotuję jej bardziej obszerną prezentację, teraz tylko to, by pokazać, że ''czeskie'' wcale nie musi znaczyć ''przejebane'' [ bo dla mnie przynajmniej zlewanie się z czeskiego jest już mocno passe ] : dla was, honzićki !