Świeża gównoburza z lichym, nędznym jak skurwysyn kawałkiem Kazika obudziła stare demony pożal się dyskursu publicznego III RP, czyli zwyczajowe pierdolenie o rzekomej ''dyktaturze'' i ''autorytarnych zapędach'' PiS i samego Kaczyńskiego. Tymczasem jest ona żywym dowodem czegoś dokładnie przeciwnego: słabości i postępującego w katastrofalnym tempie niedołęstwa obecnej ekipy rządzącej zaliczającej fakap za fakapem. Doprawdy trzeba być wyjątkową spierdoliną, aby dać okazję do wykreowania się na ''męczennika wolności słowa'' byłemu funkcjonariuszowi reżimowej propagandy, który zaczynał karierę w czasie stanu wojennego, esbeckiemu kapusiowi a do tego sprzedajnej medialnej dziwce lansującej kawałki muzyczne za gruby hajs, byle nachlać się Sauvignon Blanc w nowozelandzkiej winnicy [ skądinąd szanuję za gust, serio bo to jeden z moich ulubionych szczepów ]. Przy czym nie można by mieć za to specjalnych pretensji do MC ''Bera'', gdyby robił to w prywatnym medium, choć pryncypialny moralista mógłby zżymać się, że facet wychodzi na niewiarygodnego śmiecia puszczając gówno w które nie wierzy, aby tylko się nachapać. Nu ale piniondz i to poważny był potrzebny panu redaktorowi na takowe fanaberie jak wyżej pomieniona, sęk jedynie w tym iż Niedźwiecki zawdzięczał swoją pozycję publicznemu, stąd de facto państwowemu radiu i za pracy głównie w nim miał trwać rzeczony proceder, to zaś czyni go urzędnikiem, biurokratą biorącym łapówy za załatwianie spraw na lewo, a więc zwykłą kurwą i złodziejem na etacie [ koszmarem państwowców i mokrym snem libertariańskich stuleji ]. Co się zaś tyczy sprawy samego cenzurowania to abstrahując całkiem czy faktycznie doń doszło lub nie, albo robisz to poważnie zaprowadzając ścisły zamordyzm, lub też nie posiadając odpowiedniej ku temu siły zamiast ośmieszać się żałosnymi napinkami załatwiasz przeciwnika jego własną bronią. Konkretnie należało puszczać zapętlony kawałek Kazika w reżimowym radiu aż do urzygu, tak by wszyscy mieli go dość włącznie z samym artystą-prostytutą, i przyszło mi to na myśl zanim podobny koncept zarzucił na tłiterze Otokieł, bowiem przypominało historię zasłyszaną onegdaj od Kelthuza zanim pochłonął go panmiodkowy Golem. Otóż przed laty jego kumple z kapeli zorganizowali zamkniętą imprezę na której leciał non stop jeden tylko kawałek ''Wonderful life'', skądinąd ulubiony smęt Niedźwieckiego, zaś w barze można było dostać wyłącznie czystą - nie wiem jak oni to wytrzymali, bo ja po godzinie-dwóch najdalej czegoś takiego obwiesiłbym się w knajpianej toalecie, no ale to metaluchy som, wiadomo: zakute łby:). Jedyne co więc pozostało nieudacznym PiSowskim paraautorytarystom to tweeterowe wojenki i ośmieszanie na profilu ''Dekonstrukcja mitu'' szmaciarza Jasia Pińskiego i jego kamandy cweli zabawiającej się ordynarnymi wrzutkami typu rzekome porno Dudexa, albo obleśne sugestie jakoby żona Ziobry była mafijną dziwką. W reżimie z prawdziwego zdarzenia żaden nie śmiałby pisnąć nawet, bo groziłby mu za to conocny pogrom kielecki dupska pod celą tak, że odbyt płonąłby niczym stodoła w Jedwabnem, o ile nie wprost posłużenie za kompost, przemiana w ''nekropersonę''. Nie przemawia bynajmniej przeze mnie jakowyś sadysta czy infantylny kuc masturbujący się wizją polskiego pinoczetyzmu, lub tęskniący za jaruzelskim zamordyzmem komuch, a jedynie trzeźwo rozpatrujący sprawy obserwator: niech mi która z demoliberalnych obsranych cipek wyjaśni jakim cudem uporać się ''praworządnie'' z regularną mafią w sędziowskich togach, kanaliami i pedofilami przechwalającymi wesoło w prywatnych rozmowach rżnięciem 13-letnich Tajek ''dla zdrowotności''?! Na pewno nie dokumentami ciecia Latkowskiego, dlatego obsobaczać PiS należy nie za łamanie nieporządku konstytucyjnego bezprawia, lecz że robi to nieudolnie i niekonsekwentnie uprawiając politykę ''wstawania z kolan poprzez padanie na twarz'' jak trafnie podsumował Targalski. Tak więc pan prezes wraz z ekipą mogą co najwyżej zaprowadzić tytułową dykta-turę, pierwszy bodaj w dziejach paździerzowy ''totalitaryzm'' i nawet zakatowanie kogoś na komisariacie czy co nie daj uliczna masakra przy narastającej fali społecznych protestów niczego by tu nie zmieniły, będąc objawem słabości pozbawionej autorytetu władzy, stąd skłonnej do kompensowania sobie tego nadużywaniem broni niewspółmiernie do realnego zagrożenia.
Skądinąd zastanawiająca jest ta wspomniana seria fakapów ze strony rządzących ostatnio, i ze względu na niepodmiotowy charakter III RP jej przyczyn upatrywałbym nie tylko w ambicjach polityków coraz bardziej ''rozjednoczonej'' prawicy walczących zaciekle o schedę po Kaczyńskim. Sądzę iż ma to związek z zaostrzającą się także na terytorium Polski rywalizacją między USA a Chinami, czego pokłosiem tłiterowa nawalanka między ambasadorami tych krajów jaka miała miejsce niedawno oraz wyraźna demonstracja, którą stanowił ostentacyjny, odpowiednio głośny przelot nad stolicą kraju amerykańskiego bombowca jako odpowiedź na przysłanie przez Pekin ładunku maseczek gigantycznym, posowieckim transportowcem. W tym kontekście należy też rozpatrywać publikację ''Wybiórczej'' jakoby ich dostawa była gie warta - na dwoje babka wróżyła, bo rzeczone medium to bardzo oględnie niezbyt wiarygodne źródło informacji, robiące w dodatku teraz już jawnie za tubę Sorosa, ten zaś ma doświadczenie w atakach spekulacyjnych na dalekowschodnie ekonomie, a też nienawidzi Chin z innych wszakże powodów niż Trump, reprezentując najprawdopodobniej frakcję globalistów obawiającą się utracić zainwestowane w CHRL aktywa, a nade wszystko tego, że dotychczasowy azjatycki niewolnik ma dość utrzymywania tych pasożytów zapierdalając za przysłowiową miskę ryżu. W każdym razie obecny rząd mimo oficjalnych peanów pod adresem USA prowadzi, zapewne z poduszczenia Berlina jakiego reprezentantem interesów wygląda na to jest sam premier, kunktatorską politykę wydając po cichu Huawei zgodę na finalizowaną właśnie budowę infrastruktury 5G co musi wściekle drażnić delikatnie mówiąc Amerykanów, być może więc postanowili wymienić dotychczasową ekipę na lepszy model, lub co najmniej dokooptować jej bardziej ''wolnorynkowego'' czyli spolegliwego wobec ekspansji jankeskich koncernów nad Wisłą koalicjanta. Sądzę, że wszyscy co uwierzyli w pierdolenie PiSowców o rzekomych ''ruskich onucach'' z Konfideracji, i to na plus autentycznych miłośników Putina lub przynajmniej pożytecznych idiotów Rosji może czekać przykre rozczarowanie - jeden Janusz jeżdżący na Krym i do Kadyrowa wiosny nie czyni, bo jest tam już całkiem ubezwłasnowolniony i nie był nawet w stanie spieprzyć sprawy swoim zwyczajem co dowodnie okazała chryja podczas prawyborów, stąd pozostało mu żałosne pajacowanie w hiphopowych ciuszkach ku uciesze i zachwytom korwinowych stulejarzy. Jak dodamy do tego oficera prowadzącego z JP Morgan zainstalowanego przy peezelaku Kosiniaku, co może najprawdopodobniej mieć związek z czekającymi nas gruntownymi dosłownie przekształceniami własności ziemi w kraju, wizja lewackiej lub kolibowej koalicji pobłogosławionej przez Waszyngton nie wydaje się niestety tak nieprawdopodobna - skoro towarzysze Miller i Kwachu przetarli już sobie drogę do jankeskiego tyłka czemuż by więc nie czekający w kolejce Zandberg wraz z Biedroniem? [ Czarzasty jako typowy cwany komuch umie liczyć kasę, i jeśli tylko uzna, że mu się to opłaca w każdym możliwym tego sensie pozbędzie się raz dwa dotychczasowych obiekcji ]. Wyjaśniałoby to również pielgrzymki wolnorynkowych liderów Konfederacji do saloniku pani Monisi reprezentującej zapewne konkurencyjną frakcję w zabieganiu o względy takich czy innych hegemonów światowych, w każdym razie perspektywy dla nas nie wyglądają przy takowym obrocie spraw za wesoło.
Nie trzeba doprawdy proroczych zdolności, by dostrzegać wyraźnie, że narastająca rywalizacja między Stanami a CHRL ''rozbuja'' świat, przydałaby się więc na czekający nas dziejowy sztorm jaka porządna państwowa nawa ze sprawną ekipą u steru, a nie przeciekająca, rozpadająca się krypa pełna nachlanych w sztok, okładających się zaciekle marynarzy, wraz z obłąkanym kucowskim majtkiem drącym ryja z masztu, że jedyny ratunek stanowi zatopienie całkiem łajby. Brakuje na miejscu kogoś takiego jak Walter Walker, brytyjski wojskowy, który dzięki obranej przez się rozsądnej taktyce rozgromił komunistyczną maoistowską irredentę na Borneo w latach 60-ych, unikając przy tym wszystkich błędów popełnionych przez wojska USA podczas interwencji w Wietnamie. Zdawał sobie sprawę, że użycie regularnych sił, w tym wypadku najemników spośród Gurkhów w służbie JKM, starczy jedynie do zdławienia rebelii w miastach, kluczowe jednak dla rozstrzygnięcia konfliktu było zapanowanie nad dżunglą, tego zaś nie sposób dokonać bez przekonania do siebie znających ją jak własną kieszeń lokalsów. Zamiast więc napierdalać ich napalmem jak w owym czasie czynili durni Amerykanie, co rzecz jasna tylko przysparzało poparcia Wietkongowi, sformował z miejscowych Dajaków, Malajów i dywersantów z chińskiej diaspory na której głównie opierała się komunistyczna partyzantka lotne brygady do jej zwalczania, złożone ze zdeterminowanych bojowników gotowych dosłownie tygodniami czyhać w ukrytych w ostępach leśnych i bagnach zasadzkach na tamtejszych bolszewików, by ich wymordować. W ten sposób pozbawiali komunistów głównej broni partyzantki jaką jest doskonała orientacja w terenie, atak z zaskoczenia, osaczanie regularnych wojsk w bazach i nękanie atakami terrorystycznymi w miastach, czyli tego wszystkiego co z takim powodzeniem stosował właśnie wobec Amerykanów Wietkong. Wtapiając się w tło, dosłownie dżungli jak i społeczne podcinali terroryzm u korzenia, jeśli dodamy do tego sprawną strukturę dowodzenia, z jednej zdecentralizowaną, bazującą na dużej samodzielności operujących w terenie niewielkich, mobilnych przez to zgrupowań, a zarazem kompleksową podporządkowującą sztabowi wojskowemu policję jak i administrację cywilną zgodnie współpracujące w dziele zniszczenia dywersantów w czym dużą rolę odgrywała komunikacja, przy ówczesnych poziomie technologicznym głównie drogą radiową, jasnym staje się sukces obranej przez Walkera strategii. Pozwalało to stosunkowo niewielkim kosztem przerzucać w miarę potrzeby do rozsianych w interiorze lotnisk sprzęt zaopatrując walczących na miejscu żołnierzy helikopterami czy lekkimi samolotami a nawet nękać maoistowskich komuchów w ich bazach po drugiej stronie granicy, bez efektownych lecz przeciwskutecznych w gruncie rzeczy nalotów dywanowych ciężkimi bombowcami - nauczeni przykrym doświadczeniem z walk w Wietnamie Jankesi wykorzystali dopiero później tą taktykę organizując oddziały ''contras'' do zwalczania komunistycznego reżimu sandinistów w Nikaragui czy wspierając stingerami afgańskich mudżahedinów, skutecznie tym samym przyprawiając bolszewię o potężny ból tyłka. Przydałaby się więc i u nas jaka porządna republikańska, łacińska z ducha dyktatura na opisaną tu ''sieciocentyczną'' modłę dostosowaną do obecnych czasów, czemu już dałem wyraz w ''eurazjatyckim'' wpisie, na pohybel rozwolnościowcom jak i komuchom. Co tu gadać zresztą: ewolucja globalnego systemu jednoznacznie wskazuje, że jedynym sensownym sposobem opanowania narastającego chaosu społecznego, politycznego i ekonomicznego jest jakaś forma autorytaryzmu, stąd zgadzam się z resortowym masonem Sokałą, że wyjdzie zwycięsko z obecnego zamieszania ten, kto do minimum ograniczy wpływ mas na decyzje podejmowane przez decydentów. Kwestią otwartą pozostaje jedynie czy stanie się to w interesie pozapaństwowych, ''dyskretnych'' struktur jak reprezentowany przezeń ryt mieszany nie wstrząśniety, czy też doprowadzi do ukonstytuowania regularnej dyktatury co stanowi zdecydowanie uczciwsze rozwiązanie, bowiem tu rząd jest widzialny, hierarchia jawna zaś obywatele dysponują ograniczonym wprawdzie, za to realnym zasobem swobód. Niestety obawiam się, że bardziej prawdopodobnym może okazać się pierwszy wariant, gdyż ludzie generalnie zdurnieli już ze szczętem i uwielbiają wprost być oszukiwani, stąd łykną każdy zamordyzm byle w ''wolnościowym'' opakowaniu, ot i wytłumaczenie fenomenu resortowych libertarian jak pomieniony doktor-mason.
Odkłamaniem
jednak pojęcia dyktatury i przywróceniem jej pierwotnego sensu jako w
istocie wolnościowej, arcyrepublikańskiej instytucji zajmiemy się
następnym razem ze względu na zaprowadzone na blogspotowej platformie
ograniczenia rozmiarów tekstu uniemożliwiające mi rozwinięcie wątku,
może to i dobrze bo zapobiegnie płodzeniu po staremu monstrualnych
elaboratów wpływając na klarowność narracji:). No więc tyle póki co z mej
strony słowa na niedzielę.