sobota, 28 sierpnia 2021

Fucksyniuk to śmieć, Cimoszenko i Jachujra takoż.

Ponieważ wystarczająco dobitnie wyraziłem mój stosunek do pomienionych w tytule kanalii, podobnie jak i pomniejszego płazu porównującego polskich żołnierzy i pograniczników do esesmanów, stąd nie zamierzam roztrząsać w ogóle ich przypadków. Szkoda się żołądkować, mogę jedynie wyrazić żal, iż wbrew pierdoleniu korwinozjebów i libkowskich spierdolin z Kucfederacji, rządy PiS nie są nawet parodią sanacji, a sam Kaczyński dyktatorem, NIESTETY. Pozostaje stąd ubolewać, że parlamentarnym szumowinom odstawiającym cyrki na granicach Rzeczpospolitej, nie można obecnie urządzić nowego procesu brzeskiego - Kostek Biernacki wiedziałby już co zrobić z bydlakami, nie przejmując się jakimś anachronicznym immunitetem, na który to ścierwo nie zasługuje. Jakże odczuwalny jest dziś w naszym kraju brak tak pożytecznej instytucji jak Bereza, która doprawdy rozwiązałaby wiele spraw, bo to jedyne skuteczne narzędzie ''dialogu'' z terrorystami. Nie można wchodzić w dyskusję z rozhisteryzowaną swołoczą, która swym moralnym nabzdyczeniem pokrywa współudział w przestępczym procederze przemytniczym, a pewnie i narkotykowym reżimu Łukaszenki. Jeśli w ogóle poświęcam jej uwagę, to jedynie jako objawowi pewnej patologii, stanu do jakiego doprowadził się Zachód, stanowią bowiem oni jego emanację nad Wisłą. Nie sposób zaprzeczyć, że do ohydnego ataku medialnego doszło na antenie i przy czynnym udziale redaktora stacji telewizyjnej należącej do amerykańskiego kapitału, a tylko skrajny wolnorynkowy dureń, wierzący jeszcze wciąż w liberalne pierdoły bredzić serio będzie, iż to jedynie sprawa prywatnego właściciela, bez związku z polityką obecnego rządu USA. Jeśli ktoś nadal żywi jakieś złudzenia pod tym względem [ jak ja onegdaj przyznaję ], niech obada jak obleśnie mizdrzy się do chińskich genseków synalek Brzezińskiego, typowany na nowego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce. Bydlak będzie więc bronił stacji przewerbowanych ubeków czyli WSI24 gorliwiej nawet, niż caryca botoksu Mosbacherowa, a co gorsza zapewne próbował wcielić w życie chore koncepty tatuśka o ''rozszerzonym Zachodzie od Vancouver po Władywostok''. Takowy globalistyczny lądolód zmiażdżyłby Polskę wraz z innymi krajami Europy Wschodniej do reszty, na nasze szczęście jego realizacja jest mało prawdopodobna, bynajmniej jednak przez opór Okcydentu, lecz samej Moskwy. Po cóż bowiem Kreml miałby przystawać na sojusz z cierpiącym na ''śmierć mózgową'' NATO, czego widomym objawem stan Bidena, i wiązać swój los z bankrutem ideowym pozbawionym przywództwa jakim jest obecnie Zachód? Wprawdzie będzie to dlań oznaczać podporządkowanie Chinom, ale przecież Moskwa zaczynała jako bandyckie państewko zdzierające haracz z ''braci Słowian'' dla mongolskiego chana, więc ma w tym doświadczenie historyczne i jedynie powróci do swych korzeni. Niechże więc Putin wraz ze swą kamarylą jak najdłużej łupią samych Rosjan, bo wymiana go przez tamtejsze elity na jakiegoś bardziej strawnego dla Zachodu LGBTarianina w typie Nawalnego oznaczałaby dla Polski fatalny obrót spraw, na szczęście powtarzam mało prawdopodobny [ oby ]. Pora wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy: jeśli mamy jako kraj i państwo wytrzymać obecną próbę sił z Rosją, załatwiającą póki co porachunki z nami rękoma Białorusi, trzeba porzucić definitywnie prawoczłowiecze farmazony rodem z Zachodu o ''liberalnej demokracji'' i tym podobnych. Zdaję sobie sprawę, że takowe postawienie sprawy jest szokujące zwłaszcza dla rodzimych antykomunistów PRL-owskiego jeszcze chowu, narażając mnie na przyprawienie gęby ''ruskiego agenta'' [ rzecz jasna podobne epitety autentycznym szpionom nijakiej szkody nie czynią ], niemniej fakty są brutalne. 

Putinowska Rosja bowiem nauczyła się do perfekcji obracać ideologiczny zajob Zachodu przeciw niemu samemu, czego przykładem obecna wciąż jeszcze testowa wersja kryzysu migracyjnego na naszych granicach. Mogą nas przecie dzięki temu szantażować: ''co, nie chcecie przyjąć biednych ludków uciekających przed obskuranckim obyczajowo, ''średniowiecznym'' reżimem nie szanującym ''praw reprodukcyjnych'' kobiet, gejów i osób ''niebinarnych płciowo''?! Cóż z was za ''demokraci'' taką razą, a Rosjanie na Ukrainie czy w krajach bałtyckich to aby nie ''uciskana mniejszość'', której podstawowe ''prawa człowieka'' są nagminnie łamane, zaś kto śmie przeczyć ''wyzwolicielskiej'' roli krasnoarmiejców ten ''faszysta'' i ''antysemita''!'' Nie mogło oczywiście braknąć rzekomych ''polskich obozów koncentracyjnych'' dla nachodźców, a kto wie czy nie szykuje się jaka zbrojna ''akcja humanitarna'' w ich ''obronie'' np. na sąsiedniej Litwie, zupełnym przypadkiem skorelowana z kolejną odsłoną manewrów ''Zapad'', obaczymy. Ba, nawet tak modny ostatnio ''ekologizm'' też się czekistom przyda np. sporządzony w zeszłym roku raport Instytutu Warszawskiego o zagrożeniu moskiewską dywersją krajów nadbałtyckich podaje, iż ''zainicjowany przez władze pskowskiego okręgu administracyjnego projekt montażu kamer CCTV celem obserwacji środowiska naturalnego łotewskich pojezierzy w optyce VDD, jest jawną próbą instalacji infrastruktury szpiegowskiej na terytorium Łotwy do gromadzenia informacji wywiadowczych przez służby rosyjskie''!!! Sam Putin zaś zwalał winę za pustoszące niedawno Syberię pożary tajgi na ''globalne ocieplenie'', usprawiedliwiając tym własną indolencję oraz lokalnych władz. Skądinąd jest bardzo prosty sposób na załatwienie z kolei Rosjan ich własną bronią, i mam na to przykład całkiem niedaleko, w postaci cmentarza radzieckich jeńców wojennych na Bukówce w Kielcach. Tych co udało się im przeżyć prawdziwe piekło hitlerowskiej niewoli, jako ''zdrajców'' nie chcących walczyć za Stalina i ZSRR czekał po tzw. ''wyzwoleniu'' równie straszny los - trafiali masowo z jednych obozów koncentracyjnych do drugich, tym razem ''ojczystych'', gdzie wielu cudem dotąd ocalonych zmarło. Należy więc konsekwentnie wyczyścić kraj z wszelkich ''UBelisków'' wystawionych na cześć radzieckich ''zniewolicieli'', zaś na rzeczonej Bukówce ostawić nowy porządny monument, urządzając uroczystość ku pamięci pochowanych tam męczenników obu w istocie totalitaryzmów, niemieckiego i sowieckiego rzuciwszy tym wyzwanie Rosji - proszę bardzo, my oddajemy sprawiedliwość waszym ofiarom nie tylko Hitlera, ale i Stalina, a wy temu ostatniemu zbrodniarzowi wciąż bijecie pokłony! Pieprzeniem zaś o ''demokracji'' i takich tam, robimy z siebie tylko frajerów żyrujących kontrolowaną przez Rosję białoruską opozycję. Przypominam, że mąż Cichanouskiej jeszcze parę lat temu jeździł na zajęty przez Moskwę Krym, piejąc peany na cześć ''ruskiego miru'', a małżeństwo Cepkałów fetowane u nas zarówno przez Szczerbę z PO jak i byłego już na szczęście szefa MSZ z ramienia PiS Czaputowicza, konkuruje gorliwie z Łukaszenką we włażeniu w tyłek Putinowi. Sądzić zaś jak Targalski, że mimo tego jest to dla nas korzystne, bo jakoby odciąga Białoruś spod wpływów Rosji na rzecz Zachodu, dowodzi jedynie niezrozumienia czym ten ostatni niestety dziś jest i jak ma się obecnie prawdziwy układ sił w samej Europie. Dlatego czas wreszcie wyciąć z naszego terytorium rak obcej polskim interesom na Wschodzie agentury wpływu za jaką robi ''Biełsat''. Na antenie którego lansuje się podejrzane kreatury pokroju Jewgienija Kisielowa - ''legendę niezależnego rosyjskiego dziennikarstwa'', ani słowem przy tym nie wspominając, że ten ''liberalny krytyk reżimu Putina'' zaczynał jako profesjonalny szpieg KGB w tajnej misji podczas ''rewolucji islamskiej'' w Iranie, a później czynnie wspierając radziecką inwazję na Afganistan.

Obecny blamaż z kolei Amerykanów w tym kraju, jawnym dowodem fiaska liberalizmu z jego bredzeniem o uniwersalnych prawach człowieka jak i ekonomii, jakoby niezależnych od lokalnego kontekstu i miejscowych uwarunkowań kulturowych, religijnych, etnicznych etc. Rzecz jasna nie braknie nadal żywych ilustracji freudowskiego ''wyparcia'' bełkoczących, że to nie był prawdziwy liberalizm bo ten reprezentuje jedynie szkoła austriackich przegrywów ekonomistów a jakże, ci zaś nigdy nie poparliby imperialistycznych ''interwencji humanitarnych'', a za wszystko winę ponoszą podszywający się pod sztandar wolności gospodarczej i obyczajowej ''socjaletatyści'' itd. Czy to aby czegoś nie przypomina i to bardzo, hę? Tak, liberałów czeka wkrótce los epigonów socjalizmu do dziś uparcie nie przyjmujących faktów, wszystkich tych pajaców łżących bezczelnie, że ZSRR to ''nie był prawdziwy komunizm'' i jakoby jego zbrodnie nie miały nic wspólnego z marksizmem, dokładnie ten sam syf ideowy. Mogą zaklinać histerycznie rzeczywistość, ale wymowa zdarzeń jest nieubłagana: jakby nie kłamał w żywe oczy Biden, Amerykanie byli tam nie tylko by zabezpieczyć swe interesy w regionie szachując Iran, Rosję i Chiny za jednym zamachem, ale i ''budować demokratyczne państwo i naród'' na nowych, z gruntu liberalnych podstawach. Próba uczynienia serio ze zlepku plemion i klanów jakim jest Afganistan gromady indywidualistów, dowodzi szaleństwa ideologicznego w jakim pogrążyło się USA wraz z resztą Zachodu. Szczególnym objawem haniebnego wprost odklejenia od rzeczywistości było świętowanie zaledwie parę miesięcy temu przez amerykańską ambasadę w Kabulu obchodów dnia ''dumy gejowskiej'', a to wszystko w kraju, gdzie do tradycji należy homoseksualna pedofilia tzw. ''baczczebazi'', masowa prostytucja ''niebinarnych płciowo'' chłopców, przeważnie dzieci jeszcze - Michel Foucault lubi to! Oczywiście korwinowe kuce będą gadać, że to ''lewactwo'' vel ''marksizm kulturowy'', ale tak naprawdę za całym tym ''eldżibitowo-dżenderowym'' syfem stoi arcyliberalna idea ''indywidualnego wyboru'', posunięta do swych ostatecznych niemal konsekwencji. Czyż ktoś ''przezwyciężający'' jakoby nawet własną biologię, w imię decydowania już nie tylko o swym statusie ekonomicznym, ale i płci czy w ogóle kondycji człowieczej, nie zasługuje na miano w pełni urzeczywistnionego modelu ''self-made mena''? I stąd tak płynne połączenie ''wolnego rynku'' z ''nieheteronormatywnym transpłciowizmem'' w postaci LGBTarianizmu, który jeśli utrzymają się dotychczasowe trendy w rodzimym środowisku rozwolnościowym, rychło zepchnie pozostałych przy życiu kolibów do paleolibertariańskiego getta ''ostatnich Mohikanów późnego rothbardianizmu'' a la Jakub Woziński. Same zaś USA nie padną tak szybko, wbrew pozorom do tego jeszcze daleka droga, lecz odrodzą już jako potęga dopiero teraz stricte amerykańska paradoksalnie. Bowiem tamtejsze nastawione globalistycznie elity, tak lewicowe i liberalne jak i ''neokoszerwatywne'' spod znaku Bushów, wbrew swym zamiarom realizują politykę ''America first!'' sprowadzając masowo latynoskich migrantów. Przeobraża to radykalnie krajobraz kraju nie tylko pod względem kulturowym, marginalizując dominujący dotąd za oceanem ''zachodnioeuropejski nawis cywilizacyjny''. Doskonale widać to po przełomowym zaiste przemówieniu Bidena, w którym to co zeń najlepsze spokojnie mógłby wygłosić Trump:). Było to bowiem otwarte pożegnanie z polityką liberalnego ''prawoczłowieczyzmu'' zaprowadzanego siłą, i globalnym ładem gwarantowanym przez hegemonię USA, tym bardziej szokujące, że ustach nominalnego przywódcy ''wolnego świata'' co to miał niby sprawić, iż ''America is back!''.

To se ne vrati, przynajmniej nie w tej formie jak dotąd, tymczasem niestety PiS jest jak KOD, też chciałby najwidoczniej, żeby ''było tak jak było''. Słuchając czołowych przedstawicieli obozu rządzącego, takich jak Żurawski-łamane-przez-Grajewski czy Targalski, odnosi się wrażenie, iż chyba serio oczekują powrotu Trumpa lub kogoś w podobie na białym koniu. Ot, przeczekajmy ''nowy reset'', wrócą do władzy za oceanem Republikanie i będzie dobrze - nie mili panowie, zmiany w samej Ameryce jak i na świecie zaszły na to już za daleko, czas więc odnaleźć się w ''nowej a-normalności'' jaka wokół zapanowała. O frakcji prounijnych tumanów stawiających na Berlin nie chce mi się już nawet gadać, powtórzę więc tylko, że to co czynią w swej głupocie oznacza dziś powielać błąd Hitlera w nowym wydaniu, który to bazując na wszechniemieckim szowinizmie, w istocie był paneuropejskim globalistą. Stąd jego projekt nazistowskiej integracji europejskiej opartej na ponadnarodowej, bo rasowej już tożsamości przyjęty z takim entuzjazmem przez wielu przedstawicieli elit Zachodniej Europy. Bowiem III Rzesza stanowiła dla niej ostatnią deskę ratunku i szansę na odgrywanie podmiotowej roli w świecie, na szczęście nieudaną szczególnie dla nas w Polsce, bośmy nigdy nie byli jej częścią ni będziemy, uosabiając ''orientalną'' stronę Europy i najwyższy czas sobie o tym przypomnieć. Owszem, stawka na Niemcy w krótkiej perspektywie o tyle nie jest pozbawiona podstaw, że dzięki swym zaawansowanym pracom nad nowymi technologiami pozyskiwania paliwa wodorowego, kupią one zapewne jeszcze nieco czasu dla siebie. Tyle że będzie to oznaczać zacieśnienie i tak już mocnej współpracy Berlina z Moskwą, a więc ich kleszcze tym mocniej zewrą się na naszym gardle oraz innych krajów Europy Wschodniej. Zwłaszcza Ukraińców, którzy trzeźwo argumentują, że niemieckie inwestycje u nich w ''paliwo przyszłości'' to właśnie kwestia następnych 20-30 lat dopiero, a za gazowe dile Merkelowej i Putina z przyzwoleniem Bidena przyjdzie im już płacić teraz, i to srogo podobnie zresztą jak i nam. Zamiast jednak histeryzować bredząc coś o ''zdradzie'' - najwidoczniej ktoś widział się prowadzonym do ołtarza wraz z Trumpem czy Bidenem - albo szukać desperacko nowego protektora w Paryżu, Moskwie albo Pekinie [ tak jakby to były jakieś alternatywy, abstrahując od ich realności ], pora by tak może w końcu wybić się na jaką samodzielność, przynajmniej w myśleniu. Główne nieszczęście polskiej sceny politycznej leży bowiem w tym, iż dosłownie wszystkie działające na niej siły i partie orientują się na Zachód. Nie tylko wspomniane PO i PiS, których podział zasadza się z grubsza li tylko na zapatrzeniu pierwszych ślepo w Berlin, drugich zaś Waszyngton, ale także dotyczy to zasadniczo prounijnej lewicy, a nawet Konfederacji stojącej przecież liberałami ekonomicznymi, obojętnie czy to Sośnierz, Bosak czy Braun - pod tym względem nie ma żadnej istotnej różnicy między nimi. PiSowcom, których stać jedynie na wyzywanie tych ostatnich od ''ruskich onuc'' warto przypomnieć, że to nie Moskwa lecz amerykańskie jak najbardziej ''prodżekty Arizona'' finansują kucowskie Miltoniady, a libkowska zaraza przylazła do nas zza oceanu, a nie ze Wschodu. Wszystkie pomienione ugrupowania jednako afirmują Okcydent, inaczej tylko rozkładając akcenty i stawiając na różne jego aspekty, po równi wszakże kopiując z Zachodu rozwiązania, całkiem odtwórczo i bezmyślnie. Nikogo bodaj z polskich chyba jedynie z nazwy polityków nie stać na samodzielność ideową, niechby twórczą interpretację cudzych schematów - nawet PiS, jaki do niedawna stanowił jedynie lokalną mutację wypalonego już całkiem ''neokoszerwatyzmu'', zanim nie pogubił się wskutek obalenia Trumpa, prezydentura którego była ''łabędzim śpiewem'' tejże ideologii w swym ślepym wsparciu dla Izraela, a zarazem zwiastunem nowego. Stąd narastające poczucie politycznego osierocenia, które obejmie rychło też pozostałe formacje na krajowej scenie, również coraz bardziej anachronicznych libków z Kucfederacji, jakim ślepe zapatrzenie w gasnący na naszych oczach stary kształt Ameryki i ogólnie Zachodu wciąż nie pozwala dostrzec, że ''liberalizm nie działa''.

Bowiem to nie tyle Zachód zbankrutował, co jego o nim infantylne wyobrażenie wśród narodów Europy Wschodniej takich jak nasz, czy ukraiński. Jeśli chodzi o naszych sąsiadów ze Wschodu, warto posłuchać co ma do powiedzenia o tym czołowy bodajże tamtejszy intelektualista Adrij Baumeister, którego kanał na tubie i pomieszczone w nim jego prelekcje gorąco polecam, nawet bez znajomości języka idzie sporo wyrozumieć. Uwagi wypowiedziane przezeń w niezwykle ciekawym wywiadzie świeżej daty, tyczące obecnej sytuacji na Ukrainie i szoku jaki nastał tamże po ''zdradzie'' Bidena, jak ulał pasują też do opisu polskiej. Baumeister trzeźwo wskazuje na imitacyjny charakter ichniej modernizacji, polityczny dryf miejscowych elit, którym brakło jakiejkolwiek samodzielności strategicznej na skromną choć miarę, nakreślenia własnej drogi i miejsca w świecie dla Ukrainy po rozpadzie ZSRR. Zezując raz to na Zachód, to znowu Rosję Kijów lawirował jedynie ciągle między oboma, nie zdobywając się na niezależną inicjatywę mimo potencjalnie korzystnego położenia np. w dziedzinie polityki czarnomorskiej. Wprawdzie nie mógł on w pełni go wykorzystać ze względu na potworną wprost zapaść ekonomiczną i społeczną jaką kraj przeżywał po rozpadzie lichego, ale jakiegoś tam sowieckiego ładu. Pomnę jak słyszałem od osób, które jeździły na Ukrainę jeszcze w latach 90-ych niesamowite historie np. o pewnym prowincjonalnym, nadmorskim mieście, gdzie na miejscowym placu zbierała się wieczorami młodzież przesiadując w kompletnej niemal ciemności, bowiem działała tam z braku prądu tylko jedna latarnia. Albo o porachunkach w biały dzień dokonywanych na ulicy przez lwowską mafię, w obecności ukraińskich gliniarzy z całych sił ignorujących to co mają przed oczami. Niby podobne scenki, a nawet gorsze uświadczyć można było także wówczas na całym obszarze byłych ''republik związkowych'' ZSRR, sęk wszakże w tym, że Rosja jednak jakoś się z tego otrząsnęła, a Ukraina do dziś nie bardzo. Sporo winy ponosi za to właśnie wspomniany brak samodzielności w myśleniu elit władzy w Kijowie, ich pożal się pomysł na rządy sprowadzał się do uwieszenia u cudzej klamki jak nie ze Wschodu to Zachodu, bo przecie jakby co nam pomogą skoro gorliwie wysługujemy się jednym lub drugim - eh skąd my to znamy... Model tej iście dziadowskiej polityki właśnie zbankrutował, wszakże kac jaki po tym nastał na Ukrainie Baumeister traktuje jako ożywczy kubeł zimnej wody i świetną okazję, by wreszcie wydorośleć, ostatecznie 30 lat formalnie własnej państwowości to najwyższy czas ku temu. Szansy upatruje w pojawieniu się po 2014 sporej grupy przedsiębiorczych osób dysponującej już niejakim kapitałem, którą nieco anachronicznie zwie ''klasą średnią''. Ludzie ci zaczynają inwestować w swe otoczenie, sponsorując rozwój miejscowej podupadłej dotąd infrastruktury jak i inicjatywy polityczne oraz intelektualne, podejmujące próby znalezienia w końcu własnej drogi i wybicie się na rzeczywistą samodzielność przez Ukrainę. Czynią to rzecz jasna dla własnej korzyści, ale też o to właśnie chodzi, aby pojąć w końcu, że niepodległość się opłaca, gdyż dzięki niej nie trzeba z nikim dzielić się zyskami, a w każdym razie większość z nich zostaje przez to we własnej kieszeni. Utworzenia podobnej klasy społecznej pragnąłbym także w Polsce, i wyparcia przez nią januszerki biznesowej, aspołecznego i antypaństwowego cwaniactwa panującego dotąd nad Wisłą, na którym żeruje w dużym stopniu fenomen popularności PO i korwinizmu. Życzę stąd Wapniakowi z popularnego tubowego kanału ''Veto'' na jego 30-te urodziny z kolei, by zbudowanie domu, własna rodzina oraz realne pomnażanie kapitału [ czyli wszystko to czego nie posiada przeciętny korwinowy kuc a tym bardziej pedolibek ] sprawiły, że otrząśnie się wreszcie z libertariańskiego onanizmu ideologicznego. Może jak dzieci zaczną mu dorastać i zyska pewną stabilność finansową, pojmie konieczność zapewnienia im i sobie jakiegoś ładu w swym otoczeniu. Nie zagwarantują mu zaś tego żadne ''prywatne agencje ochrony'' o których pieprzył Rothbard i tym podobne infantylne amerykańskie cwele, bo mogły sobie na to pozwolić mając za całe ''zagrożenie'' w najbliższym sąsiedztwie takie ''potęgi'' jak Meksyk czy Kanada. Niestety pod naszą szerokością geograficzną niezbędna ku temu jest regularna armia i służby specjalne z prawdziwego zdarzenia, oczywiście nie bez kontroli nad nimi, aby same nie wyrodziły się w ''państwo w państwie'', czyli rodzaj odgórnej anarchii. A to wszystko kosztuje, bo za wolność się płaci i stąd nie ma jej bez przymusowych danin na rzecz państwa o paradoksie, zaś oparcie budżetu na dobrowolnych datkach to sprowadzanie rządu do roli żebraka zależnego od kapryśnej łaski obywateli, którym nie zawsze staje świadomości dobra publicznego i płynących stąd obowiązków. Przekonali się o tym Amerykanie w trakcie wojny o swą niepodległość, przez co rzecz cała nieomal została stracona wskutek bankructwa władz powstańczych, gdyby nie poratowały ich funduszami i wsparciem militarnym absolutystyczne wtedy jeszcze Francja i Hiszpania, by dopiec wrogiej Anglii [ com opisał onegdaj ]. W arcypolskim, czyli eurazjatyckim ładzie republikańskim ludzie są wolni o tyle, gdy potrafią rządzić się sami, czyli budować własne instytucje państwowe i społeczne obsługujące rzeczywiście ich interesy. Jeśli zaś tego nie czynią, należy to na nich wymóc zmieniając chory stan rzeczy, a nie bredzić libertariańskie farmazony, że ''państwo złodzieje a podatki to kradzież'', tak więc won mi z tym anglosaskim gównem z powrotem za ocean, ale już! 

Jego pokłosiem jest plaga głupich Franiów błaznujących z torbami Ikei na granicach Polski, wynarodowione ścierwo u jakiego za grosz instynktu państwowego i poczucia odpowiedzialności za własną wspólnotę, porażające iż takie bydło jest posłem na Sejm i ma niechby czysto formalny wpływ na urządzenie prawa w naszym kraju! Jeśli ktoś sądzi, że libki z Kucfederacji są jakąś alternatywą, niechże obada brednie Sośnierza na sejmowej komisji ws. CPK, gdzie pieprzył o ''prywatnych pociążkach'', gardłując czemuż to pan ''przedsiembiorca'' nie może se takowego wynająć, by jeździć nim w te i wewte po szynach z zyskiem. Durniowi należałoby pokazać obrazki znad granicy ukraińskiej, jak to parę miesięcy temu sunęły ku niej ''prywatne pociążki'' Putina z tonami ciężkiego sprzętu. Przecież czołgi nie pojadą tam wprost z moskiewskiej parady, wszystko to trzeba przerzucić, a ile można dokonać tego za pomocą poduszkowców czy samolotów transportowych? Linie kolejowe są niezastąpione pod tym względem, stąd Rosjanie atakują właśnie posuwając się po nich, czego technikę doskonalą co najmniej od czasu ''wojny eszelonowej'' za rewolucji bolszewickiej. No ale do tego trzeba by mieć jakie poczucie odpowiedzialności za swój kraj i wspólnotę narodową, daremnie jej szukać u libka programowo nad nie przedkładającego parszywy indywidualizm, czyli własne ego ''uber alles'' oraz ''swobodny przepływ kapitału i ludzi'' ponad granicami państw. W gruncie rzeczy stojąca kucami Konfederacja jest wygodną opozycją dla PiS - przecie żaden z nich nie ma prawa wypominać Płaszczakowi, że stawia jakieś liche, klecone na chybcika płotki na granicach, zamiast solidnych umocnień co zresztą trzeba było robić od dawna [ tyczy to również takich jak ''wolnorynkowiec-narodowiec'' Bosak ]. Czyż ''leberał'' z ZUS Gwiazdorski nie mówił, iż trza nam 5 do 10 nawet milionów tanich pracowników? A że się przeliczy frajer to już insza inszość, bo egzotyczne książątka i nababy mają zupełnie inny pomysł na siebie - golić bezlitośnie takich białych frajerów jak on, i w sumie słusznie bo niby czemu jakiś liberalny przegryw i pasożyt miałby się wozić na ich grzbietach? Januszy byznesu rozbestwiły pokorne polskie cebulaki, zakompleksione i nieznające własnej wartości, a gdy ich brakło pożal się ''przedsiembiorcy'' nie mogą się odnaleźć, w desperacji sądząc, że przedłużają sobie koniunkturę kręcą tylko sznur na własną szyję. Chcieliście do ''Europy'' i ''na Zachód''? No to będziecie je mieli, ale prawdziwe siedząc uwięzieni na własne życzenie po strzeżonych osiedlach, obsrani wizją osaczającego was interioru pełnego nowych ''dzikich'', których sami sprowadziliście w swej krótkowzrocznej głupocie. Wszystkim tym wolnorynkowym durniom należałoby rzucić na ryj strzeliste słowa, wypowiedziane przez prawdziwego fundatora niepodległości Singapuru, którym tak podniecają się libki kompletnie bez zrozumienia natury panującego tam reżimu. Przytaczałem je już wprawdzie, niemniej w obecnym kontekście warto przypomnieć, co Lee Kuan Yew miał do powiedzenia na temat fundamentalnej dla obrony granic kraju roli wojska i służb mundurowych, inaczej niż wtedy rozkładając akcenty:

''Yew rozważa również kwestię, co jest warunkiem koniecznym istnienia państwa? Jego odpowiedź znajdziemy już w drugim rozdziale książki, opisującym utworzenie niezależnej i lojalnej armii, oraz wprowadzenie powszechnej służby wojskowej. Ojciec-założyciel Singapuru wyraźnie podkreśla, że jedynie zdolność ochrony własnych granic gwarantuje utrzymanie państwowości, jak również stanowi pierwszy obowiązek rządu. Dopiero osiągnięcie militarnej niezależności staje się podstawą budowania instytucji państwowych.''

Baumeister ma rację: paradoksalnie dopiero teraz czeka Ukrainę, jak i Polskę dodajmy, budowa rzeczywiście własnej państwowości, dobre trzy dekady, a w naszym przypadku nawet ponad już, po tzw. ''upadku komuny''. I nie jest to żaden naiwny idealizm, lecz konieczność przetrwania w nowym, pragmatycznym czy wręcz cynicznym jak to on wprost określa otoczeniu politycznym, w jakim obecnie przyszło funkcjonować naszym krajom. Samodzielność staje się wymogiem chwili, gdy ''prawoczłowieczyzm'' wraz z jego liberalnymi frazesami został właśnie pogrzebany w skalistej pustyni Afganistanu, nie sposób stąd opierać na nim dłużej imitacyjnej post-polityki, do jakiej niestety przywykły elity tak w Kijowie co i Warszawie. Inaczej zwyczajnie sczeźniemy - cóż, przynajmniej będzie wtedy jasne, że nie zasługujemy by istnieć nie tylko jako państwo i naród, lecz także jednostki, bo po co komu Polska skoro nie jest potrzebna nawet samym post-Polakom? Baumeister ma też świadomość potrzeby stworzenia nowej formuły tożsamości narodowej, odpowiedniej na obecne czasy, i ma ciekawą koncepcję Ukrainy jako ''europejskiego mikrokosmosu'', zawierającego elementy niemal wszystkich kultur i cywilizacji występujących na terenie Europy tak z jej Wschodu, co i Zachodu. Sam jest z pochodzenia Niemcem, wszakże ukraińskim patriotą piszącym konsekwentnie swe prace w tym języku, posiadając mocną świadomość odrębności i specyfiki naszej, otwartej na wpływy Orientu i Południa części Europy. Postuluje więc, by nie rezygnować z tego bogactwa kulturowego w imię sztucznie narzuconej odgórnie jedności narodowej, lecz wzmacniając państwowość budować lojalność wobec niej także wśród licznych zamieszkujących Ukrainę mniejszości etnicznych i wyznaniowych, za cenę zapewnienia im pewnej autonomii w sferze języka i obyczaju. Dotyczy to nie tylko tamtejszych Węgrów, Polaków, Żydów czy Niemców ze Wschodu takich jak on, ale może nade wszystko licznej ludności rosyjskojęzycznej, której przymusowa ukrainizacja nie powiedzie się z racji obecnej słabości państwa, niepotrzebnie tylko ją antagonizując i wpychając tym samym w ręce Moskwy. Tak jak to miało zresztą miejsce z Polonią na Wileńszczyźnie, haniebnie porzuconą przez kolejne rządy III RP, przystające na jej groteskową ''litwinizację''. Nie jest to stąd zgoda na podział Ukrainy i separatyzm w Doniecku i Donbasie czy zabór Krymu, lecz próba bardziej perspektywicznego ich zwalczania. Szansę na to stworzyła paradoksalnie sama Rosja w swej agresywnej głupocie, nastawiając przeciw sobie sporą grupę rosyjskojęzycznych Ukraińców inwazją na ich kraj w 2014 roku. Za przykład może tu świadczyć przypadek ukraińskiego pisarza piszącego po rosyjsku Władimira Rafiejenki, który musiał uchodzić z rodzinnego Doniecka opanowanego przez promoskiewskich bandytów. Dotąd jak deklaruje był obojętny tak wobec stricte ukraińskiego życia politycznego i kulturalnego, co i wyczuwał wyraźny dystans ze strony samych Rosjan wobec takich jak on, rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy wbrew kłamstwom putinowskiej propagandy o ''ruskim mirze''. Pamiętajmy bowiem, że obecni mieszkańcy Donbasu to w znakomitej części potomkowie zrusyfikowanych, wykorzenionych ukraińskich chłopów, przemienionych w wielkoprzemysłowy proletariat wraz z etnicznymi Rosjanami, Tatarami, Żydami itp. zbieraniną narodów byłej ZSRR. Industrialne doświadczenie tych ludzi nijak nie przystawało do rustykalnej, galicyjskiej ukraińskości i to niestety stanowi autentyczne podglebie tamtejszego separatyzmu, na którym dopiero żerują prowokacje Moskwy. Trzeba było tragicznych wydarzeń Majdanu i jego ech jakie poczęły docierać na Donbas, by wyrwać rosyjskiego autora z apolitycznego letargu - widział bowiem: ''sznury autobusów na rosyjskich numerach, które zwoziły uczestników prorosyjskich mitingów z graniczących z Ukrainą rosyjskich obwodów; i miejscową ludność, która szerokim łukiem starała się omijać tego typu demonstracje; i reporterów rosyjskich mediów, którzy byli bardzo dokładnie poinformowani, gdzie i kiedy akurat będą się odbywać kolejne prorosyjskie wydarzenia.'' Tak więc mimo swej rosyjskiej tożsamości z bólem serca wyznaje w jednym z wywiadów, iż: "ta wojna została narzucona, to wynik rosyjskiej agresji''. Do nowych porządków również odstręczało, mimo bliskiego pochodzenia ''wyzwolicieli'', że ''lwia część nowej władzy, która pozostawała na usługach rosyjskich pieniędzy, miała przeszłość kryminalną''. Proputinowska mafia omal go nie zlinczowała za to, iż jako kościelny w miejscowej cerkwi ośmielił się wraz z grupą lokalnych obywateli bić w dzwony w intencji ''jedności Ukrainy''. Szokiem dlań było zwłaszcza, iż ta pseudopatriotyczna swołocz nie wahała się wbiec z bejsbolami i żelaznymi prętami do świątyni, by go dopaść, tylko mężnej postawie wiernych jacy im się przeciwstawili zawdzięczał życie, ale by uniknąć niechybnej egzekucji musiał wyjechać potajemnie do Kijowa. Paradoksalnie jednak wedle jego słów, dzięki podobnym tragicznym wydarzeniom, jakie miały wówczas miejsce tuż za naszą wschodnią granicą: ''proces zbliżenia w obrębie jednej ukraińskiej kultury, zbliżenia jej rosyjsko- i ukraińskojęzycznego skrzydła, faktycznie rozpoczął się dopiero teraz'', podobnie jak i ''kształtowanie ukraińskiego narodu politycznego''! Trzeba było na to zbrojnego konfliktu rozdzierającego kraj, ''który przyniósł uświadomienie faktu, że wśród rosyjskojęzycznych obywateli jest ogromna rzesza patriotów Ukrainy. Stało się jasne, że bez nich nie da się zbudować Ukrainy, ponieważ faktycznie połowa ludności ukraińskiej mówi na co dzień po rosyjsku. Wydaje mi się, że właśnie tę ideę Majdanu musimy zachować i rozwijać — ideę jedności narodu ukraińskiego bez względu na język.'' - jak sekunduje Rafiejence także rosyjskojęzyczny ukraiński krytyk literacki Jurij Wołodarski. Od siebie zaś dodajmy, że przyswojenie doświadczenia historycznego i kulturowego mówiących po rosyjsku współobywateli, byłoby ożywcze dla ukraińskiego nacjonalizmu pozwalając mu wyjść z volkistowsko-banderowskiego getta, bardzo wygodnego dla Moskwy, bo kompromitującego dlań i umożliwiającego antagonizowanie samych Ukraińców.

Tak więc przy niezbędnym dla dalszego istnienia państwa zagwarantowaniu prymatu języka i narodu ukraińskiego, niech każdy przedstawiciel tamtejszych mniejszości kultywuje własne tradycje i pamięć przodków, wszakże posiadając świadomość swej odrębności płynącej stąd, że jest ukraińskim Węgrem, Polakiem, Żydem czy Rosjaninem niechby, lojalnym wobec rządu w Kijowie. A to będzie możliwe jedynie wtedy, gdy ukraińska państwowość zyska niezbędną ku temu siłę, by przyciągnąć je ku sobie przezwyciężając tym samym ich separatystyczne ciągoty, nade wszystko stawiwszy skuteczny opór agresji ze strony Moskwy. Inaczej pozostanie państwem upadłym i osuwającym się w chaos, opisaną tu niedawno wielonarodową przedwojenną Czechosłowacją naszych czasów, z czego tylko skończony idiota będzie radował się w Polsce, bo my jesteśmy następni w kolejce, nigdy dość tego powtarzać. Na to jednak by tak się nie stało, i my i oni musimy wreszcie wyzwolić się z cywilizacyjnej i kulturowej podległości wobec Zachodu, czy raczej naszego wyobrażenia o nim jakie paraliżuje własną zdolność do samostanowienia, paradoksalnie wydając na łup Rosji zacieśniającej współpracę z zachodnią Europą i cwanie oszukującej słabnącą Amerykę. Baumeister trafnie wskazuje, że w świecie, gdzie na powrót po okresie słodkiego liberalnego snu o ''końcu historii'' zaczyna rządzić naga siła, konieczne jest przeprowadzenie wpierw czegoś w rodzaju ''narodowej inwentaryzacji''. Nie sposób bowiem mówić o realistycznej strategii przetrwania państwa i narodu, bez rzetelnej oceny własnego potencjału, posiadanych przez nie sił i środków, inaczej znowu będą one brać własne chciejstwo za rzeczywistość, co w obecnych warunkach okaże się dla nich zabójcze. Dobrych parę lat temu, jeszcze podczas wizyty w Polsce w ramach ''Zjazdu Gnieźnieńskiego'' odbywającego się pod auspicjami Kościoła, stwierdzał dobitnie jako zaangażowany [greko]katolicki intelektualista co do sytuacji Ukrainy: ''

„Otrzymaliśmy wolność niemal za darmo, ale nie byliśmy do jej przyjęcia gotowi” – przyznał tłumacząc, że rozumienie wolności wyłącznie jako swobody, wyjścia z niewolnictwa, okazało się niewystarczające. „Przez ćwierć wieku nie wykształciliśmy elit. Cerkiew prawosławna znajduje się w kryzysie. Nie potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie o nasze miejsce w Europie. Drogi społeczeństwa i władzy się rozeszły. Społeczeństwo wzięło na siebie funkcje państwa. Nadal jesteśmy w kryzysie, bo aktywność społeczna nie otrzymuje wsparcia od elit politycznych. Zatem jak widzimy nasze miejsce w Europie, jak rozumiemy wolność – te kwestie są nadal dla nas otwarte” – przyznał Andrij Baumeister.''

- spokojnie można by niniejsze uwagi zastosować do kondycji III RP... Żeby jednak nie było, iż tylko bezkrytycznie wychwalam Baumeistera, bo i wybitnym umysłom zdarzają się liche pomyłki: jako chrześcijańskiemu konserwatyście o uniwersalistycznym nastawieniu, obmierzły mu jest nacjonalizm w którym upatruje trybalistycznej, neopogańskiej wręcz ideologii, zaś same narody to dlań ''twór XIX-ego wieku'' dopiero. Popełnia tym samym popularny błąd nie tylko na lewicy, ale i podzielany jak widać przez część prawicowców, o jakoby sztucznym charakterze wspólnoty narodowej powstałej późno, bo w czasach po rewolucji przemysłowej. Tymczasem wystarczy choćby sięgnąć do dzieł znamienitych autorów polskiego ''sarmatyzmu'' rodem z XVII wieku, jak Szymon Starowolski lub niedawno omawiany tu Andrzej M. Fredro, by przekonać się, że już wtedy posiadali oni świadomość swej odrębności narodowej od Niemców, Francuzów czy Moskali, o muzułmańskich Turkach i Tatarach albo Żydach nie wspomniawszy. Tak więc to nie naród, lecz nacjonalizm rodzi się na przełomie XVIII/XIX-ego stulecia i to jako ideologia pierwotnie rewolucyjna - przez długi okres czasu kwestie wyzwolenia narodowego i społecznego były tożsame, ich rozbrat w Polsce nastąpił dość późno, tak gdzieś dopiero w okolicach rewolucji 1905 i ostrego wtedy podziału między endecją a PPS. A i to ruch narodowy miał wciąż swe ''socjalne'' nawroty jak ONR czy ''Falanga'', złośliwie można rzec, iż przełom nastąpił dopiero parę lat temu, wraz z liberalnym przecweleniem głównonurtowych narodowców z Kucfederacji. Obaczymy czy marginalne póki co ugrupowania jak ''Praca Polska'' nawiązujące do korzeni ideowych ruchu, zdołają z czasem odzyskać dla rodzimego nacjonalizmu masy pracownicze i wykluczonych socjalnie, których w swej głupocie oddali PiS Bosak z Winnickim, jak i zburżuazyjniona niemal całkiem lewica. Wracając do Baumeistera i Ukrainy - czy mu się to podoba lub nie, nacjonalizm ''to zwyczajny pozahistoryczny odruch plemienny, trybalizm, widoczny w momencie gdy na twoją przestrzeń napada uzbrojony wróg, a twoich rodaków zabijają obcy żołnierze. Rozpoczęła się bitwa narodów – w chwili słabości instytucji państwowej to właśnie naród staje się podmiotem oporu. Ta archaizacja jest więc naturalna o tyle, o ile stanowi normalną reprezentację wspólnoty w przypadku agresji zewnętrznej'' - jak słusznie wskazuje ukraiński publicysta i dr historii Kyryło Hałuszko. Zdrowa archaiczna ''plemienność'' nie tylko uratowała tyłek Ukraińcom w obliczu rosyjskiej agresji 2014 roku, pozwalając zatrzymać jej napór i choć w części odzyskać utracone terytoria, ale jak się przekonaliśmy dała też paradoksalnie poczuć po raz pierwszy autentyczną jedność, poróżnionym dotąd językowo i wręcz cywilizacyjnie obywatelom kraju. Wbrew stereotypom nacjonalizm wcale nie musi wykluczać, ale oznacza też włączenie w obręb wspólnoty narodowej społeczności dotąd jej obce, przed Ukrainą stoi więc zadanie wykorzystania tego fenomenu dla budowy państwa i narodu na nowych zasadach. Oprze się ona neoimperialnemu postmodernistycznemu zamordyzmowi obecnej Rosji jedynie, gdy przeciwstawi mu rzeczywiście własną formułę kraju swobód i wolności, ale na pewno nie w duchu zgniłego demoliberalizmu i lewactwa na modłę Zachodu. Ten bowiem stanowi zabójczą, rozkładową toksynę ideologiczną w warunkach państwa frontowego, potrzeba stąd im jak i nam ożywienia paradygmatu republikańskiego z jego dowartościowaniem wspólnoty i instytucji państwowych, na czele z dyktaturą w jej pierwotnym, arcywolnościowym sensie, oczywiście w postaci odpowiedniej dla czasu i miejsca. W tle zaś majaczy bardziej jeszcze zasadniczy problem: przekształcenia tragicznego podziału cywilizacyjnego Ukrainy między Wschodem a Zachodem, rozdzierającego dotąd fatalnie kraj, w wartość i źródło siły na której mogłaby ona oprzeć nową tożsamość narodową i uzasadnić rację istnienia swego państwa. Wymaga to tytanicznego wprost wysiłku stworzenia własnej formuły eurazjatyzmu, nie mającej nic zgoła wspólnego z rojeniami Dugina, wyraźnie to zaznaczmy. Dopóty bowiem Ukraińcy nie zaczną cenić tej różnicy, odkrywając w niej paradoksalną jedność i wykorzystywać ją jako swe bogactwo wedle trafnej jak sądzę receptury Baumeistera, rosyjski imperializm wciąż będzie rozgrywał ich wedle zasady ''dziel i rządź''. Jego drapieżnemu postmodernizmowi można przeciwstawić tylko inną postmodernę - skoro bowiem putinowska Rosja twórczo wykorzystując narzędzia Zachodu przyznajmy, zdołała pożenić ''białych'' z ''czerwonymi'' godząc Stalina z Denikinem, czemużby i Ukrainie nie miałby udać się podobny numer z SS Galizien i Armią Czerwoną? Oczywiście żartuję, wolałbym raczej by oparła ona swą tożsamość na wykutej w walce obywatelskiej wspólnocie wolnych ludzi, tak jak to miało miejsce w 2014 roku na Majdanie, a później zmaganiach frontowych w Donbasie. Sprawie jedynie takich Ukraińców Polak może życzyć dobrze, a nawet stanowić mogą oni dlań wzór, tylko takiej Ukrainie rzeczywiście ''Sława!''.

ps.

Jeszcze tylko krótko o drugim z fatalnych błędów Baumeistera, który polega na tym, iż serio zdaje się wierzyć, że powojenna ''integracja europejska'' była dziełem chrześcijańskich konserwatystów. Tymczasem jak dziś wiadomo robili oni co najwyżej za użytecznych idiotów i ''paprotki'' dla post-nazistowskich skurwysynów w typie wspominanego tu dopiero co Waltera Hallsteina. Oni realnie wznosili gmach ''zjednoczonej Europy'', wraz z popłuczynami po konkurencyjnej frakcji prożydowskich tym razem rasistów Kalergiego, i socjalistycznymi masonami jak Spinelli - nie zapomnijmy też o udziale sowieckiego agenta, i przy tym wybitnego filozofa Alexandre Kojeve'a vel Kożewnikowa. Ich dziełem jest współczesna UE, stąd zasługują na miano jej prawdziwych ''ojców założycieli'', a nie ''pobożny katolik'' Schuman, jak to nam żeniono jeszcze niedawno, podobnie co i bajeczkę o rzekomo ''maryjnych'', w istocie zaś masońskich gwiazdkach na unijnej fladze. Wstyd, że tak wybitny umysł jak Baumeister daje się nabierać na podobne plewy, nie zmienia to wszakże faktu, iż w innych sprawach trzeźwo rozpatruje sytuację w jakiej znalazł się jego ojczysty kraj, co i my w Polsce dodajmy, stąd warto go mimo tego słuchać, byle nie bezkrytycznie, z pełnym należnego mu szacunku dystansem.

ps. 2

...dopisek poczyniony parę dni później: powyższe uwagi spisywałem na gorąco, ale teraz z perspektywy zaledwie kilku dób rzecz jawi się już nieco inaczej. Po cóż niby Kaczyński miałby wsadzać opozycję do Berezy, skoro robi mu tak świetną robotę, w praktyce sama zapewniając rządy PiS? Wystarczy przecież dać mówić Baal-cerowiczowi i reszcie tej hołoty, jak słusznie ujął to niekwestionowany autorytet ''kaczyzmu'' Jego Magnificencja Zelig: ''Ostatnie dni pokazały dobitnie, że jeśli PiS ma rządzić 3. kadencję, musi zacząć twardo bronić pewnych pryncypiów. TVN musi nadawać za wszelką cenę, Nitrasowi podwyżka należy się jak psu, a jeśli Kramka nie można obronić przed pierdlem, to powinien mieć przynajmniej wygodną celę''. Dokładnie, nie byłbym sobą gdybym nie dorzucił jeszcze do zestawu korwinowy pomiot w typie Berkovitza, czy inszego kuca z Kompromitacji, który dojebie coś wzorem mistrza o Hitlerze, głupich babach albo, że biedni powinni zdychać i trzecia kadencja dla PiS jak nic. Niestety, bowiem formacja ta również reprezentuje nad Wisłą umierającą właśnie postać demoliberalizmu, wbrew całej gadaninie pożal się opozycji o rzekomej ''dyktaturze'' Kaczyńskiego, cośmy już wykazali. O tym jak wyglądać mogą w związku z tym scenariusze dla Polski na najbliższą przyszłość, będzie zaś traktował następny wpis, poświęcony rzeczywistym sponsorom latającego cyrku Trzaskowskiego, bynajmniej oczywistym jak to by wyglądało z przekazu rządowych mediów.