Z góry uprzedzam, że nie zamierzam brnąć w rozważania o rzekomym sprawstwie Amerykanów w całym tym zamieszaniu - zwolenników takowych teorii odsyłam na tubowy kanał Mateusza Jarosiewicza, gdzie łączy on kropki w idealną paranoiczną całość [ podejrzewam zresztą, że wzorem papy, psychologa biznesu, przeprowadza jakowyś socjocybernetyczny eksperyment, szkoda tylko, że cudzym kosztem: nie będę także łamał sobie głowy tym, czy robi to z własnej inicjatywy lub też w czyimś interesie, bo od ustalenia tego są odpowiednie instytucje ]. Równie dobrze można by uznać, że za wszystkim stoją post-komunistyczne Chiny i nade wszystko może ich globalistyczni pomagierzy - Trump w podsłuchanej rozmowie, której przeciek kontrolowany zapewne parę miesięcy temu zaledwie nagłośniono w mediach wywołując nielichy skandal, wprost nazwał CHRL kreaturą Światowej Organizacji Handlu [ WTO ] i słusznie, przecież nikt lepiej w interesie kapitalistycznych wyzyskiwaczy nie nadzoruje batem roboli jak ich rzekomi socjalistyczni ''obrońcy'', więc w sumie czemuż by nie? Dopiero co zaś na profilu w mediach społecznościowych bez ogródek swoim zwyczajem oskarżył inną agendę globalistycznej szajki WHO, że spieprzyła sprawę ustawiając zalecane wytyczne ewidentnie pod interesy Pekinu, może więc nareszcie USA przestaną łożyć na utrzymanie tej bandy darmozjadów i szkodników od pedofilskiej seksualizacji dzieci i tego typu ohydztw, a nie skończy się jak zwykle na tweeterowych pogróżkach. Echa tego konfliktu możemy obserwować też na lokalnym podwórku w całkowicie sprzecznych komunikatach płynących z obozu rządzącego, bo wygląda na to, że Kaczyński jedno a Maowiecki z Szumowskim drugie, Gówin także ale ponieważ nadto wyszedł przed szereg więc słusznie zebrał po łbie. Ostatni prą do przemycenia pod pozorem betonowego koła ratunkowego dla polskiego biznesu 5G w interesie komunokaptalistycznych Chin, bo cóż z tego, że w oficjalnych enuncjacjach premier sroży się na Pekin, kiedy drugą ręką wydaje zgodę dla Huawei na uruchomienie eksperymentalnej sieci tegoż 5G na strategicznym polskim Wybrzeżu, a to nie bagatela, gdyż technologia ta ma nade wszystko militarne znaczenie. Przypominam, iż niedawno zmarły papa szefa rządu, ''antykomunistyczny bohater'' wykreowany przez sowiecką bezpiekę głosił od dawien dawna koncept zaprowadzenia kontynentalnego imperium od Atlantyku po Pacyfik co łacno sprawdzić, a realne działania syna i skupionej wokół niego kamaryli idealnie wpasowują się w tak zarysowaną strategię. Jeśli dodamy amerykańskie ćwiczenia wojskowe ''Defender 20'' zablokowane przez koronawirusa, i sprytnie podmienioną dekadę temu ponad przez wspomniane WHO definicję ''pandemii'' na okazję ''świńskiej grypy'', gdzie od tego momentu liczy się potencjalne zagrożenie jej rozmiarami, a nie realna liczba zachorowań i zgonów, wszystko zaczyna układać się w pewną logiczną całość, może nazbyt bo w tym problem z wszelkimi ''teoriami spiskowymi''. Dlatego szczerze mówiąc mam wyj... na podobne spekulacje, bowiem gdyby co nie daj przyszło zdychać na jaką zarazę raczej mało obchodziłoby nas czy konamy od sprokurowanej w takich lub innych laboratoriach sztucznie broni biologicznej, czy też jakowegoś cholerstwa, które naturalnie zalęgło się w trzewiach opancerzonego szczura na drugim końcu świata. Wszakże z ogólnego punktu widzenia ma to oczywiście swe znaczenie, i to zasadnicze sęk jednak w tym, że jak głosi trafnie znane powiedzenie ''pierwszą ofiarą wojny jest prawda'', zwłaszcza informacyjnej jak dziś, stąd dopóki nie będzie dane nam spojrzeć na wszystko z dystansu wolę zawiesić osąd, niż brnąć w jałowe spekulacje powodując tylko sobą różnym szemranym typom jak wymieniony na wstępie. Nie posiadawszy wiedzy co do przyczyn ewentualnymi reperkusjami jakie niewątpliwie poczujemy na własnej skórze zajmę się inną porą, teraz zaś odniosę się jedynie do zbiorowej psychozy jaka wskutek tego opanowała post-nowoczesne społeczeństwa. Dlatego tytuł niniejszego wpisu należy traktować jako intelektualną prowokację mającą na celu pobudzić do myślenia, a nie głos na rzecz tej czy innej ze ścierających się obecnie w mediach ostro opcji politycznych i światooglądowych.
Stan dziejowego zawieszenia w jakim bez kozery orzec można znaleźliśmy się skłonił mnie do sięgnięcia po pracę Mirosława Lakomego o ''doktrynie Bernaysa'', autor wprawdzie na demoliberalną modłę niepotrzebnie i irytująco wręcz obesrany krygując się niczym grzeczna panienka z dawnych dobrych czasów [ tak, wiemy kochanie, że nie jesteś ''faszystą''! ], niemniej zawarte w niej uwagi pana Edwarda B. porażają aktualnością w swym przenikliwym cynizmie. Lektura jak znalazł więc na obecne czasy - by przybliżyć sylwetkę tytułowego bohatera wystarczy powiedzieć, że na jego losie zaważyło bliskie pokrewieństwo z Freudem, i to wręcz ''krzyżowe'', gdyż ojciec Bernaysa wziął sobie za żonę siostrę ojca psychoanalnizy, ten zaś z kolei ożenił się z jego siostrą... Zafascynowany perwersyjnymi ideami wuja Edek, gdy dorósł w duchu amerykańskiego pragmatyzmu jął stosować je w działalności komiwojażera, a w końcu twórcy biznesowego PR-u jakim się ostał, z sukcesem zazwyczaj niestety. Otóż studiując pisma Freuda, ale i ''psychologa mas'' Gustawa Le Bona i im podobnych odkrył smutne realia praw rządzących ludzką wspólnotą niezależnie od panującego w niej ustroju politycznego i ekonomicznego: okazało się, że ''umysł grupowy'', który jest faktem a nie żadną hipostazą, posiada cechy odmienne od indywidualnych i motywowany jest przez impulsy, emocje i nawyki, stąd bardzo łatwo nim powodować. Innymi słowy nawet jeśli ludzie jako jednostki są z grubsza przynajmniej racjonalni [ co jest bardzo dyskusyjne oględnie zowiąc ], to jednak nie ma to żadnego przełożenia na formy ich życia zbiorowego, w tym uprawianą przez nich działalność gospodarczą, która przybiera przez to zazwyczaj irracjonalną bywa całkiem formę, i stąd generuje permanentne kryzysy niezależne od interwencjonizmu państwowego jaki może je co najwyżej osłabiać lub wzmacniać w zależności od zapatrywań danej szkoły ekonomicznej. Mechanizm ten działa co warto podkreślić nie tylko w tłumie, ale nawet gdy jak teraz siedzimy pozamykani w swoich domach każdy z osobna i na dobrowolnej często kwarantannie - mamy właśnie okazję nie tylko obserwować co samemu doświadczać na własnej skórze potęgi czynników irracjonalnych i odruchów stadnych na wyobcowane jednostki w całkiem zatomizowanym społeczeństwie! W tej sytuacji jako skuteczne i realistyczne metody zarządzania ludzką wspólnotą zwykle jawią się zasadniczo tylko dwie opcje: albo napierdalanie ludzi batem jak w rusko-pruskim drylu w daremnej na dalszą metę próbie całkowitego okiełznania społecznego żywiołu, co rzecz jasna owocuje tępą martwotą poddanych opresji rzesz na przemian z cyklicznymi nawrotami wściekłych rewolt w których znajduje desperacki wyraz ich tłumiona energia, lub też preferowany przez Anglosasów ''soft management'', czyli manipulacja zbiorowymi emocjami i odruchami przez ''niewidzialny rząd'' o jakim otwarcie mówił Bernays, używał on tu eufemistycznej metafory ''kołysania'' opinią publiczną dla opisu praktyki przypominającej dosiadanie rozjuszonej bestii. W mojej opinii istnieje też ''trzecia droga'', a jest nią polityczny i gospodarczy autorytaryzm, tym bardziej, że jest on efektywny ekonomicznie czego dowodem Singapur, a nade wszystko uczciwszy, bo tu rząd jest widzialny, hierarchia jawna, zaś obywatele dysponują wprawdzie ograniczonym, za to realnym zakresem swobód. Nikt przynajmniej nie żeni nam tutaj ordynarnego niewolnictwa jako ''wolności'' tak jak w sprokurowanej przez Bernaysa, a emblematycznej dla demoliberalizmu akcji z ''Torches of Freedom'', gdzie posługując się wyzwolonymi z mózgu babami wciśnięto im uzależnienie od tytoniowego nałogu i nabijanie tym kabzy producentom papierosów jako rzekomą ''emancypację''. Zwykła wydawałoby się lufka w ustach kobiety stała się tu ilustracją perfidnie zaszczepionego społeczeństwu freudowskiego ''kompleksu zazdrości o penisa'' trawiącego rzekomo wiele niewiast, rzecz jasna nie chodziło tu o sam organ ile to co sobą symbolizuje, czyli władzę, dominację i takie tam - tego właśnie nie pojmują nędzni stulejarze, iż babska nawet te najbardziej wredne stały się w ten sposób jedynie nieświadomym narzędziem w rękach cynicznych, wyzutych z emocji facetów, to mężczyźni za ich pomocą zgotowali innym mężczyznom piekło [ co bynajmniej nie zdejmuje winy z kobiet, które ochoczo temu uległy ]. W każdym razie zarówno libertarianie jak i ich socjalistyczni adwersarze na równi zdają się ignorować tę oto smutną prawdę o prawach rządzących ludzkimi zbiorowościami, jednako hołdując ''organicznej'' wizji społeczeństwa radykalnie odmienne tylko wyciągając z tego wnioski: lewicy marzy się kolektywne zarządzanie działalnością gospodarczą, wolnościowcy zaś preferują swobodne interakcje jednostek i dobrowolnych zrzeszeń konstytuujących sieć w pełni wolnego rynku, tak czy siak pokładają wiarę w ''powszechny rozum'' jawiący się w świetle powyższych konstatacji jako oksymoron. Pryncypialne trzymanie się zasad skazuje więc jednych i drugich na polityczną przegraną z racji programowego ignorowania realiów, albo też ceną za sukces staje się gigantyczna hipokryzja i wyrzeczenie się ideałów - dlatego nie tylko socjaliści w swym dążeniu do ustanowienia bezpaństwowej komuny tworzą mordercze totalitaryzmy, ale i liberałowie zazwyczaj po dorwaniu do władzy ostają się ordynarnymi zamordystami. Moralne więc byłoby uczciwe postawienie sprawy jak to ma miejsce w autorytarnym porządku rzeczy, zamiast kultywowanie zakłamania lub jałowej iluzji socjalistycznej czy wolnorynkowej.
Świadom podskórnego dramatu nowożytnej historii był Stachniuk, co by o nim nie gadać wybitny i przenikliwy umysł, bowiem trafnie rozpoznał w pisanych w okresie cywilizacyjnej zapaści ''Zagadnieniach totalizmu'' przyczyny szalejącej wokół wojennej zawieruchy, jak i triumfu komunizmu i nazizmu: wejście na arenę dziejów mas demokratycznych oznaczało erupcję ''emocyj utajonych'', rządzących nimi chtonicznych sił, które zmiotły tradycyjne formy społeczne i kulturowe jakie nie były już w stanie ich okiełznać. Na tym w istocie polegała katastrofa epoki totalitaryzmów ''czerwonego'' i ''brunatnego'' mimo wszelkich dzielących je różnic, stanowiły one apokaliptyczny na historyczną miarę paroksyzm zwyrodniałej energii zakumulowanej w ludzkich tłumach - przy całym moim zasadniczym sceptycyzmie dla Stachniuka chylę czoła przed heroicznym, i daremnym jak się okazało wysiłkiem jaki podjął, by przeciwstawić tym patologiom jakiś pozytywny projekt polityczny, konkretnie ''narodowej wspólnoty tworzącej'' całkowicie poroniony szczególnie w ówczesnych realiach, za co zapłacił złamanym w ubeckiej katowni życiem. To zresztą dylemat nie nowy, pierwszy bodaj raz pojawia się jako kontrowersja między dwoma wybitnymi filozofami nie tylko politycznymi Thomasem Hobbesem a Baruchem Spinozą już w poł. XVII w., akurat wtedy, gdy z impetem masy wchodzą na europejską scenę dziejów. Nie był to miły widok oględnie zowiąc, pierwszy z nich napatrzył się wiele pod tym względem podczas rewolucji w Anglii i wojny domowej, które to zawieruchy historyczne zawsze stanowią wypiętrzenie g... tkwiącego w człowieku i najbardziej odrażających cech naszego gatunku. Drugi zaś jako związany ze stronnictwem braci de Witt walczących w ówczesnej Holandii o prymat władzy przeżył ciężko ich bestialski lincz jakiego dopuścił się podpuszczony przez rywali politycznych motłoch: pokłosiem tego słynny obraz z epoki przedstawiający nieszczęsne ofiary rozgrywek jako zmasakrowane połcie mięsa niczym świńskie półtusze w rzeźni. Wszakże obaj wyciągnęli z tego skrajnie odmienne wnioski - Hobbes jak to zwykle się czyni w razie gorzkich rozczarowań uznał, że skoro ludzie to bestie zwyczajnie trza ich wziąć za mordę, a raczej sami powinni nałożyć sobie kaganiec na pysk w swym dobrze pojętym, egoistycznym interesie by się wzajem nie powyrzynali, stąd konieczność ustanowienia nad sobą państwowego Lewiatana czuwającego, aby społeczność na powrót nie osunęła się w barbarzyński ''stan natury''. Inaczej Spinoza: z budzącego grozę odkrycia irracjonalnej natury człowieka wyrozumował, że nie ma co tłumić dzikich instynktów tkwiących w każdym z nas, bo przyniesie to jedynie skutek podobny desperackiemu przyciskaniu pokrywki na gotującym się garnku, za to należy je wykorzystać umiejętnie kanalizując tak, by miotające jednostką ambicje, żądze, skrajne emocje etc. zaprząc w służbie ogółu, i nie przypadkiem za najlepszy ku temu ustrój uznał demokrację, wszakże nie pojmowaną naiwnie jako rzekome ''rządy ludu'', ale jak pisał już wtedy: ''rządzenie ludźmi w taki sposób, by wydawało im się, że rządzą sobą sami''. Doskonałą tego ilustracją był inny projekt Bernaysa ''Democracity'' z 1939 r. stanowiący manifestację paternalistycznego kapitalizmu, gdzie przeciętny konsument jest zaledwie pionkiem i narzędziem w przestrzeni zorganizowanej przez połączone siły wielkiego biznesu i rządu, a wszystko to w oprawie haseł o ''wolnym handlu'' i ''prawach jednostki'':
Stan dziejowego zawieszenia w jakim bez kozery orzec można znaleźliśmy się skłonił mnie do sięgnięcia po pracę Mirosława Lakomego o ''doktrynie Bernaysa'', autor wprawdzie na demoliberalną modłę niepotrzebnie i irytująco wręcz obesrany krygując się niczym grzeczna panienka z dawnych dobrych czasów [ tak, wiemy kochanie, że nie jesteś ''faszystą''! ], niemniej zawarte w niej uwagi pana Edwarda B. porażają aktualnością w swym przenikliwym cynizmie. Lektura jak znalazł więc na obecne czasy - by przybliżyć sylwetkę tytułowego bohatera wystarczy powiedzieć, że na jego losie zaważyło bliskie pokrewieństwo z Freudem, i to wręcz ''krzyżowe'', gdyż ojciec Bernaysa wziął sobie za żonę siostrę ojca psychoanalnizy, ten zaś z kolei ożenił się z jego siostrą... Zafascynowany perwersyjnymi ideami wuja Edek, gdy dorósł w duchu amerykańskiego pragmatyzmu jął stosować je w działalności komiwojażera, a w końcu twórcy biznesowego PR-u jakim się ostał, z sukcesem zazwyczaj niestety. Otóż studiując pisma Freuda, ale i ''psychologa mas'' Gustawa Le Bona i im podobnych odkrył smutne realia praw rządzących ludzką wspólnotą niezależnie od panującego w niej ustroju politycznego i ekonomicznego: okazało się, że ''umysł grupowy'', który jest faktem a nie żadną hipostazą, posiada cechy odmienne od indywidualnych i motywowany jest przez impulsy, emocje i nawyki, stąd bardzo łatwo nim powodować. Innymi słowy nawet jeśli ludzie jako jednostki są z grubsza przynajmniej racjonalni [ co jest bardzo dyskusyjne oględnie zowiąc ], to jednak nie ma to żadnego przełożenia na formy ich życia zbiorowego, w tym uprawianą przez nich działalność gospodarczą, która przybiera przez to zazwyczaj irracjonalną bywa całkiem formę, i stąd generuje permanentne kryzysy niezależne od interwencjonizmu państwowego jaki może je co najwyżej osłabiać lub wzmacniać w zależności od zapatrywań danej szkoły ekonomicznej. Mechanizm ten działa co warto podkreślić nie tylko w tłumie, ale nawet gdy jak teraz siedzimy pozamykani w swoich domach każdy z osobna i na dobrowolnej często kwarantannie - mamy właśnie okazję nie tylko obserwować co samemu doświadczać na własnej skórze potęgi czynników irracjonalnych i odruchów stadnych na wyobcowane jednostki w całkiem zatomizowanym społeczeństwie! W tej sytuacji jako skuteczne i realistyczne metody zarządzania ludzką wspólnotą zwykle jawią się zasadniczo tylko dwie opcje: albo napierdalanie ludzi batem jak w rusko-pruskim drylu w daremnej na dalszą metę próbie całkowitego okiełznania społecznego żywiołu, co rzecz jasna owocuje tępą martwotą poddanych opresji rzesz na przemian z cyklicznymi nawrotami wściekłych rewolt w których znajduje desperacki wyraz ich tłumiona energia, lub też preferowany przez Anglosasów ''soft management'', czyli manipulacja zbiorowymi emocjami i odruchami przez ''niewidzialny rząd'' o jakim otwarcie mówił Bernays, używał on tu eufemistycznej metafory ''kołysania'' opinią publiczną dla opisu praktyki przypominającej dosiadanie rozjuszonej bestii. W mojej opinii istnieje też ''trzecia droga'', a jest nią polityczny i gospodarczy autorytaryzm, tym bardziej, że jest on efektywny ekonomicznie czego dowodem Singapur, a nade wszystko uczciwszy, bo tu rząd jest widzialny, hierarchia jawna, zaś obywatele dysponują wprawdzie ograniczonym, za to realnym zakresem swobód. Nikt przynajmniej nie żeni nam tutaj ordynarnego niewolnictwa jako ''wolności'' tak jak w sprokurowanej przez Bernaysa, a emblematycznej dla demoliberalizmu akcji z ''Torches of Freedom'', gdzie posługując się wyzwolonymi z mózgu babami wciśnięto im uzależnienie od tytoniowego nałogu i nabijanie tym kabzy producentom papierosów jako rzekomą ''emancypację''. Zwykła wydawałoby się lufka w ustach kobiety stała się tu ilustracją perfidnie zaszczepionego społeczeństwu freudowskiego ''kompleksu zazdrości o penisa'' trawiącego rzekomo wiele niewiast, rzecz jasna nie chodziło tu o sam organ ile to co sobą symbolizuje, czyli władzę, dominację i takie tam - tego właśnie nie pojmują nędzni stulejarze, iż babska nawet te najbardziej wredne stały się w ten sposób jedynie nieświadomym narzędziem w rękach cynicznych, wyzutych z emocji facetów, to mężczyźni za ich pomocą zgotowali innym mężczyznom piekło [ co bynajmniej nie zdejmuje winy z kobiet, które ochoczo temu uległy ]. W każdym razie zarówno libertarianie jak i ich socjalistyczni adwersarze na równi zdają się ignorować tę oto smutną prawdę o prawach rządzących ludzkimi zbiorowościami, jednako hołdując ''organicznej'' wizji społeczeństwa radykalnie odmienne tylko wyciągając z tego wnioski: lewicy marzy się kolektywne zarządzanie działalnością gospodarczą, wolnościowcy zaś preferują swobodne interakcje jednostek i dobrowolnych zrzeszeń konstytuujących sieć w pełni wolnego rynku, tak czy siak pokładają wiarę w ''powszechny rozum'' jawiący się w świetle powyższych konstatacji jako oksymoron. Pryncypialne trzymanie się zasad skazuje więc jednych i drugich na polityczną przegraną z racji programowego ignorowania realiów, albo też ceną za sukces staje się gigantyczna hipokryzja i wyrzeczenie się ideałów - dlatego nie tylko socjaliści w swym dążeniu do ustanowienia bezpaństwowej komuny tworzą mordercze totalitaryzmy, ale i liberałowie zazwyczaj po dorwaniu do władzy ostają się ordynarnymi zamordystami. Moralne więc byłoby uczciwe postawienie sprawy jak to ma miejsce w autorytarnym porządku rzeczy, zamiast kultywowanie zakłamania lub jałowej iluzji socjalistycznej czy wolnorynkowej.
Świadom podskórnego dramatu nowożytnej historii był Stachniuk, co by o nim nie gadać wybitny i przenikliwy umysł, bowiem trafnie rozpoznał w pisanych w okresie cywilizacyjnej zapaści ''Zagadnieniach totalizmu'' przyczyny szalejącej wokół wojennej zawieruchy, jak i triumfu komunizmu i nazizmu: wejście na arenę dziejów mas demokratycznych oznaczało erupcję ''emocyj utajonych'', rządzących nimi chtonicznych sił, które zmiotły tradycyjne formy społeczne i kulturowe jakie nie były już w stanie ich okiełznać. Na tym w istocie polegała katastrofa epoki totalitaryzmów ''czerwonego'' i ''brunatnego'' mimo wszelkich dzielących je różnic, stanowiły one apokaliptyczny na historyczną miarę paroksyzm zwyrodniałej energii zakumulowanej w ludzkich tłumach - przy całym moim zasadniczym sceptycyzmie dla Stachniuka chylę czoła przed heroicznym, i daremnym jak się okazało wysiłkiem jaki podjął, by przeciwstawić tym patologiom jakiś pozytywny projekt polityczny, konkretnie ''narodowej wspólnoty tworzącej'' całkowicie poroniony szczególnie w ówczesnych realiach, za co zapłacił złamanym w ubeckiej katowni życiem. To zresztą dylemat nie nowy, pierwszy bodaj raz pojawia się jako kontrowersja między dwoma wybitnymi filozofami nie tylko politycznymi Thomasem Hobbesem a Baruchem Spinozą już w poł. XVII w., akurat wtedy, gdy z impetem masy wchodzą na europejską scenę dziejów. Nie był to miły widok oględnie zowiąc, pierwszy z nich napatrzył się wiele pod tym względem podczas rewolucji w Anglii i wojny domowej, które to zawieruchy historyczne zawsze stanowią wypiętrzenie g... tkwiącego w człowieku i najbardziej odrażających cech naszego gatunku. Drugi zaś jako związany ze stronnictwem braci de Witt walczących w ówczesnej Holandii o prymat władzy przeżył ciężko ich bestialski lincz jakiego dopuścił się podpuszczony przez rywali politycznych motłoch: pokłosiem tego słynny obraz z epoki przedstawiający nieszczęsne ofiary rozgrywek jako zmasakrowane połcie mięsa niczym świńskie półtusze w rzeźni. Wszakże obaj wyciągnęli z tego skrajnie odmienne wnioski - Hobbes jak to zwykle się czyni w razie gorzkich rozczarowań uznał, że skoro ludzie to bestie zwyczajnie trza ich wziąć za mordę, a raczej sami powinni nałożyć sobie kaganiec na pysk w swym dobrze pojętym, egoistycznym interesie by się wzajem nie powyrzynali, stąd konieczność ustanowienia nad sobą państwowego Lewiatana czuwającego, aby społeczność na powrót nie osunęła się w barbarzyński ''stan natury''. Inaczej Spinoza: z budzącego grozę odkrycia irracjonalnej natury człowieka wyrozumował, że nie ma co tłumić dzikich instynktów tkwiących w każdym z nas, bo przyniesie to jedynie skutek podobny desperackiemu przyciskaniu pokrywki na gotującym się garnku, za to należy je wykorzystać umiejętnie kanalizując tak, by miotające jednostką ambicje, żądze, skrajne emocje etc. zaprząc w służbie ogółu, i nie przypadkiem za najlepszy ku temu ustrój uznał demokrację, wszakże nie pojmowaną naiwnie jako rzekome ''rządy ludu'', ale jak pisał już wtedy: ''rządzenie ludźmi w taki sposób, by wydawało im się, że rządzą sobą sami''. Doskonałą tego ilustracją był inny projekt Bernaysa ''Democracity'' z 1939 r. stanowiący manifestację paternalistycznego kapitalizmu, gdzie przeciętny konsument jest zaledwie pionkiem i narzędziem w przestrzeni zorganizowanej przez połączone siły wielkiego biznesu i rządu, a wszystko to w oprawie haseł o ''wolnym handlu'' i ''prawach jednostki'':
-
w tak zarysowanej wizji konsumeryzm miał nie tylko zgodnie z duchem
ówczesnej keynesistowskiej ekonomii ożywić tkwiącą w zastoju
gospodarkę, ale nade wszystko angażując barbarzyńskie instynkty
mas kanalizować je w bezpieczny dla systemu sposób, by nie znalazły
one ujścia w totalitaryzmach, obojętnie komunistycznym czy
nazistowskim [ stąd dziejowy kontekst wystawy jest kluczowy ]. Z tej
perspektywy patrząc nie jest przesadą stwierdzenie, iż ówczesne gwiazdy
filmu, sportu czy estrady miały pełnić rolę ersatzu Hitlera czy
Stalina - skoro już ludzie tak uwielbiają oddawać się
bałwochwalstwu czcząc bożyszcza tłumów, niech robią to w formie
rozgrywek baseballowych czy koncertów jazzowych na wolnym powietrzu,
a nie podczas nazistowskich parteitagów lub bolszewickich masówek. Śmiem
twierdzić, iż na tym polega istotny sens konsumeryzmu do dziś jako nieodzownego dla sprawowania realnej władzy w społeczeństwie masowym mechanizmu politycznej kontroli,
wobec którego jego wymiar ekonomiczny jest drugorzędnym co najwyżej, podobnie jak i towarzyszących mu strategii ''emancypacyjnych'' kobiet, pederastów, mniejszości etnicznych i rasowych służących jak wygodne narzędzie w rękach globalistów do terroryzowania większości. Widać to choćby na przykładzie przemysłu pornograficznego jako kapitalnym aparacie mapowania zbiorowej nieświadomości, i ustalania skrytych, boć przecież nie ''intymnych'' już preferencji całych populacji, czy w biznesie gamingowym nawiasem idealnie zgrywającym się z powszechną militaryzacją, bowiem cyfrowe strzelanki sprzyjają wyrobieniu mentalnych dyspozycji przydatnych później na realnym polu walki. Dlatego zapaść ekonomiczna nie będzie oznaczać całkowitej likwidacji konsumpcji jak niektórzy mądrale już tokują, a co najwyżej jej ograniczenie i nade wszystko przeformatowanie np. ludzie zaczną kupować mniej, za to paradoksalnie preferując droższe, lecz trwalsze towary tak by posłużyły im dłużej w ciężkich czasach, może dzięki temu przynajmniej skończy się wreszcie obłęd sztucznego ''postarzania produktów'' itd. - zagadnienie to postaram się rozwinąć w kolejnych wpisach. Oczywiście na tak zarysowany istotny sens konsumeryzmu całkiem ślepi są wolnorynkowcy, usiłujący jeszcze przy tym rozerwać naturalny związek bogactwa i władzy, jak i przeceniający w pełnym tego słowa znaczeniu pracę socjaliści, nie kumający jednako czemu to wszystko ma służyć.
W każdym razie korzeni tej praktyki upatrywałbym w ''rozproszonym'' angielskim konstytucjonalizmie, gdzie z braku spisanej ustawy zasadniczej stanowi o niej to co za nią uchodzi w danym momencie dziejowym w powszechnej opinii, oczywiście bazującej na tamtejszej tradycji na którą składa się masa rozmaitych aktów prawnych, orzeczeń, uchwał parlamentu itd. Nacisk jednak położony jest tu na ich interpretację zależną w dużej mierze od kontekstu epoki, co otwiera pole dla siły perswazji, i stąd pewnie typowa dla wyspiarzy ''inżynieria zgody'' uprawiana przez takich PR-owców jak Bernays, zamiast kontynentalnego zamordyzmu. A cóż to jest wyjaśniał onże sam w wydanym tuż po zakończeniu II wojny światowej dziełku o tym samym tytule:
''Inżynieria zgody powinna opierać się teoretycznie i praktycznie na całkowitym zrozumieniu [tematu, którym się zajmuje] tych, których stara się pozyskać. Czasami jednak nie jest możliwe osiągnięcie wspólnych decyzji opartych na zrozumieniu faktów przez wszystkich ludzi. Przeciętny dorosły Amerykanin ma za sobą tylko sześć lat szkoły. Lider, spotykając się z naglącymi kryzysami i decyzjami do podjęcia, często nie może czekać aż ludzie osiągną choćby ogólne zrozumienie. W niektórych przypadkach, demokratyczny lider musi spełnić swoją rolę w doprowadzeniu społeczeństwa — poprzez inżynierię zgody — do społecznie konstruktywnych celów i wartości. [...] Przede wszystkim jednak, inżynier zgody musi stworzyć wiadomość. Wiadomość nie jest rzeczą nieożywioną. To jawny akt, który tworzy wiadomość, a wiadomość z kolei kształtuje postawy i działania ludzi. Dobrym kryterium oceny czy coś stanowi wiadomość lub też nie, jest sprawdzenie czy zdarzenie wychodzi poza ramy rutyny. Rozwijanie zdarzeń i okoliczności, które nie należą do rutynowych jest jedną z podstawowych funkcji inżyniera zgody. Zdarzenia tak zaplanowane mogą być emitowane poprzez systemy komunikacji do nieskończenie większej liczby ludzi niż ci, którzy rzeczywiście w nich uczestniczą i barwnie przedstawiają idee tym, którzy nie są ich uczestnikami. Pomysłowo zaaranżowane wydarzenie może z powodzeniem rywalizować o uwagę z innymi zdarzeniami. Wydarzenia interesujące dla mediów, z udziałem ludzi zwykle nie dzieją się przez przypadek. Są planowane świadomie by osiągnąć cel, by wpłynąć na nasze idee i działania. Wydarzenia mogą być także ustawione w reakcji łańcuchowej. Wykorzystując siłę liderów grup, inżynier zgody może ich stymulować do inicjowania swoich własnych działań. Zorganizują oni dodatkowe, wyspecjalizowane, zależne wydarzenia, które będą lepiej przedstawiać podstawowy temat.''
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10069
Znamienne, że polski przekład fundamentalnej pracy Bernaysa pod wymownym tytułem: ''Krystalizacja opinii publicznej'' ukazał się w zeszłym roku nakładem nie byle jakiej oficyny, bo samego Narodowego Centrum Kultury...
W podsumowaniu niniejszych rozważań zauważyć należy, iż to co obecnie się wokół wyprawia nie da się ukryć dziwnie współgra z wypowiedziami sprzed paru laty przyszłego jeszcze wtedy premiera Morawieckiego nagranymi przez ''karczmarzy'' w zajeździe ''Sowa'': otóż wykładał on tam w prywatnej rozmowie ze szczerą dosadnością na którą nie mógłby sobie pozwolić jako dyrektor banku a już szczególnie szef rządu w oficjalnych enuncjacjach, iż kończy się nieubłaganie dotychczasowe ''dolce vita'' obrzydliwie bogatych społeczeństw Okcydentu, którego jesteśmy de facto eurazjatycką peryferią. Sprawowanie przywództwa w tym świecie sprowadzało się dotąd do zarządzania oczekiwaniami mas, tymi słynnymi już wymienionymi przezeń ''menejdżment of ekspektejszynz'', nielichą więc sztuką jawi się wyklarowanie im teraz konieczności radykalnego obniżenia standardów do jakich przywykły, zwłaszcza gdy jeszcze niedawno samemu wmawiało się tym nieszczęśnikom najbardziej wydumane i autodestrukcyjne wręcz potrzeby podkręcając je do absurdalnych rozmiarów. Uczynić zaś to bezwzględnie należy, bowiem doszliśmy do ściany, i nie da się już dłużej jechać na samych jutuberach i szafiarkach w sytuacji, kiedy model taniej siły roboczej z Azji dostarczającej tym głupkom technologii i towarów w jakie mogli się modnie odziać kończy się. Dzieje się zaś tak, gdyż komunistyczni przywódcy Chin zapatrzeni w marksowski projekt bezklasowego ładu jako wyższej postaci kapitalizmu postanowili przejść do następnego etapu jego realizacji, a wielu globalistów zdaje się temu cicho sprzyjać. Omówieniem możliwych implikacji tego zajmiemy się kiedy indziej, teraz wypada nadmienić jedynie, iż jako się rzekło konsumeryzm stanowiąc przydatne narzędzie zawiadywania masami bynajmniej nie zaniknie w świecie rodzącej się na naszych oczach ''nowej normalności'', więc o los tępych a cwanych karyn szczujących cycem na instagramie jestem akurat spokojny, najwyżej się przebranżowią. Natomiast nie zmienia to faktu, że w ramach współczesnego ''totale Mobilmachung'' Okcydentu trzeba będzie zaprowadzić weń radykalną reglamentację i obostrzenia do czego najlepiej nadaje się totalitaryzm i wojna, a tego rzecz jasna nie chcemy jak słusznie zauważył Maowiecki, cóż jednak przeszkadza w tym celu wykorzystując siłę rażenia mediów tradycyjnych i elektronicznych wprawić masy w stan zbiorowej psychozy sztucznie nakręcaną ''pandemią'' dajmy na to... Tak sobie gdybam jedynie, w każdym razie wygląda na to, że będziemy jak klarował wówczas proroczo ''zapier... za miskę ryżu, jedni będą kopać rowy, inni je zasypywać, i będziemy zadowoleni poprzestając na mniejszych emeryturach, pensjach i firmach, byleśmy obniżyli odpowiednio dotychczasowe standardy naszych oczekiwań'', a wszystko oczywiście higienicznie i w maseczkach na twarzy. Przyznajmy uczciwie, że świat, który bardziej ceni świecenie publicznie gołym tyłkiem i insze obscena nad poszerzanie zakresu ludzkiej wiedzy, a zamiast nauczaniu elementarnej wydawałoby się logiki woli oddawać się studiowaniu takich gówien jak ''gender'' nie zasługuje na nic innego, a wręcz to zbytek łaski dlań.
Niestety o ile dla rozpasanego Zachodu mogą to być wręcz konieczne sole trzeźwiące, to już na tej naszej jego rubieży rzeczy przedstawiają się zgoła inaczej. Przedłużający się stan ''kwarantanny'' kraju będzie oznaczał rzeź tutejszego bieda biznesu i tysięcy zatrudnionych w nim ludzi, pozbawieni wskutek tego majątków i pracy, a często z ogromnym długiem na plecach jakiego możliwość spłacenia odjęto im nie z własnej winy, obrócą się przeciwko rządzącym wściekli wychodząc na ulice zasiliwszy także szeregi Konfy czy lewicy, i doprawdy trudno się temu dziwić. Kolejne obostrzenia zaprowadzane przezpajaca ''świeckiego świętego'' Szumowskiego stanowią dla nich wyrok, w każdym razie niedługo będzie tu sporo majątku i firm tanio do przejęcia, zapowiada się gigantyczna wyprzedaż nad Wisłą, i jeśli wypadki przyjmą takowy obrót palcem nawet nie kiwnę w obronie PiS, gdy rozjuszone pospólstwo weźmie ich w efekcie na widły [ insza inszość, że przy tym stopniu ''indywiduacji'' czyli anomii społecznej, i wydoskonaleniu technik kontroli oraz inwigilacji rządzący raczej nie mają się czego obawiać ]. Moje poparcie dla tej formacji od początku było warunkowe o czym łacno przekonać się z licznych archiwalnych wpisów na tym blogu, nigdy nie zapisywałem się do żadnej sekty politycznej obojętnie lewicowej, prawicowej czy libertariańskiej, całym sercem ich nie cierpię i zwalczam zajadle jak tylko potrafię. Reprezentowana więc przeze mnie postawa propaństwowca tylko zaczadzonemu swymi ideologicznymi dogmatami anarchiście może wydawać się ślepym posłuszeństwem najbardziej bzdurnym nakazom rządzących w myśl zasady: ''słuszna linię nasza władza ma''. Nie, gdy okaże się, iż oni sami zaczynają anarchizować własny kraj niczym Iwan Groźny zaprowadzając jakowąś ''cyber-opriczninę'' instalując przy każdym elektronicznego pastucha, przykro mi, ale są jakieś granice. Zasadnicza różnica w porównaniu z rekomendowanymi przeze mnie ostatnio singapurskimi rozwiązaniami polega na tym, iż groteskowym zamordyzmem i towarzyszącym mu propagandowym napuszeniem polskie państwo pokrywa swą fundamentalną słabość i nieudolność rządzących - tego należy się obawiać a nie jakowegoś widma ''autorytaryzmu'' nad Wisłą [ co nie wyklucza przy tym obrocie spraw ofiar śmiertelnych reżimu, wręcz przeciwnie: spanikowany desperat może urządzić masakrę strzelając na oślep ]. Warto stąd przypomnieć, że wbrew temu co bredzą parahistorycy pokroju red. Ziemkiewicza rokosz Lubomirskiego nie był buntem przeciwko królowi, inaczej jak wytłumaczyć ten oto kuriozalny z pozoru fakt, iż niecały miesiąc po pogromie, prawdziwej rzezi wojsk Jana Kazimierza pod Mątwami przywódca rzekomej ''rebelii'' złożył mu upokarzający hołd padając przed nim na kolana, i błagając cały we łzach o przebaczenie na oczach zgromadzonej tłumnie szlachty - ? Bowiem w ustroju rzeczywiście wolnościowym czyli republikańskim, gdzie rządność jest wręcz warunkiem swobód obywatelskich, poddani mają obowiązek przywołać władcę do porządku, gdy zbiesi się tracąc rezon jak właśnie wtedy stało się z polskim monarchą, któremu wskutek podszeptów małżonki stręczącej mu francuski jurgielt uwidziało się wmuszać RzPlitej absolutystyczny reżim. Żadną miarą nie zabezpieczyłby nas on przed dziejową katastrofą rewolucyjnego obalenia monarchii jaką de facto były rozbiory, a dokonaną o ironio przez innych władców mocarstw ościennych i to właśnie absolutystycznych! Tak jak nie ocalił samej Francji przed kataklizmem rewolucji, który uruchomił ciąg wypadków po których w rezultacie kraj ten już się nie podniesie, prędzej zamieniając w eurokalifat i bantustan w jednym.
W każdym razie najbliższe miesiące dowodnie okażą czy administrująca Polską ekipa posiada jeszcze jakieś resztki choć samodzielności, bo na nic innego rozpatrując rzecz trzeźwo od początku nie liczyłem, czy też okaże się jedynie kolejną ''trzymającą za władzę'' grupą nadzorców miejscowej ludności w obcym interesie, kierującej się zasadą ''rząd się sam wyżywi'' przywołując niesłynnego ''klasyka''. Zwyczajnie nie można budować postulowanego tutaj kapitalizmu państwowego zarzynając nawet tak niedoskonałą postać burżuazji narodowej jak ten nasz nieszczęsny bieda-biznes, a z pracownika na powrót czyniąc niewolnika gotowego znosić pomiatanie nim w robocie, i gównianą pensję byle mieć co do gara włożyć - jak pisałem już jestem przekonany, że eurazjatyzm jest naszym przeznaczeniem, wszakże nigdzie nie powiedziano, iż zamiast namiastki choć Singapuru nad Wisłą nie będziemy mieć tu drugi Bangladesz... I z tą oto cierpką jak dobre wino refleksją ostawiam licząc, że czas świąt Wielkanocnych stanie się okazją dla trzeźwej refleksji czy droga jaką dotąd zdążaliśmy jako jednostki i cały naród była aby właściwa, bo wszystko zdaje się wskazywać, iż stanowiła jedynie miraż z którego właśnie boleśnie się budzimy: nadzieję pokładam w naszej mówiąc Gombrem cywilizacyjnej ''młodszości'', czyli wspomnianym statusie eurazjatyckiej peryferii Zachodu jak i Wschodu, z drugiej przez to właśnie jesteśmy szczególnie narażeni jako państwo frontowe położone na geopolitycznym ''uskoku'', więc na dwoje babka wróżyła, obaczymy. Ten brak solidnych podwalin decyduje o fundamentalnej słabości polskiej państwowości czyniąc zarazem idiotycznymi wszelkie próby przeszczepienia anarchizmu czy libertarianizmu na nasz grunt, ruchome piaski na jakich przyszło nam żyć - pomstowanie na wszechwładzę rządu ma sens tam, gdzie Lewiatan jest faktycznie potężny, a nie kiedy desperacko usiłując złapać równowagę chwyta się dosłownie brzytwy jak teraz pararzeczpospolita nr. 3. Stanowić to powinno jednak asumpt do jej rzeczywistego wzmocnienia, nie zaś samobójczego w naszych warunkach bełkotu, że ''państwo złodzieje, a podatki kradzież'' czy ślepego zapatrzenia w poronione globalistyczne struktury typu UE co powiela jedynie postawę ''wolnościowców'' z Targowicy, którzy tak bardzo obawiali się zaprowadzenia rodzimego zamordyzmu, że wybrali posłuszeństwo cudzemu.
ps. rekomenduję jeszcze lekturę znakomitej pracy historycznej autorstwa Franka Dikottera pt. ''Rewolucja kulturalna. Historia - powinno być raczej ''tragedia'' - narodu 1962-76'', bowiem jak ulał na teraz, gdyż traktuje o gigantycznym eksperymencie socjotechnicznym kontrolowanego chaosu w jaki wprawił wówczas własny kraj Mao. Sztucznie rewoltując chińskie pospólstwo przeciwko swojemu aparatowi władzy każąc go tym za niedostateczną w jego mniemaniu służalczość i ''zdradę'' wręcz, mógł zachować wygodną pozycję superarbitra szczując wzajem frakcje partyjne w obozie komunistów, wojsko i całe grupy społeczne przeciwko sobie. Pozwalało mu to żeglować swobodnie niczym Wielki Sternik jakiego tytuł przybrał na wzburzonych falach krwawej anarchii w której pogrążyły się wtedy Chiny, przeorawszy tym tamtejsze społeczeństwo dokumentnie wywracając dotychczasowy porządek na nice. Szczególnie wstrząsające wrażenie robią zawarte w pracy opisy łatwości z jaką rozumni i cywilizowani wydawałoby się ludzie, zwłaszcza uczniowie i studenci elitarnych szkół stanowiący tamtejszą inteligencję, poddawali się orgii przemocy i psychozie bestialskiego linczowania ''wrogów klasowych'' samemu chętnie wymierzając takowym razy. To tak do sztambucha naiwnym, by nie powiedzieć wprost idiotom sądzącym, że totalitarne ''chińskie porządki'' stanowią jakąś alternatywę dla demoliberalnego miękkiego zamordyzmu Okcydentu, gdzie to każdy sam bierze się za twarz jak i swych współobywateli zahipnotyzowany sugestiami ''niewidzialnego rządu'', no i na odwrót... Mimo wszystko wolę preferowane przez Zachód ''strategiczne zarządzanie ludzką percepcją'', wszakże jedynie na zasadzie ''mniejszego zła''.
W każdym razie korzeni tej praktyki upatrywałbym w ''rozproszonym'' angielskim konstytucjonalizmie, gdzie z braku spisanej ustawy zasadniczej stanowi o niej to co za nią uchodzi w danym momencie dziejowym w powszechnej opinii, oczywiście bazującej na tamtejszej tradycji na którą składa się masa rozmaitych aktów prawnych, orzeczeń, uchwał parlamentu itd. Nacisk jednak położony jest tu na ich interpretację zależną w dużej mierze od kontekstu epoki, co otwiera pole dla siły perswazji, i stąd pewnie typowa dla wyspiarzy ''inżynieria zgody'' uprawiana przez takich PR-owców jak Bernays, zamiast kontynentalnego zamordyzmu. A cóż to jest wyjaśniał onże sam w wydanym tuż po zakończeniu II wojny światowej dziełku o tym samym tytule:
''Inżynieria zgody powinna opierać się teoretycznie i praktycznie na całkowitym zrozumieniu [tematu, którym się zajmuje] tych, których stara się pozyskać. Czasami jednak nie jest możliwe osiągnięcie wspólnych decyzji opartych na zrozumieniu faktów przez wszystkich ludzi. Przeciętny dorosły Amerykanin ma za sobą tylko sześć lat szkoły. Lider, spotykając się z naglącymi kryzysami i decyzjami do podjęcia, często nie może czekać aż ludzie osiągną choćby ogólne zrozumienie. W niektórych przypadkach, demokratyczny lider musi spełnić swoją rolę w doprowadzeniu społeczeństwa — poprzez inżynierię zgody — do społecznie konstruktywnych celów i wartości. [...] Przede wszystkim jednak, inżynier zgody musi stworzyć wiadomość. Wiadomość nie jest rzeczą nieożywioną. To jawny akt, który tworzy wiadomość, a wiadomość z kolei kształtuje postawy i działania ludzi. Dobrym kryterium oceny czy coś stanowi wiadomość lub też nie, jest sprawdzenie czy zdarzenie wychodzi poza ramy rutyny. Rozwijanie zdarzeń i okoliczności, które nie należą do rutynowych jest jedną z podstawowych funkcji inżyniera zgody. Zdarzenia tak zaplanowane mogą być emitowane poprzez systemy komunikacji do nieskończenie większej liczby ludzi niż ci, którzy rzeczywiście w nich uczestniczą i barwnie przedstawiają idee tym, którzy nie są ich uczestnikami. Pomysłowo zaaranżowane wydarzenie może z powodzeniem rywalizować o uwagę z innymi zdarzeniami. Wydarzenia interesujące dla mediów, z udziałem ludzi zwykle nie dzieją się przez przypadek. Są planowane świadomie by osiągnąć cel, by wpłynąć na nasze idee i działania. Wydarzenia mogą być także ustawione w reakcji łańcuchowej. Wykorzystując siłę liderów grup, inżynier zgody może ich stymulować do inicjowania swoich własnych działań. Zorganizują oni dodatkowe, wyspecjalizowane, zależne wydarzenia, które będą lepiej przedstawiać podstawowy temat.''
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10069
Znamienne, że polski przekład fundamentalnej pracy Bernaysa pod wymownym tytułem: ''Krystalizacja opinii publicznej'' ukazał się w zeszłym roku nakładem nie byle jakiej oficyny, bo samego Narodowego Centrum Kultury...
W podsumowaniu niniejszych rozważań zauważyć należy, iż to co obecnie się wokół wyprawia nie da się ukryć dziwnie współgra z wypowiedziami sprzed paru laty przyszłego jeszcze wtedy premiera Morawieckiego nagranymi przez ''karczmarzy'' w zajeździe ''Sowa'': otóż wykładał on tam w prywatnej rozmowie ze szczerą dosadnością na którą nie mógłby sobie pozwolić jako dyrektor banku a już szczególnie szef rządu w oficjalnych enuncjacjach, iż kończy się nieubłaganie dotychczasowe ''dolce vita'' obrzydliwie bogatych społeczeństw Okcydentu, którego jesteśmy de facto eurazjatycką peryferią. Sprawowanie przywództwa w tym świecie sprowadzało się dotąd do zarządzania oczekiwaniami mas, tymi słynnymi już wymienionymi przezeń ''menejdżment of ekspektejszynz'', nielichą więc sztuką jawi się wyklarowanie im teraz konieczności radykalnego obniżenia standardów do jakich przywykły, zwłaszcza gdy jeszcze niedawno samemu wmawiało się tym nieszczęśnikom najbardziej wydumane i autodestrukcyjne wręcz potrzeby podkręcając je do absurdalnych rozmiarów. Uczynić zaś to bezwzględnie należy, bowiem doszliśmy do ściany, i nie da się już dłużej jechać na samych jutuberach i szafiarkach w sytuacji, kiedy model taniej siły roboczej z Azji dostarczającej tym głupkom technologii i towarów w jakie mogli się modnie odziać kończy się. Dzieje się zaś tak, gdyż komunistyczni przywódcy Chin zapatrzeni w marksowski projekt bezklasowego ładu jako wyższej postaci kapitalizmu postanowili przejść do następnego etapu jego realizacji, a wielu globalistów zdaje się temu cicho sprzyjać. Omówieniem możliwych implikacji tego zajmiemy się kiedy indziej, teraz wypada nadmienić jedynie, iż jako się rzekło konsumeryzm stanowiąc przydatne narzędzie zawiadywania masami bynajmniej nie zaniknie w świecie rodzącej się na naszych oczach ''nowej normalności'', więc o los tępych a cwanych karyn szczujących cycem na instagramie jestem akurat spokojny, najwyżej się przebranżowią. Natomiast nie zmienia to faktu, że w ramach współczesnego ''totale Mobilmachung'' Okcydentu trzeba będzie zaprowadzić weń radykalną reglamentację i obostrzenia do czego najlepiej nadaje się totalitaryzm i wojna, a tego rzecz jasna nie chcemy jak słusznie zauważył Maowiecki, cóż jednak przeszkadza w tym celu wykorzystując siłę rażenia mediów tradycyjnych i elektronicznych wprawić masy w stan zbiorowej psychozy sztucznie nakręcaną ''pandemią'' dajmy na to... Tak sobie gdybam jedynie, w każdym razie wygląda na to, że będziemy jak klarował wówczas proroczo ''zapier... za miskę ryżu, jedni będą kopać rowy, inni je zasypywać, i będziemy zadowoleni poprzestając na mniejszych emeryturach, pensjach i firmach, byleśmy obniżyli odpowiednio dotychczasowe standardy naszych oczekiwań'', a wszystko oczywiście higienicznie i w maseczkach na twarzy. Przyznajmy uczciwie, że świat, który bardziej ceni świecenie publicznie gołym tyłkiem i insze obscena nad poszerzanie zakresu ludzkiej wiedzy, a zamiast nauczaniu elementarnej wydawałoby się logiki woli oddawać się studiowaniu takich gówien jak ''gender'' nie zasługuje na nic innego, a wręcz to zbytek łaski dlań.
Niestety o ile dla rozpasanego Zachodu mogą to być wręcz konieczne sole trzeźwiące, to już na tej naszej jego rubieży rzeczy przedstawiają się zgoła inaczej. Przedłużający się stan ''kwarantanny'' kraju będzie oznaczał rzeź tutejszego bieda biznesu i tysięcy zatrudnionych w nim ludzi, pozbawieni wskutek tego majątków i pracy, a często z ogromnym długiem na plecach jakiego możliwość spłacenia odjęto im nie z własnej winy, obrócą się przeciwko rządzącym wściekli wychodząc na ulice zasiliwszy także szeregi Konfy czy lewicy, i doprawdy trudno się temu dziwić. Kolejne obostrzenia zaprowadzane przez
W każdym razie najbliższe miesiące dowodnie okażą czy administrująca Polską ekipa posiada jeszcze jakieś resztki choć samodzielności, bo na nic innego rozpatrując rzecz trzeźwo od początku nie liczyłem, czy też okaże się jedynie kolejną ''trzymającą za władzę'' grupą nadzorców miejscowej ludności w obcym interesie, kierującej się zasadą ''rząd się sam wyżywi'' przywołując niesłynnego ''klasyka''. Zwyczajnie nie można budować postulowanego tutaj kapitalizmu państwowego zarzynając nawet tak niedoskonałą postać burżuazji narodowej jak ten nasz nieszczęsny bieda-biznes, a z pracownika na powrót czyniąc niewolnika gotowego znosić pomiatanie nim w robocie, i gównianą pensję byle mieć co do gara włożyć - jak pisałem już jestem przekonany, że eurazjatyzm jest naszym przeznaczeniem, wszakże nigdzie nie powiedziano, iż zamiast namiastki choć Singapuru nad Wisłą nie będziemy mieć tu drugi Bangladesz... I z tą oto cierpką jak dobre wino refleksją ostawiam licząc, że czas świąt Wielkanocnych stanie się okazją dla trzeźwej refleksji czy droga jaką dotąd zdążaliśmy jako jednostki i cały naród była aby właściwa, bo wszystko zdaje się wskazywać, iż stanowiła jedynie miraż z którego właśnie boleśnie się budzimy: nadzieję pokładam w naszej mówiąc Gombrem cywilizacyjnej ''młodszości'', czyli wspomnianym statusie eurazjatyckiej peryferii Zachodu jak i Wschodu, z drugiej przez to właśnie jesteśmy szczególnie narażeni jako państwo frontowe położone na geopolitycznym ''uskoku'', więc na dwoje babka wróżyła, obaczymy. Ten brak solidnych podwalin decyduje o fundamentalnej słabości polskiej państwowości czyniąc zarazem idiotycznymi wszelkie próby przeszczepienia anarchizmu czy libertarianizmu na nasz grunt, ruchome piaski na jakich przyszło nam żyć - pomstowanie na wszechwładzę rządu ma sens tam, gdzie Lewiatan jest faktycznie potężny, a nie kiedy desperacko usiłując złapać równowagę chwyta się dosłownie brzytwy jak teraz pararzeczpospolita nr. 3. Stanowić to powinno jednak asumpt do jej rzeczywistego wzmocnienia, nie zaś samobójczego w naszych warunkach bełkotu, że ''państwo złodzieje, a podatki kradzież'' czy ślepego zapatrzenia w poronione globalistyczne struktury typu UE co powiela jedynie postawę ''wolnościowców'' z Targowicy, którzy tak bardzo obawiali się zaprowadzenia rodzimego zamordyzmu, że wybrali posłuszeństwo cudzemu.
ps. rekomenduję jeszcze lekturę znakomitej pracy historycznej autorstwa Franka Dikottera pt. ''Rewolucja kulturalna. Historia - powinno być raczej ''tragedia'' - narodu 1962-76'', bowiem jak ulał na teraz, gdyż traktuje o gigantycznym eksperymencie socjotechnicznym kontrolowanego chaosu w jaki wprawił wówczas własny kraj Mao. Sztucznie rewoltując chińskie pospólstwo przeciwko swojemu aparatowi władzy każąc go tym za niedostateczną w jego mniemaniu służalczość i ''zdradę'' wręcz, mógł zachować wygodną pozycję superarbitra szczując wzajem frakcje partyjne w obozie komunistów, wojsko i całe grupy społeczne przeciwko sobie. Pozwalało mu to żeglować swobodnie niczym Wielki Sternik jakiego tytuł przybrał na wzburzonych falach krwawej anarchii w której pogrążyły się wtedy Chiny, przeorawszy tym tamtejsze społeczeństwo dokumentnie wywracając dotychczasowy porządek na nice. Szczególnie wstrząsające wrażenie robią zawarte w pracy opisy łatwości z jaką rozumni i cywilizowani wydawałoby się ludzie, zwłaszcza uczniowie i studenci elitarnych szkół stanowiący tamtejszą inteligencję, poddawali się orgii przemocy i psychozie bestialskiego linczowania ''wrogów klasowych'' samemu chętnie wymierzając takowym razy. To tak do sztambucha naiwnym, by nie powiedzieć wprost idiotom sądzącym, że totalitarne ''chińskie porządki'' stanowią jakąś alternatywę dla demoliberalnego miękkiego zamordyzmu Okcydentu, gdzie to każdy sam bierze się za twarz jak i swych współobywateli zahipnotyzowany sugestiami ''niewidzialnego rządu'', no i na odwrót... Mimo wszystko wolę preferowane przez Zachód ''strategiczne zarządzanie ludzką percepcją'', wszakże jedynie na zasadzie ''mniejszego zła''.